Zgredek

1.4K 55 5
                                    

Gdy Severus się obudził nadal był tulonym koto-kebabem. Przez chwilę się zastanawiał co on wczoraj brał, ale przypomniał sobie wczoraj dość szybko. Zarumienił się porządnie lekko skulając na swoim miejscu. Jaki wstyd! Co wcale nie znaczy, że nie było mu potem naprawdę przyjemnie.

— Już się obudziłeś kocie? — Meuknął jeszcze bardziej się w niego wtulając.

— Głupi lew. — Syknął na niego cicho.

— Tak tak wiem. Aportujemy się do Madam Pomfrey. —

— Nie odpuścisz? —

— Nie. — Snape mamrotał coś tam jeszcze pod nosem, ale wyswobodził się z zaborczo obejmujących go rąk i ręcznika. Podszedł do szafy z której wybrał czarną koszulę i, po kilku cichych przekleństwach, luźniejsze lniane czarne spodnie. Hary zaśmiał się cicho, i sam na siebie ubrał jasnoszary podkoszulek i jasne jensy. Młodszy wrócił też z łazienki z ich butami. Kiedy wyszli załapali się jeszcze na śniadanie z Tomem.

— O co Chodzi? —

— Nie wiem. — Odparł prosto Snape.

— I dlatego zabieram go do pani Pomfrey. Nagini, bądź tak miła i zajmij go czymś na tyle przyjemnym by nie miał szans na swoje momenty. — Wysyczał do niej cicho Harry, ale Tom i tak zrozumiał wywracając oczami.

— I tak już mam zajęcie. Przestudiuję zapiski Salazara. —

Gryfon uśmiechnął się tylko do niego. Zjedli lekkie śniadanie, po czym musieli wyjść poza bariery aportacyjne, skąd Harry wymusił na Severusie przeniesienie w pobliże Hogwartu. Po harakterystycznych trzaskach Snape musiał trzymać go mocno by się nie wywalił.

— Twoja równowaga, jak na kota, ma spore braki do ideału. — Zironizował, uśmiechając się kącikiem ust.

— Zawsze są jakieś odchyły od normy. — Powtórzył jego słowa. Skierowali się w stronę zamku. Dość szybko znaleźli się w skrzydle szpitalnym. Harry zapukał grzecznie do gabinetu pielęgniarki, a ta po chwili pojawiła się w drzwiach.

— Harry? Severus? Co was na Merlina sprowadza do mnie w wakacje? — Snape odwrócił wzrok, Spoglądając na swoje buty. Dopiero wtedy zwróciła uwagę na ich uszy i ogony. — Co..? —

— Tak, jesteśmy kotołakami. Ale to nie o to chodzi. Jest na coś chory, ale nie wiemy na co. Ale ten uparciuch sam się do tego nie przyzna. —

— Czuję się już dobrze. — Wywrócił oczami.

— A wieczorem znowu będę zchodził na zawał. Madam, przebada go pani? To będzie duży problem? — Ta mrugała chwilę zaskoczona. Spojrzała jeszcze raz między nimi po czym się uśmiechnęła. Po chwili dało się zobaczyć i u niej kocie atrybuty, od razu przywodziły na myśl turecką Agorę.

— Tak myślałam. Oboje zbyt często wpadaliście w kłopoty i zbyt szybko się wylizywaliście. Choć Severusie, zaraz wszystko wyjaśnimy. — Posadziła go na najbliższym łóżku i już po chwili załaskotał go przyjemny chłód zaklęcia skanującego. Mógłby teraz zwinąć się w kłębek i zasnąć. I po skończonym skanowaniu o dziwo zrobił to bez żadnych problemów. Harry tylko na to zamrugał. Może to normalne?

— To normalne? — Wyrzucił swoje myśli na wierzch. Pielęgniarka czytała dokładny skan. W pewnym momęcie uśmiechnęła się szeroko.

— Tak. Nawet wskazane by dużo spał. Zobacz Harry. — Podała mu zapisaną kartkę papieru.

Severus Snape

Kotołak - dachowiec.

Ostatnio zaobserwowane zmiany.

Moja Kicia // SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz