Siedzę w swoim biurze i jak zwykle wypełniam dokumenty. Nagle słyszę pukanie do drzwi, a po chwili staje w nich Aleksander. Czy raczej powinnam mówić Pan De santis? W końcu jakby nie patrzeć to mój szef.
- Nie przeszkadzam?
- Nie, stało się coś?
- Nie, po prostu chciałem do ciebie zaglądnąć jak sobie radzisz. Dałem Ci trochę więcej dokumentów do wypełnienia niż zazwyczaj dawał ci twój były szef, ale to tylko teraz
- Daję sobie radę, to tylko papiery
- To świetnie. Dowiedziałem się, że mamy wspólnych znajomych
- Naprawdę?
- Julka to twoja przyjaciółka oraz dziewczyna mojego przyjaciela, Liama. Dzisiaj idę na jej urodziny i ty też, prawda?
- Tak, to prawda. Ale zbieg okoliczności. Chwila, to jej kupywałeś naszyjnik?
- Tak
Całe szczęście, bo myślałam, że ma kobietę. W sumie i tak by nie chciał ze mną być. Nie jestem warta uwagi.
- A co? - zapytał
Wymyśl coś. Raczej mu nie powiem "A, bo wiesz, podobasz mi się, ale przez to, że kupywałeś naszyjnik myślałam, że jesteś zajęty". Oj nie. Wyszłabym na kretynke.
- Nooo, bo na to wygląda, że Julka będzie miała zapas biżuterii, heh
- Na to wygląda. To ja nie będę ci przeszkadzał, do zobaczenia na urodzinach
- Do zobaczenia
Po pracy szybko lecę do mieszkania się przebrać i ogólnie jakoś ogarnąć. Umyta, pomalowana, ubrana i ogólnie gotowa, lecę do domu przyjaciółki, gdzie odbędą się jej urodziny. Jej rodzina jest zamożna, więc tym samym dom to willa. Wielka willa. Czasami jej zazdroszczę. Ja nawet nie mam domu tylko mieszkanie.
Dzwonię do drzwi, a po chwili otwiera mi je Julka, we własnej osobie.
- Hej, jak się cieszę, że przyszłaś
- Jak mogłabym nie przyjść, w końcu to twoje urodziny
- Proszę wejdź, reszta jest w salonie, a w tym też twój przystojny szef
Wchodzę do środka. W salonie jest tyle ludzi, że normalnie nie wierzę. A mówiła, że będzie rodzina i najbliższsi przyjaciele. No dużo tych przyjaciół. W tłumie odnajduje Mie, Mateusza, Liama i Aleksandra. Wraz z Julką zmierzamy w ich kierunku.
- No nareszcie Lis, ile można czekać? - odezwał się Liam i mnie przytulił. Z resztą uczyniłam to samo. Z Aleksandrem też.
- Tak wyszło, to nie ważne
- W sumie racja, masz tu drinka i się zabaw - Liam, typ imprezowicza
Po dużej ilości picia postanowiłam pójść się przewietrzyć na taras. Po drodze jednak zostałam zatrzymana czyimś głosem. Znanym mi głosem, którego nienawidzę.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy? - Conor. Dokuczał mi w szkole, tak bardzo, że czasami ze strachu do niej nie chodziłam. Znęcał się nade mną. - nasza kochana kujonica. Ani trochę nie zładniałaś
Poczułam łzy zbierające się w moich oczach. Zawsze wiedziałam, że nie należę do tych pięknych, a uświadamianie mnie o tym jeszcze bardziej bolało.
- Nudzi wam się?! - usłyszałam ten cudowny głos. Aleksander
- A ty to kto? Jeszcze powiedz, że jesteś jej kochasiem
- Może tak, a może nie, nie wasza sprawa
- Gościu, co ty w niej widzisz?
- Więcej niż ty kretynie. Spierdalaj mi stąd, bo nie ręczę za siebie
Cała paczka Conora uciekła słysząc ton głosu Aleksandra. Faktycznie, gdy się wkurzył był straszny. Ale to mnie od niego nie odpycha.
- Dziękuję szefie
- Po pierwsze, nie ma za co, a po drugie, poza pracą tobą nie kieruje, więc nie mów do mnie szefie
- Dobrze, a więc poznajmy się poza pracą, Lissa
- Aleksander
Przybliżył się do mnie i szepnął do mojego ucha:
- Jednak to, że poza pracą tobą nie kieruję nie oznacza, że nie jesteś moja
Zamurowało mnie. Co to znaczy? Ta informacja plus duża ilość alkoholu spowodowały, że zrobiło mi się słabo, a po chwili ciemno przed oczami. Chyba odpływam.