Oliwka

1.2K 44 5
                                    

Znając awersję kotów do skrzydła szpitalnego, ci zdecydowanie nie chcieli tam być. Po prostu nie lubili tego miejsca. Snape był wyjątkowo drażliwy, znajdując się w tej sterylnie białej przestrzeni, tak innej od jego komnat w których zawsze panował półmrok. No cóż, jeżeli machomet nie przybędzie do góry, to góra przybędzie do machometa, jak to mówią mugole, Poppy Pomfrey zjawiała się w jego prywatnych kwaterach raz na miesiąc, albo jeżeli się jej uwidziało to częściej. Zwykle wybierała momęty gdy sprawdzali pracę domowe, albo w wypadku Harrego odrabiali je, albo w wypadku Snape'a układali testy, a także przygotowywali się na następne zajęcia. Zwykle wtedy też przyłapywała dachowca na jedzeniu lub piciu określonych smaków. Czekolada, maliny, orzechy, mięta, pomarańcze, różrawina i ryby oraz ogółem owoce morza. Łączył to czasem tak irracjonalnie... Szkoda słów. Nie żeby nie miał spontanicznych ochotek na inne smaki, ale te wyjątkowo przypadły mu do gustu.

Nie żeby tym razem było inaczej. Harry odrabiał swoje zadanie z transmutacji, w trakcie gdy jego mąż poprawiał testy piątego rocznika z obrony pisząc na nich siarczyste uwagi, było ich co prawda o wiele mniej niż na eliksirach, ale nikt nie raczył mu odebrać tej przyjemności. Tak przy okazji Severus zjadał kolejny słoik drzemu z żórawiny. Pomona zawsze miała rękę do żórawiny... Mniam.

Kiedy rozdał mini test na kółku zielarstwa, o dziwo najwyżej napisał go Longbottom. I właśnie takim cudem Nevile pracował pod nim jako jego zastępca zielarstwa przez kolejny miesiąc. Potem przejęła go Sprout, będąc wyjątkowo zadowolona i dumna z gryfona. Przy okazji, dołączyła do kolejki pod nazwą "chcę zrobić coś bardzo nieprzyjemnego dyrekcji." Ale przodowały w niej Harry, Minevra i Hermiona. Choć Potter ograniczył się do "Nie mam na niego czasu, muszę zająć się swoim mężem, ale jak tylko pojawi się w zasięgu mojego wzroku poza wielką salą.. Nie ręczę za siebie."

— Cześć koteczki! — Zaświergotała pielęgniarka wchodzą dz do ich kwater.

— Witam, Madame. — Przywitał się lew. Snape zdawał się jej nie zauważyć pochylając lekko nad kartkami i z "tym" uśmieszkiem zamazując niektóre zdania na testach po to by napisać jakiś zjadliwy komętarz. Kobieta tylko wywróciła oczami i jej ogon lekko zadrgał, ale tak czy siak podeszła do dachowca.

— Severus, gdybyś zapomniał, na tą wizytę się z tobą umawiałam. Więc bądź tak dobry i połóż się na kozetce. — Od kiedy ten stanowczo odmówił przebywania w ambulatorium tu stanęła jedna z nich. Fuknął tylko coś pod nosem, marudząc i podszedł na wyznaczone miejsce bez problemu na niej siadając. Kotka rozpięła jego szaty, robiąc sobie dostęp do jego brzucha i klatki piersiowej. Przyłożyła różdżkę w kilka poszczególnych punktów na jego ciele, mamrocząc zaklęcia. Nie robiła skanu, bo od tego kot zawsze zasypiał.

— I jak? — Spytał z uśmiechem młodszy, kończąc swój esej. Kocór siadł na kanapie tylko ciągnąc za materiał szaty tak by go zakryła, a pielęgniarka na fotelu.

— No cóż... Jestem w stanie wyodrębnić trzy płody. — Gdy ci ani trochę się nie zdziwili, sama zdziwiona kontynuowała. — Ale zauważając, że są to AŻ TRZY płody wcale się nie dziwię, że już po trzech miesiącach twój brzuch jest taki duży. Zadanie dla was jest takie, by Severus nie nabawił się pęknięć na skórze, smarować brzuch oliwką. Jasne? — W trakcie wywodu gryfon podszedł do kanapy i położył zakończoną pazurami dłoń na ramieniu męża.

— Tak, wiemy, że to będą trojaczki. Jak zacząłem, tak nie mogłem przestać tak się o nich mówić. — Zacisnął lekko tą dłoń. — Zrobię wszystko by cała czwórka czuła się jak najlepiej. — Widząc tą zawziętość w oczach ucznia Agora uśmiechnęła się i dała im pięć sporych buteleczek oliwki.

— No to życzę wam powodzenia. Tak pozatym, Severus, będziesz wyglądał nie jak arbuz, a jak trzy arbuzy otoczone materiałem w którym luki wypełni powietrze. — Po tym jak to sobie wyobraziła zaśmiała się w głos.

— Nie musiałaś mi przypominać. — Syknął na nią cicho. — Jak ktoś mnie zaatakuje będę miał ograniczoną ilość ruchów, a także będę bardziej narażony na ataki. Jak zaklęcia które nałożyli na mnie Harry, Lucjusz, Narcyza i Tom nie wytrzymają... —

— Wytrzymają. — Przerwał mu Harry zaczynając mruczeć uspokajająco.

— Potter ma rację, zarówno Tom jak i Harry są wyjątkowo silnymi magami, a Malfoywoie też wcale nie są słabi. — Tak samo zaczęła mruczeć. Dachowiec powoli się rozluźnił.

— Yhym... Tak, dziękuję. Nie wiem które ma naturę pesymisty, ale któreś na pewno. — Podwójne mruczenie zaczęło go usypiać. Zamrugał by odgonić senność. — Niech jedno przestanie mruczeć, bo zaraz wam tu usnę. — Warknął. Pielęgniarka przestała mruczeć.

— No dobrze, jak już wszyscy jesteśmy spokojni, to ja was zostawię. Pamiętajcie by przed snem użyć oliwki. — Wstała z fotela i przeniosła się fiuu do swojego gabinetu.

Harry pchylił się tak by mruczeć tuż koło jego ucha. — To co, kotku, idziemy do łóżka? — Dostał spodem dłoni w szczękę.

— Bez zboczonych myśli, kotku. — Zarzartował, sam idąc do sypialni. W pewnym momęcie odwrócił się do niego z lubieżnym uśmiechem na ustach. — Myśli.. To o wiele zbyt mało by mnie usatysfakcjonować. — Nie kłopotał się tym by zapinać swoją szatę, wręcz kusił go brakiem guzików do rozpięcia. Harry oblizał swore wargi.

— Zdziwił byś się, kotku. Twoje wyobrażenie.. — Mruknął z lubnością.

— A czemu moja osoba jest zastępowana przez jakieś marne wyobrażenie? — Harry specjalnie powoli do niego podszedł.

— Bo musisz się wysypiać, a moje mokre sny przenoszę do łazienki. — Wyszeptał mu. Przez co czarnooki się podniecił. — Wyobrażenie nie wystarczy? — Drażnił się.

— Dla mnie? Nie. — Och, oczywiście, że wystarczy!

— Hymmm... Najwidoczniej muszę się bardziej postarać. — Wyminął go w stronę sypialni. — No choć. — Zaśmiał się mrucząc przy okazji. Po chwili oboje siedzieli na łóżku.... — No to zaczynamy zabawę.. — Mruknął Harry nakładając tłusty płyn na ręce. —

Siedzimy na łóżku, rozcieram oliwkę w dłoniach. Hymmm.. Co ja bym mógł z nią zrobić? Przybliżam się do ciebie kładąc dłonie na twojej klatce piersiowej i kreślę nimi leniwe wzory... Pcham lekko, kładąc naszą dwójkę na łóżku, zaczynam cię całować, moje ręce przesuwają się na szyję, kark, żuchwę... Mymmm... Odrywamy się od siebie dopiero gdy brakuje nam powietrza. Moje usta wędrują się na twoje obojczyki, coś je ostatnio zaniedbałem. Dłonie lądują na twoje boki. Twoje obojczyki są maltretowane przez całowanie, ssanie, szczypanie i podgryzanie, zaczynają się tworzyć na nich bordowe malinki. Nalewam więcej oliwki na dłonie, dopiero teraz zajmując się twoim brzuchem. Składam na nim drobne pocaunki, gdy przypominam sobie o moim ogonie i zaczynam głaskać cię nim po udach... — Cały w bordowawych rumieńcach Severus oddychał ciężko, wpatrując się w niego intensywnie. Nic już nie było w stanie ukryć soprego namiotu w jego spodniach. — i... —

— Oh nie torturuj mnie już, tylko zrób co opisałeś! — Jęknął w jego stronę.

— Jak sobie życzysz. — Wymruczał lubieżnie młodszy, powoli robiąc to o czym mówił nie tak dawno temu. Jedyną różnicą było to, że o wiele wiele szybciej zostały zdjęte ubrania dachowca, bo wrzucił je gdzieś w kąt na samym początku. Gdy skończyły się opisywane czynności Harremu pozostało improwizować. Schodził z pocaunkami niżej, ciągle wcierając oliwkę w rozgrzaną skórę męża. Kiedy erekcja czarnookiego otarła się o policzek Harry'ego, a ten poczół piżmowy zapach, ułożył się wygodniej w jego nogach ciągle mając dostęp do brzucha w wziął jego boleśnie twardy problem głęboko do gardła. Wywołał tym jęk na pograniczu pisku wypełniosego przyjemnością. Snape zaczął się wić pod nim kiedy, brał go głębiej i wypuszczał, ruszał głową, ssał, lizał, uśmiechał się wokół przyrodzenia męża i drażnił się z nim zębami. W końcu, po uniesieniu, usta Pottera błyszczały od białej spermy która jeszcze ciekła końcikiem ust, a brzuch starszego błyszczał w każdym miejscu od oliwki.

— O ostatnim etapie nie wspomniałeś. — Wysapał czarnooki.

— Bo nie dałeś mi skończyć, kotku. —

Moja Kicia // SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz