Po bolesnym wyznaniu Viego zabrał mnie z powrotem do Twierdzy. Zostawił mnie tam, sam znikając na długo, naprawdę długo. Chodziłam po ogrodach sama, Mgła pilnowała mnie jednak bez ustanku. Była w stanie mnie obronić bez najmniejszego problemu – duchy i upiory niechętnie zatem przystępowały do mnie.
Całą Wyspę pokrywała Mgła, zatem mimo wszystko zrujnowany król wiedział doskonale, gdzie się znajduję i czy potrzebuję jakiejkolwiek jego pomocy. Był w stanie pojawić się obok w ciągu kilku sekund – przez to czułam się niezwykle bezpiecznie w jednym z najbardziej przeklętych miejsc na ziemi. Poza tym niedaleko zawsze czuwał Ledros – widziałam go, jak patrolował teren wokół Twierdzy, przeganiając co niebezpieczniejsze upiory.
Duża część duchów wciąż zachowała swoje wspomnienia i zdolność mowy. Czasami podchodzili bliżej, pustymi oczyma obserwując mnie z widoczną tęsknotą. Dla nich obecność żywej osoby była równie drażniąca, co kojąca. Nie robiły mi krzywdy, Mgła i strach przed własnym, zrujnowanym królem trzymały je z daleka. Ledros nie zatrzymywał ich, widziałam jednak, jak uważnym spojrzeniem ogarnia każdego, kto podchodził zbyt blisko mnie.
Pamiętałam, jak po raz pierwszy się tu znalazłam. Przyciskałam do siebie jasno świecąca lampę i byłam taka przerażona, że nie byłam w stanie zauważyć smutnego piękna tego miejsca. Teraz gdy chodziłam tutaj wolna i bezpieczna, Wyspy Cienia odkrywały przede mną swoje słodkie, chociaż przeklęte tajemnice.
Jednym z ciekawszych miejsc była dla mnie biblioteka. Tysiącletnie zbiory wciąż były w dobrym stanie, utrzymywane przez magię w zaklętym stanie zawieszenia wobec czasu i przestrzeni. Z początku oglądałam tylko mapy i albumy, szkice miast i osób, ale szybko zainteresowały mnie również opowieści. Chłonęłam je, siedząc w zniszczonych, okrytych Mgłą ogrodach przy Twierdzy.
Rozległe tereny zielone sięgały daleko. Gdy w ciągu pierwszych dwóch dni Viego zabierał mnie tutaj na spacery, byłam zachwycona zaklętymi w czasie roślinami, fantazyjnie poskręcanymi i zrujnowanymi, spaczonymi Mgłą i nieznanym mi przekleństwem. Później, gdy zrujnowany król pozostawiał mnie samą na dłużej, również tu przychodziłam, a zazdrosna Mgła odganiała z upiornym szeptem wszelkie duchy i upiory. W jej czułych objęciach byłam bezpieczna, wiedziałam o tym doskonale.
Dziś też wybrałam się na spacer po ogrodach. Wśród wysokich żywopłotów i rzeźb pracowały duchy ogrodników, ścinając konary i liście, które nigdy nie wyrosły i nigdy już nie będą rosły. Upiory wiodły za mną tęsknymi spojrzeniami, ale bały się podejść bliżej. Wszyscy na Wyspach wiedzieli, co Viego zrobił w pierwszy dzień swego powrotu – nikt nie chciał zginąć od jego nienawistnego miecza, przez przypadek zaczepiając szwaczkę, która pozostawała pod opieką władcy.
Ogród powoli kończył się, przechodząc w gęsty, ciemny las. Tamta przestrzeń intrygowała mnie, chociaż moje serce drżało na samą myśl o tym, że mogłabym się tam zagłębić. Mgła również tego nie chciała – odciągała mnie od tego miejsca, łagodnie otaczając moje ciało i prowadząc mnie z powrotem ku pałacowym ogrodom. Obejrzałam się – Twierdza była daleko, straciłam też z oczu Ledrosa. Pomyślałam, że mogę poprosić Viego o wycieczkę w ciemny bór. Ze zrujnowanym królem nie bałabym się ani trochę zagłębić w ciemny, nieznany las.
Z lasu nagle dobiegły do mnie przerażające dźwięki. Cofnęłam się o krok, słysząc trzask łamanego drewna i upiorny charkot oraz wściekły krzyk. Mgła jak na zawołanie podniosła się, otoczyła mnie całą i sycząc, zagęściła się, tworząc ciasny kokon.
- Marie!
Tuż obok mnie pojawił się Viego, wychodząc z Mgły szybkim krokiem. Dopadł do mnie i ułożył mi dłoń na ramieniu, zagarniając moje ciało ku sobie.
CZYTASZ
Łamacz serc (Viego & OC FanFiction)
FanfictionPo walce ze Strażnikami Viego tkwi uwięziony na Wyspach Cienia. Tymczasem wyspy Sudaro atakowane są przez morskie potwory. Czy zwykła, łagodna szwaczka będzie w stanie ocalić swój kraj i swego króla? Czy uda jej się sprowadzić Zrujnowane Ostrze i po...