Rozdział drugi

118 14 2
                                    

"Nieszczęśliwy, kto ze wspomnień swoich lat dziecięcych czerpie jeno żałość i trwogę. "
~Howard Lovercraft, "Wyrzutek"

Stukot butów niósł się echem po długim korytarzu. Przyspieszone oddechy pędzących przed siebie ludzi i ich serca bijące w nierównym, szalonym tempie były jedynymi przejawami ludzkości, bowiem twarze tychże osób wykrzywione były przez szpetne i makabryczne grymasy. Naraz postaci te zatrzymały się, a jedna z nich wytrzeszczając swoje nabiegłe krwią oczy zaczęła poruszać ustami, w których wnętrzu znajdowały się długie, spiczaste kły.
-Wstawaj, Jeffrey. Wstawaj- wyharczał upiór, po czym wbił pazury w chorobliwie blade obojczyli chłopaka tak łudząco podobnego do mnie.
Zaraz, czy to

-JAAAAA?

-Jeffrey, uspokój się! Jeffrey!

-Ja... jestem Jeff- powiedział cicho czarnowłosy chłopak zaciskając pięści na jasnym przescieradle. Starał się z całych sił, żeby zamknąć powieki, jednak musiał ponieść konsekwencje swoich czynów. I właśnie dlatego nawet po zamknięciu oczu jego okaleczone powieki przepuszczały nikłe wiązki światła do soczewek.

-To Ci się tylko śniło- kobiecy głos powtarzał to zdanie raz po raz, niczym mantrę.

-Nic mi nie jest- odpowiedział Jeff powoli otwierając oczy.

Uważnie zlustrował każdy centymetr kwadratowy pomieszczenia, które od paru tygodni było jego więzieniem. Na pamięć znał już rozmieszczenie wszystkich mebli; łóżko stało pod zakratowanym oknem, dwie szafki- w lewym kącie pokoju, zaś drugie łóżko stało przy drzwiach. Ściany pomieszczenia pomalowane były na beżowy kolor, który Jeff zdążył już znienawidzić.

Jedynym przerwaniem monotoni w wystroju tego wnętrza były trzy postaci stojące wokół łóżka, w którym zmuszony był leżeć Jeff. Chłopak spoglądał na nie ze zirytowaniem- był pewien, że potworem z jego snu była ta prawie, że ruda dziewczyna wpatrująca się w niego z taką dziwną intensywnością. Poza tym skórzane pasy boleśnie wpijały się w skórę jego przedramion, ud i łydek; a pielęgniarki idiotycznymi wymówkami zbywały jego prośby- ba! - błagania o rozluźnienie pasów, czy regularne smarowanie opuchniętych miejsc.

Chłopak odkaszlnął znacząco wbijając wzrok w nagą ścianę przed sobą.

Najwyraźniej lubująca się w bezcelowym uspokajaniu Jeffa pielęgniarka pochwyciła jego aluzję. Spojrzała wymownie na dziewczynę stojącą po jej lewej stronie i gestem dłoni nakazała kasztanowłosej niewiaście mówić.

Dziewczyna spłoszyła się nieco, jednak trwało to zaledwie krótką chwilę, bowiem zaraz zaczęła szczebiotać głosem, który w mniemaniu Jeffa był skrzyżowaniem pocierania paznokciami o tablicę z dźwiękiem wyłączającej się miktofali i sprzężenia w głośnikach. Słowem- nic przyjemnego.

-Cześć, Jeffrey! Ja jestem Vanja Pelle, a to moja przyjaciółka- Francine Torvald. Nie musisz akcentować "er" w jej imieniu, woli, kiedy wymawia się je bardziej jako: "fansin", czy: "fanzin". Ale to nic ważnego. Bo wiesz, ja od zawsze interesowałam się psychologią i seryjnymi zabójcami takimi, jak na przykład Kuba Rozpruwacz, czy Czarownica z... e, nie pamiętam, ale wiesz, to była ta babka, co zabijała swoje przyjaciółki, gotowała je w garze, a potem dodawała to mięso, które z nich zostało do tych ciastek i wtedy je...

-Nie! Vanja przestań, bo się zżygam- zawołała Francine ściągając na siebie zdumione spojrzenie przyjaciółki i wywołując delikatny uśmiech na ustach Jeffa.

-Eee... No i, no dobra, Francine- nie szturchaj mnie. No i wiesz- pomyślałam, że spotkanie kogoś, kto też zdmuchnął parę świeczek będzie interesującym przeżyciem! - Vanja zakończyła swoją przemowę szczędząc w uśmiechu swoje małe, równe zęby.

Czarnowłosy chłopak oddychał głęboko i względnie spokojnie. Oczy miał na półprzymknięte, zaś jego usta drgały w dziwnym tiku.

Francine przyglądała mu się z zaciekawieniem, dokładnie obserwując ruchy jego gałek ocznych pod opuchniętymi powiekami; toteż nie zdziwiła się ani trochę, kiedy nagle chłopak otworzył oczy, a jego intensywnie niebieskie spojrzenie spoczęło na Vanji.

-Mam nadzieję, że zdechniesz w okropnych męczarniach, a twoje wnętrzności zaczną gonić zanim umrzesz, żebyś mogła poczuć smród swojej własnej głupoty- powiedział charkotliwym szeptem.

Parę sekund później odpłynął do psychodelicznej krainy Morfeusza dzięki zastrzykowi zaserwowanemu w udo.

Ten, który kochałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz