35. Niezrozumienie

44 5 0
                                    

Poranek tuż po balu przyszedł szybciej, niż bym się tego spodziewała – w Pałacu z Viego spędziliśmy dużo czasu, zrujnowany król zabrał mnie stamtąd, dopiero gdy niemal zaczęło świtać. Odprowadził mnie do warsztatu i dopiero tam zniknęła ta ułuda tego, że jest żywy – martwe oczy wypełniły się martwą magią Wysp Cienia, bladość jego skóry stała się idealnie widoczna, a Mgła uniosła się i ogarnęła go całego tak samo zresztą, jak i mnie.

- Viego? – zaczęłam cicho, gdy stał tak nieruchomo dość długo.

- Dobrze się bawiłaś, Marie? – zapytał, otrząsając się z dziwnego marazmu.

- Tak – odpowiedziałam, uśmiechając się. – Dziękuję, Viego.

Zrujnowany król odpowiedział mi uśmiechem, ale gest wydawał się smutny. W oczach Viego nie widziałam też zwykłej mu radości i zadziorności. Władca martwego świata martwił się czymś, a jego widok sprawiał, że moje serce pękało na pół z dziwnego bólu.

- Viego? – położyłam dłoń na jego ramieniu. – Wszystko w porządku?

Zrujnowany król skinął głową, ale jego uśmiech przybladł. Coś dręczyło go, jednak nie chciał o tym opowiadać.

Zrobiło mi się zimno. Czy stan zrujnowanego władcy był wynikiem tego jednego, nagłego wybuchu namiętności, któremu i Viego, i ja poddaliśmy się wtedy w ogrodzie? Było mi wtedy tak przyjemnie... Viego widocznie to dręczyło, mimo że w Pałacu nie pokazał niczego po sobie.

- Już późno, Marie – zauważył. – A raczej bardzo wcześnie. Powinnaś odpocząć chwilę, przespać się trochę. Dobrze?

Pokiwałam głową.

- Co z tobą? – zapytałam.

- Nie potrzebuje snu, głupia szwaczko – zaśmiał się, tym razem jednak jego uśmiech był zadziorny i uroczy. – Poczytam trochę.

Pokiwałam głową i zniknęłam na tyłach warsztatu, pozostawiając Viego samego. Zaczynało świtać, a ja czułam się szczęśliwa i jednocześnie bardzo, bardzo zmęczona. Ściągnęłam z siebie suknię, a Mgła, która wciąż wiła się między materiałami, zaszczebiotała cicho. Wyciągnęłam ku niej ręce, a pasma od razu owinęły się wokół moich palców. Przycisnęłam je do siebie z czułością.

- Zostań ze mną – poprosiłam cicho. – Ty, Ostrze i... Viego. Proszę.

Mgła mocniej przylgnęła do mnie, jakby chciała pokazać, że absolutnie nie chce mnie opuszczać. Uśmiechnęłam się i ułożyłam w łóżku, a Mgła wciąż przepływała wokoło mnie, szepcząc mi swoje szalone pieśni.

Obudziłam się kilka godzin później. Słońce było już wysoko, ciepłe promienie wpadały do mojej sypialni, ogrzewając moja twarz i ręce. Podniosłam się i przetarłam oczy, rozglądając niemrawo wokoło.

Suknia, w której byłam na balu, leżała tam, gdzie ją zostawiłam, jednak wydawała się teraz wyblakła, pozbawiona blasku, który zapewniała jej Mgła. Mgły też nigdzie nie było widać. W moim sercu zrodziła się niepewność, coraz bardziej ogarniając mnie całą.

Wyskoczyłam z łóżka i ubrałam się szybko. Spięłam włosy i odetchnęłam. Nie, wszystko jest w porządku. Zaraz przekonasz się, że wszystko jest w porządku, głupia szwaczko.

Z drżącym, przerażonym nie wiedzieć czemu sercem wkroczyłam do warsztatu. Było tu cicho, ale o wiele mniej słonecznie niż w sypialni, mimo że warsztat miał o wiele większe okna. Odetchnęłam. Zimno i ciemność wskazywały, że ani Viego, ani Mgła nie zniknęli.

- Odpoczęłaś, Marie? – Viego zeskoczył z belek pod sufitem i stanął przede mną.

- Tak. – Uśmiechnęłam się natychmiast. – Czy dużo przeczytałeś?

- Wszystko – wyznał.

- Oh! – westchnęłam zaskoczona. – Zatem wypożyczę ci...

- Nie, Marie – przerwał mi. – Ja... powinienem wracać już, Marie.

- Wracać? – zdziwiłam się.

Tak, doskonale wiedziałam, o co może mu chodzić. Moje serce zamarło jednej chwili, zrobiło mi się też nieprzyjemnie zimno. Nie... to nie może się dziać. Viego tak po prostu... nie...

- Dziękuję ci za wszystko, Marie – zaczął cichym tonem, a lekki, smutny uśmiech pojawił się na jego twarzy.

- Nie idź – wyszeptałam. – Viego, nie idź.

Zrujnowany król westchnął tylko i dotknął mojego policzka. Jego uśmiech stał się jeszcze smutniejszy.

- Należysz do światła, Marie – zauważył. – A ja... przeciągałem cię do ciemności już zbyt długo. Czas przestać.

- Nie idź – powtórzyłam, łapiąc jego rękę.

Mgła otoczyła moje palce z cichym sykiem ukazując, jak bardzo nie chce mnie zostawiać. Viego delikatnie ściągnął moją dłoń drugą ręką i przytrzymał obie moje ręce przy mojej piersi. Gdy pochylił się nade mną i czule, ale krótko ucałował mnie w czoło, wiedziałam, że nic już nie dam rady zrobić, ani zmienić.

- Proszę... - jęknęłam cichutko.

- Twój król czeka na ciebie – zauważył Viego. – Zostanie i zaopiekuje się tobą, Marie.

- Viego, proszę...

- Żegnaj, Marie.

Zrujnowany król odsunął się, a gdy próbowałam wyciągnąć dłoń, cofnął się o kolejny krok. Po chwili Mgła ogarnęła go całego, z sykiem zakotłowała się i zniknęła. Warsztat wypełnił się słońcem i ciepłem, a ja opadłam na kolana, szlochając za utraconym uczuciem.

Szalona, szalona, szalona Marie! Cóż jeszcze zrobisz dla swojej miłości?

Łamacz serc (League of Legends: Viego & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz