CZWARTY

1 0 0
                                    


Ledwo skończył jedną fajkę, a już odpalał kolejną. Kiepował do popielniczki, patrząc tępo w ekran. Czego szukał? Co miał sprawdzić? Pustka była niemiłosierna, skupić – zdawało się niemożliwe. Poza tym nie oszukiwał się. Ledwo włączył to gówno, nie miał pojęcia, jak działa. Ostatnie kilka lat spędził na inicjacji w zakonie, potem w legionie, później jako najmita w Kabale. Nigdy nie miał swojego laptopa, przeszukać kilka folderów na pulpicie – to był, kurwa, szczyt szczytów.

Siedział więc i patrzył, zrezygnowany, kiepując na czuja, tylko czasem trafiając, więc całkiem sporo popiołu leżało już wokół popiołki. Kurtis ocknął się dopiero, gdy ktoś stanął obok i rzucił na niego cień. Trent spojrzał w lewo i uśmiechnął się jakby automatycznie.

— Dolać może kawy? — zapytała jakaś całkiem ładna, z dzbankiem.

— Chętnie, dziękuję. — Poczuł suchość w ustach, więc szybko przełknął ślinę.

Dziewczyna pochyliła się nad nim elegancko, nie przestając się uśmiechać.

— Podać coś jeszcze, tak żeby... milej się pracowało? — Chyba dobierała słowa. Jakie, kurwa, pracowało? Kurtis powiódł za jej wzrokiem i oboje spoglądali na ekran.

— Nie, dzięki.

Miał dziwne wrażenie, że posmutniała. Gdy odmruknęła coś na styl ach, rozumiem, w wyobraźni tylko przewrócił oczami. To była kpina losu – mieć tak ładną buźkę i w dupie nastrojowość.

***

Dante oświadczył pełną gotowość. Poczuli lekki wstrząs, gdy odrywali się od ziemi.

– Wiesz, że robię to tylko i wyłącznie dla Winstona?

Wcale nie musiał tego mówić. Widziała już wcześniej jego wyraz twarzy, kiedy wchodziła na pokład. Do teraz się nie zmienił; wzruszyła ramionami.

– Przykro mi – usłyszała i uniosła brew.

Co odpowiadało się w takiej chwili? Była słaba w te klocki. Najlepiej chyba nie było mówić nic – przyjąć kondolencje dokładnie tak samo jak na każdym innym pogrzebie. Gdy tak o tym myślała... tylko po śmierci Wernera nie usłyszała niczego w podobie. Jak mogłaby, skoro wcale nie pojechała na tamten pogrzeb? Na ten od Shu też zresztą nie miała zamiaru; ostatni, na którym była, to ten ojca. Kolejny – będzie pewnie Winstona.

Nie, tak myśleć nie wolno.

Zresztą, robiąc szybki rachunek sumienia, Lara doszła do prostego wniosku. Prawie jak pewniak, że właśnie ona odpadnie pierwsza. Przy takim stylu życia i tym, że jakoś dziwnie przestało jej zależeć...

– Wiem, że nie do Londynu. W takim razie dokąd? – Leydon nie odrywał wzroku od panelu kontrolnego.

Lara uśmiechnęła się pod nosem. Znał ją na wylot; pewnie wiedział już, co się święci. Przyglądała mu się z ukosa – tej jego pucołowatej, zarumienionej twarzy, z której wynikało tylko skupienie.

– Jeszcze nie wiem. Potrzebuję punktu zaczepienia.

Dante puścił drążek, włączył przycisk autopilota. Wyprostował plecy, po czym ułożył się wygodniej w fotelu. Sięgnął ręką do plecaka i za moment rzucił Larze palmtopa. Nie odpowiedziała.

– No to Paryż. – A gdy spojrzała na niego zdziwiona, uruchamiając sprzęt, dodał: – Pozdrowienia od Alistera.

***

Kamera. Kurtis przejechał po niej palcem i wzdrygnął się. A jeśli ktoś wiedział, że zabrał laptopa, i go teraz podglądał? Nie podobała mu się ta wizja; w ogóle technologia, przyrost narzędzi, rozwój trochę go przerażały, działy się gdzieś daleko, jakby obok legionu i obok zakonu. Ledwo początek dwudziestego pierwszego wieku, a już okazało się, że oto laptopy, jakieś bluetoothy, WI-FI – wszystko naraz. Poza tym a co, jeśli ten szmelc dałoby się namierzyć i wyszłoby, że ktoś zajebał go z mieszkania denata i do tego szabrownik pojawił się wraz z nim na dworcu? Ta myśl była jak natrętna mucha, którą trudno jakkolwiek odgonić.

Tomb Raider: Podwójne FatumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz