"Tak naprawdę interesujący są tylko ludzie mroczne i z problemami- powiedziała Alice, jedna z gotek. "
~Alexandra Adornetto, "Blask"-I mówisz, że po tym wszystkim rodzice pozwolili Ci do mnie przyjść? -zapytała szczerze zdziwiona Vanja zalewając gorącą wodą dwa kubki wypełnione saszetkami z herbatą.
-Oczywiście, że nie -odparła Francine. -Nie pytałam się ich o zgodę.
Kasztanowłosa uśmiechnęła się złośliwie i zmierzyła wzrokiem siedzącą przy kuchennym stole dziewczynę. Ubrana była ona w czarną spódniczkę z miękkiego materiału sięgającą kolan, intensywnie pomarańczową rozpiętą bluzę, beżowe podkolanówki, błèkitne baleriny ozdobione kokardkami i blado różowy t-shirt z delikatnym, kwiatowym wzorem.
-O tak; wyglądasz na takiego rebelsa, który hasa po ulicach nie zważając na to, że może wypromować dźgnięty nożem między żebra -rzuciła sarkastycznie opierając się o szafkę.
Francine wymamrotała przekleństwo pod nosem odruchowo poprawiając okulary i dotykając palcami srebrnego kolczyka zdobiącego jej lewą brew.
Vanja widząc ten gest wybuchnęła głośnym śmiechem, na co blondynka zgromiła ją zabójczo lodowatym spojrzeniem.
-I z czego rżysz? -warknęła Francine krzyżują ręce na płaskiej piersi.
-Z Ciebie, oczywiście- odparła Vanja biorąc mały łyk gorącego napoju.
Francine zmarszczyła brwi, pozwalając kasztanowłosej na wygraną w tej słownej potyczce.
Dziewczyny milczały jeszcze chwilę, po czym zaczęły mówić w tym samym momencie.
-Hehehe, ty pierwsza- uległa blondynka śmiejąc się.
-No dobra- odparła Vanja cały czas chichocząc. -Zastanawiam się, komu udało się przyskrzynić tego całego Jeffa... -powiedziała oglądając psychodeliczne wzorki zdobiące jej kubek.
Francine spojrzała na nią zdumiona.
-Naprawdę? Chyba tylko Ciebie może to zastanawiać. Najważniejsze, że jest zamknięty w tym szpitalu i... -Vanja! Co ty robisz?! -wrzasnęła próbując rozerwać zaciśnięte na jej bluzkę palce przyjaciółki.
-W jakim szpitalu? Wiesz w jakim? Na pewno wiesz, prawda? -Pytania wylewały się z niej nieprzerwanym strumieniem.
-Vanja, puść mnie.
-A jak to zrobię, to odpowiesz? -Kasztanowłosa pytająco uniosła brew.
-Naturalnie. -Francine zapięła bluzę pod samą szyję wyzwalają się w końcu z imadlanego ścisku dłoni Vanji.
-To... powiesz? -ponagliła ją przyjaciółka podwijając rękawy oliwkowego swetra.
-Tak; nie mam pojęcia w jakim szpitalu on jest- odpowiedziała Francine poprawiając okulary.
-Co? -zapytała iście grobowym tonem Vanja.
-No wiesz- mówiłam, że odpowiem. Ale nie powiedziałam, że odpowiedź cię usatysfakcjonuje- powiedziała Francine usilnie starając się nie spojrzeć w intensywnie zielone, rozszerzone oczy Vanji.
Kasztanowłosa zacisnęła dłonie na stole, wzięła parę głębokich wdechów, po czym wyszła z domu zatrzaskując za sobą drzwi.
Obie miała Francine siedziała jeszcze parę chwil przy stole patrząc na puste krzesło. Zaraz jednak opanowała się i wybiegł z domu w ślad za swoją przyjaciółką.
-Vanja? Gdzie ty lecieć? -zawołała widząc jej nieustannie zmniejszającą się sylwetkę. Schyliła się i wyjęła spod wycieraczki klucz. Zamknęła drzwi mieszkania i odwróciła się w stronę ulicy.
-Chodź, chodź, chódź- usłyszała ponaglający szept tuż przy swoim uchu.
-V-Vanja? Ale jak ty, przecież ja, no bo ty- zająknęła się Francine wytrzeszczając oczy na stojącą obok niej dziewczynę.
-Idziemy poszukać Jeffa- zakomendetowała zielonooka zaciskając palce na nadgarstku blondynki.
-Na co ja się godzę? -jęknęła żałośnie Francine i przyspieszyła kroku.