Uczucie śmierci

113 16 16
                                    

Pustka.

Tylko tak Will mógł opisać swój stan. Kiedy otworzył oczy zobaczył tylko ciemność straszliwą i przenikliwą.
Nie czuł bólu, szczerzę mówiąc nie czuł nic, miał wrażenie jakby każdy jego krok nie istniał co było strasznie przytłaczające. Zaczął przeraźliwie krzyczeć nie wiedząc co się dzieję jednak nie był w stanie usłyszeć swojego krzyku. Kiedy spojrzał w dół przeraził się jeszcze bardziej. Nie czuł wcześniej, że jego nogi są po kolana zanurzone w czerwonej cieczy, która wyglądała Willowi na krew. Zaczął biec, a przynajmniej wydawało mu się, że biegnie. Upadł wykończony na kolana nie wiedząc co ma zrobić. W tym momencie nie obchodziło go już, że ubrudzi się krwią. Chciał się opszeć na rękach jednak nie czół dna. Westchnęła zdesperowany i miejąc już dość tego dziwnego miejsc położył się na plecy zanurzając się przy tym cały w cieczy.

Pod dłońmi poczuł coś ostrego, a jednak miękkiego, a gdy otworzył oczy zobaczył najwspanialszy widok w sytuacji w której się znajdował.

Była noc. 

Księżyc górował na niebie, a mu towarzyszyły małe plamki zwane gwiazdami.

Prawię, że taka sama jak ta, która zakończyła żywot Willa, ale różniła się czymś. Niestety chłopak nie widział czym. Światło księżyca odbijało się od tafli pięknego niczym z baśni strumyka. William siedział na łące, ale zaraz obok niego znajdywał się las. To miejsce...

- To miejsce jest magiczne. - usłyszał za sobą niski głos przez co przeszedł go dreszcz. Gdy się odwrócił zobaczył mężczyznę, był on na prawdę wysoki, a jego cera była biała prawię tak jak włosy. Oczy natomiast lśniły się na niebiesko. Uśmiechnął się on do Will ukazując przy tym swoje białe zęby i usiadł na trawię.
- K-Kim jesteś? - zapytał drżącym głosem brunet.
- Ja? - spojrzał na niego. - Ludzie zwą mnie przeznaczeniem, albo klątwą bywa też losem.
- Jesteś Panem Przeznaczenia? - nie dowierzał.
- Owszem Williamie.
- Z kąt znasz moje imię? - Przeznaczenie zaśmiało się na pytanie, które dostało.
- Wiem o tobie wszytko. - mówił spokojnym głosem. - Dlatego tu jesteś.
- Co się stało, że tu jestem?- zadał kolejnej pytanie.
- Tej nocy księżyc prawdę jasno świeci. - zignorował pytanie. - musiało wydarzyć się coś dobrego skoro jest taki szczęśliwy.
- Tak umarłem. - powiedział ironicznie.
- Nie Williamie umarłeś 100 lat temu.
- Słucham!?- spojrzał lekko zdenerowowny na Przeznaczenie.
- Tu czas leci całkowicie inaczej, nie denerwój się. - poprosiła dalej wpatrując się w księżyc.
- Był dla ciebie kimś ważnym? - zapytał Will.
- Huh? - spojrzał na chłopaka.
- Książe Księżyc, widzę w twoich oczach ból byliście sobie bardzo bliscy przyjaźniliście się.
- Owszem, byliśmy sobie bliscy, ale nie jako przyjaciele. Nasza miłość była pechowa. - westchnął, a Will nie mógł przez chwilę uwierzyć w to co usłyszał.
- Kochaliśmy się, był on dla mnie najważniejszy, ale nasze królestwa były przeciwko sobie. Gdy rozpętała się wojna ja zostałem wysłany tu, a mój ukochany tam wysoko na niebo. Dlatego tu jesteś.
- Co ja mam z tym wspólnego? - nie zrozumiał.
- Byłeś dobrym człowiekiem urodzonym w złych czasach. - przyznał - czy gdybym ci powiedział, że może się urodzić na nowo tylko w świecie gdzie tacy jak ty są bardziej tolerowani chciałbyś? Tylko odpowiedz mi szczerzę. - Will przez chwilę rozmyślał.
- Zrobiłbym wszystko aby chodź przez chwilę móc być tolerowany i normalny, więc tak chciałbym.  - przyznał.
- Więc twoje marzenie zostanie spełnione. Zrób wszystko co chcesz i odnajdź swojego ukochanego tylko pamiętaj, że żyjesz, a wśród żywych nic nie jest idealne. - Will zobaczył przed sobą wielki portal. Wstał i zaczął się kierować w jego stronę gdy już stał centralnie przy nim odwrócił się.
- Widać, że ci go brakuję, zrób wszytko żeby go odzyskać. - uśmiechnął się do Przeznaczenia.
- Postaram się. - również się uśmiechnął.
- Jestem szczęśliwy, że mogłem cię poznać.
- Ja również się cieszę i mam nadzieję, że najpóźniej się zobaczymy. Niech to życie będzie twoim ulubionym. Żegnaj.
- Żegnaj. - Will uśmiechnął się ostatni raz i wszedł do portalu.

Podróż powrotna była o wiele spokojniejsza i przyjemna dla Willa.












- Willy- uśmiechnęła się szeroko kobieta do syna.
- William Byers urodzony 22.03.2004 roku twój ukochany syn nie licząc mnie. - zaśmiał się Jonathan podchodząc do swojego brata.
- Oh Jonathanku będę was obu kochać tak samo. - zaśmiał się.
- I tu nie wątpię!

Na Nowo/ Byler Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz