05. Czarna róża

56 5 0
                                    

Rozdział V

Powoli odzyskiwałam przytomność. Niepojęty, okropny ból rozdzierał moją czaszkę, przysparzając mnie o kolejne napady nudności. Najdelikatniej, jak tylko potrafiłam, lekko uchyliłam powieki, aby zorientować się, gdzie dokładnie byłam przetrzymywana. Zamazany obraz niechętnie zaczynał przyjmować zarys różnych przedmiotów, aż w końcu utworzył spójną, jednolitą całość. Leżałam w obskurnym, surowo wykonanym, ciemnym pokoju, bez okien, w którym jedynie dźwięki tykającego zegara zapewniały jakiś akustyczny akcent, odmierzając moją nieuchronnie zbliżającą się śmierć. Pomimo tego, że moje minuty zostały już policzone, a możliwości ucieczki były nikłe, postanowiłam nieznacznie się poruszyć, lecz od razu tego pożałowałam, gdyż w jednej sekundzie miałam przed sobą potężną, mroczną sylwetkę, pochylającego się mężczyzny z uliczki. Odruchowo, w akcie samoobrony szarpnęłam się do tyłu, lecz nic tym nie osiągnęłam. Ręce oraz nogi miałam związane. Bezsilnie wywijałam ramionami, niczym zwiotczała, gumowa lalka zawieszona na sznurkach, próbując się uwolnić, ale moje wysiłki na nic się nie zdały, gdyż środek odurzający jeszcze nie zdążył opuścił mojego ciała. Mój upór oprawca narodził cichym, kpiącym, szyderczym pomrukiem, na który zmroziło mi krew w żyłach. Przerażenie ogarnęło całe moje ciało, to nie był dźwięk, jaki wydają z siebie ludzie, brzmiało ono niczym odgłos wygłodniałej, dzikiej zwierzyny. Ze strachu przymknęłam na nowo oczy i zaczęłam histerycznie wołać o pomoc. Reakcja mężczyzny była błyskawiczna. W mgnieniu oka zatkał mi usta ręką, mocno dociskając moją twarz do poduszki, sprawiając mi jeszcze większy ból. Wierzgałam się niczym drapieżny kot, kiedy chwycił mnie za prawą nogę, łamiąc mi w odwecie kilka kości. Cierpienie było wręcz oślepiające, co jeszcze bardziej wzmogło moje wrzaski. Krzyki coraz bardziej denerwowały mojego porywacza. Był bardzo silnym mężczyzną, po którym było widać, że regularnie trenował muskulaturę. Kobieta mojego pokroju nie miała większych szans, by stawić mu czoła (tym bardziej, że środek odurzający nadal dawał się we znaki). Mimo to nadal stawiałam opór, nie chciałam zginąć, wiedząc, że nie próbowałam walczyć. Broniłam się jak oszalała, drapałam, gryzłam i tłukłam związanymi rękoma, lecz jeden skuteczny ruch unieruchamiający moje ręce i głowę spowodował, że nie miałam już jak się asekurować. W jednej chwili zupełnie się załamałam. Nie było dla mnie ratunku. W moich oczach kryło się już tylko bezimienne przerażenie wraz z bólem.

- Zamknij się głupia! - warknął nieprzyjemnie, patrząc wprost w moją twarz.

Gdy uniosłam lekko głowę ujrzałam przed sobą dwa czerwone punkciki w wykrzywionej od wściekłości twarzy. Ręka mężczyzny mocno przytrzymywała moją prawą nogę, sprawiając mi niewyobrażalne katusze, w wyniku czego z mojej piersi wyrwał się jęk cierpienia.

- Proszę - powiedziałam, błagalnym, cichym, chrapliwym głosem, nie powstrzymując napływających do oczu łez.

Podziałało, gdyż mężczyzna domyślił się, że jego ucisk sprawia mi ból i rozluźnił rękę.

- Siedź cicho, a może skrócę twoje męki- syknął groźnie, wskazując na siną nogę- a poza tym i tak twój krzyk Ci w niczym nie pomoże. Nikt Cię tu nie usłyszy.

- Co ze mną zrobisz? Do czego Ci jestem potrzebna?- zapytałam, ostatkiem sił próbując opanować drżący głos. Liczyłam na to, że moja nieugiętość i wewnętrzna siła, dadzą mu do zrozumienia, że pomimo zagrożenia ktoś w niedługim czasie może mi ruszyć na pomoc, a tym kimś miał okazać się być Muss wraz z Amandą, lecz na mężczyźnie nie zrobiło to jakiegoś piorunującego wrażenia, gdyż uśmiechnął się chłodno.

Na moment zapadła niepokojąca cisza. Mój oprawca nie spieszył się z udzieleniem mi odpowiedzi, tylko obdarzył mnie ponurym mruknięciem. Przez chwilę wymienialiśmy pomiędzy sobą spojrzenia, a jego oczy na nowo przyjęły normalny, zwyczajny, zielony odcień. Zamrugałam gwałtownie, mając w pamięci, jak jeszcze kilka minut temu świeciły czerwonym blaskiem! Zanim jednak zdążyłam się przyjrzeć ponownie, zalegającą ciszę przerwał dzwonek telefonu. Mężczyzna prędko złapał za urządzenie, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, był spięty. Kilka krótkich słów spowodowało, że oblałam się zimnym potem:

Tajemnica, to moje drugie imię.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz