Rozdział I
Zasnute poranną mgłą, wyłaniające się spod rozciągającej się aż po sam horyzont ciemnobłękitnej tafli wody, jaskrawe, wręcz pomarańczowe słońce powoli budziło zaspane, spokojne miasto do życia. Opustoszała, piaszczysta plaża oraz spacerujące mewy tworzyły sielankową, letnią scenerię, nadając jej specyficzny, beztroski nastrój. Kąsające śródziemnomorski brzeg spienione falbanki wody przyjemnie muskały narząd słuchu, tworząc najpiękniejszą muzykę na świecie, składającą się tylko i wyłącznie z orkiestry dzikiej natury. Czasem na przestrzeni niebieskiej otchłani, gdzieniegdzie ukazywały się drobne statki, które z dużego dystansu sprawiały wrażenie dziecięcych zabawek. Oddalająca się od linii horyzontu ognista gwiazda, otoczona złotą aureolą coraz bardziej oświetlała pobliskie pola oraz wzgórza, nadając im jasnofioletową barwę. Raz połączone przez delikatnie promienie z bezchmurnym niebem tworzyły nierozerwalną jedność, zapierającą dech w piersiach. Różnorodne krzewy oznaczały tu znajomy, zielony świat, codzienną swojskość, zaś słońce-błyszczącą i tajemniczą aureolę niebios, promieniującą w nieskończoność. Dochodziła czwarta nad ranem... Pozłacane, subtelne, ciepłe promienie słoneczne niepostrzeżenie wdarły się do pokoju jednej z kawalerek, rozjaśniając szarą, zakurzoną atmosferę mojego azylu. Roztańczony, wesoły blask światła zagościł na chwilę w pomieszczeniu, ukazując wszystkie niedoskonałości, zaniedbanego pokoju, jakby chciał przypomnieć lokatorce, że już najwyższy czas wziąć się za sprzątanie, lecz codzienny wyścig z czasem i dopiero co, rozpoczęta, wymarzona, a na dodatek wymagająca praca powodowały, że mój grafik dnia dość rzadko przewidywał czas na porządki, nie mówiąc już o śnie. Przetarłam zmęczone od ciągłego patrzenia w ekran komputera zaspane oczy, po czym dopisałam ostanie zdanie i wysłałam artykuł do redakcji, w której pracowałam już od ponad pięciu miesięcy.''Zazdrość zabija"- taki oto tytuł nosiło najnowsze śledztwo, którego byłam uczestniczką i redaktorką. Odkąd tylko pamiętam marzyłam, aby zostać w przyszłości kimś tajemniczym i niepozornym, mającym związek ze światem przestępczości. Będąc jeszcze dzieckiem wiedziałam już, że nigdy nie zostanę przyjęta do grona typowych, zapatrzonych w siebie laluni w różowych sukieneczkach z lalkami Barbie w ręce i cieszyłam się z tego. Byłam inna, nie pasująca do kryterium zwyczajnej, głupiutkiej nastolatki, trzymającej się tylko z dziewczynami, przez co niektórzy uważali mnie za dziwadło, nie mające prawo bytu, lecz nie przejmowałam się tym, co w późniejszym czasie zaowocowało pozytywnymi skutkami, gdyż stałam się pewną siebie, niezależną i silną kobietą. Jako nastolatka nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do mojego codziennego stroju, czy wyglądu. Czego efekt jakoś specjalnie nie odczuwałam w dorosłym życiu. Moje migdałowe, długie, lekko zakręcone włosy, niebieskie, głębokie oczy, egzotyczne, hiszpańskie rysy twarzy, ciemna cera i wysportowana, smukła figura o odpowiednich walorach nieraz przysparzały mężczyzn o zawroty głowy, co nie ukrywam było niezmiernie satysfakcjonujące. Złamany paznokieć bądź szminka, nigdy nie wywoływały u mnie żadnego uczucia przejęcia, gdyż porostu nie dbałam oto. O wiele bardziej za to wolałam brudne, niebezpieczne zabawy w towarzystwie moich kolegów z klasy, czy wdawanie się w różne bójki i bijatyki. W okresie dorastania, kiedy większość moich rówieśniczek wyobrażało sobie swojego księcia z bajki na białym rumaku, ja przechodziłam silną fazę na tzw."bycie gliną". Zainspirowana różnymi serialami i filmami produkcyjnym takimi jak: ''07 zgłoś się'', ''James Bond'' czy ''Miami Vice'' przeistaczałam się na podwórku wraz ze swoimi kompanami w dzielnych łowców, stróży prawa bądź złoczyńców. Mnie niestety jednak nie było dane zostać policjantką czy ochroniarzem, lecz wtedy odkryłam swoją furtkę do spełnienia swoich młodzieńczych marzeń, którą stało się dziennikarstwo śledcze. Raz zasiane w dzieciństwie ziarno fascynacji światem przestępczości, zakorzeniło się we mnie na bardzo długo, pozostawiając po sobie cichutko kiełkującą roślinkę, przez co marzenia o zwalczaniu zła w dorosłym życiu wcale nie minęły i pozostały we mnie do dzisiaj. Pamiętam jeszcze jako nastolatka często oglądałam różnego rodzaju programy publicystyczne z udziałem kilku dziennikarzy, lecz jednak żaden z nich nie przykuwał mojej uwagi, jak ten, którego pasek informacyjny pod nazwiskiem był inny niż wszystkie. Nie był to zwykły, prozaiczny dziennikarz, ale dziennikarz śledczy. Wyróżniało go kilka cech widocznych gołym okiem. Absolutny brak uśmiechu na twarzy, poważne do głębi spojrzenie, zatroskana mina i wszechogarniająca tajemniczość oraz magia. Wystarczy tylko rzucić hasło: "dziennikarz śledczy" i już zapadała pełna powagi, i podziwu cisza. Zawód ten, pozwalał człowiekowi przekroczyć wszelakie granice i odkryć najciemniejsze, najgorsze zakamarki ludzkiej duszy i sumienia. Dociera do ludzi, miejsc, a także faktów wręcz nieosiągalnych nawet dla prawdziwej policji, prokuratora czy sądu. Dziennikarz śledczy, to skrzyżowanie korespondenta wojennego, konspiratora, powstańca, prokuratora, polityka i dziennikarza w jednym. Dziennikarze śledczy to oddzielna kategoria ludzi, można by rzec... Człowiek tajemnica. Kiedy zegar ścienny wybił godzinę wpół do piątej postanowiłam po cichu wymknąć się z pokoju, nie budząc przy tym mojej mało sympatycznej współlokatorki- Samanty i udać się na mój codzienny rytuał, czyli jogging. Dokładnie wiedziałam, że nie zmrużę już oka, więc nic nie stało na przeszkodzie, aby trochę się dotlenić. Mimo tego, że mało czasu przeznaczałam na sen, to jednak o figurę dbałam bardzo przesadnie i zawsze znajdywałam chwilę, by pobiegać w okolicy. Lubiłam to rześkie, poranne, świeże powietrze, działało ono lepiej niż jakakolwiek mocna kawa z rana, której również byłam wielkim smakoszem.Kiedy założyłam swoje ukochane, przetarte, czarne spodnie do kolan i zwykłą, fioletowo-białą bluzkę z krótkim rękawem oraz odpowiednie obuwie prędko złapałam klucze od mieszkania i cichutko wymknęłam się z domu. Tak, jak zawsze wybrałam swoją dziesięciokilometrową trasę wzdłuż plaży. Poranny, niewyobrażalnie piękny krajobraz śródziemnomorskiego morza każdego dnia niezmiennie mnie zaskakiwał. Panujący spokój, wszechobecna cisza i tylko ten głośny, przygotowujący się do sztormu szum morza, który od czasu do czasu muskał nieśmiałe fale przypływu. Trudno było uwierzyć, że to samo miejsce kilka godzin wcześniej roiło się od sennych z powodu gorąca plażowiczów. Zapewne powrócą tu niebawem, wraz z pierwszymi, cieplejszymi promieniami słońca, zabierając się z powrotem za swoje zamki, babki i morskie potwory. Stwarzając na powrót krajobraz, który tak nierozerwalnie kojarzył mi się z wakacjami.Pod koniec mojej trasy od niepamiętnych czasów zawsze przysiadywałam na malowniczych, starych falochronach, mocząc nogi w stygnącej wodzie, oddychając cudowną bryzą zarezerwowaną dla pasażerów rozmaitych wodnych wehikułów, pochłonięta we własnych myślach. Czas na powrót do wynajętej kawalerki wyznaczały mi powoli przechadzające się po drewnianym molu z rzadka grupy spacerowiczów lub zakochane pary. Mieszkanie, w którym urzędowałam już od ponad dwóch lat znajdowało się na przedmieściach Montown, co bardzo sprzyjało mojej pracy, z dala od ulicznego gwaru czy dudniących, nocnych klubów. Droga powrotna nie zajęła mi dużo czasu, więc nim się obejrzałam już przekroczyłam próg kawalerki. Jak się okazało moja współlokatorka również postanowiła wcześniej wstać, gdyż ujrzałam ją w kuchni, robiącą sobie śniadanie.
- A ty co, znów szlajałaś się po mieście?- zapytała złośliwie, tak jak miała w zwyczaju.
- Nie szlajałam się, tylko biegałam. Swoją drogą Tobie również przydałoby się troszkę ruchu, bo coś ostatnio się zapuściłaś- odgryzłam się. - Nie interesuj się tak!- warknęła- Jakbyś nie zauważyła, to ja w przeciwieństwie do Ciebie mam chłopaka i jakoś nie narzeka on na moją figurę, za to ty nie masz do kogo gęby otworzyć!
- Widocznie musi wybrać się do okulisty, bo coś mu wzrok szwankuje- uśmiechnęłam się złośliwie i poszłam do swojego pokoju, zostawiając rozwścieczoną dziewczynę samą. Samanta mieszkała ze mną od niedawna, ale już na samym początku naszej znajomości wiedziałam, że nie będę się z nią nudzić. W tamtym okresie, kiedy dopiero co rozpoczynałam dorosłe życie, na własny rachunek, byłam kompletnie spłukana i nie miałam jak zapłacić czynszu, więc potrzebowałam kogoś, kto pomógłby mi w wyjściu na prostą. Akurat Sam była w trakcie poszukiwania jakiegoś zacisznego lokum, więc spodobała się jej ta okolica i przeprowadziła się do mnie, tym samym, pomagającmi spłacić długi. Umówiliśmy się, że żadna z nas nie będzie sobie wchodzić w drogę, a w razie kłopotów finansowych byłyśmy skłonne sobie pomóc, choć nie pałałyśmy do siebie zbyt wielką sympatią. Gdy troszeczkę ochłonęłam po miłym poranku z moją ukochaną lokatorką postanowiłam wziąć szybki, orzeźwiający prysznic i się przebrać. Po wykonaniu rutynowych czynności fizjologicznych ubrałam się w sięgającą mi przed kolano, czarną, szykowną spódnicę, podkreślającą kobiece kształty, granatowo- biało-fioletową, jedwabną koszulę i czarne szpilki na platformie, a włosy upięłam w koka. Cały mój ubiór dopełniał lekki, peramentny makijaż i odwieczne mi towarzysząca czerwona szminka na ustach. Samanta wiele razy podsuwała mi różne, złośliwe komentarze na temat mojego ubioru, mówiąc, że wyglądam staroświecko, ale jakoś nigdy nie zważałam na jej słowa. Tak odziana opuściłam swój azyl, rzucając na pożegnanie do dziewczyny złośliwe" będę późno, nie czekaj z obiadem" i udałam się do redakcji pełna determinacji, otwarta na nowe śledztwa.
CZYTASZ
Tajemnica, to moje drugie imię.
VampireMłoda, obiecująca dziennikarka śledcza podejmuje się nowego śledztwa, dzięki któremu liczy, że wypłynie na szerokie wody w kryminalnym świecie. Sprawa od samego początku wydaję się być podejrzana... zostawiona przy rozszarpanej ofierze czarna róża...