Początek

295 20 3
                                    

Przez to, że podczas przepychanki zabiłem chłopca, moja rodzina (a bardziej sam ojciec) stwierdziła że musimy się przeprowadzić,  na drugą stronę kraju? Chyba. Nie pamiętam jak długo i jak daleko jechaliśmy, poprostu pewnego wieczora ojciec przyszedł do mnie, powiedział pakuj manatki, przeprowadzamy sie rano. Intelekt roku.

Mój ojciec oczywiście wprowadził w nowym mieszkaniu straszny rygor – brak telefonu podczas siedzenia w domu/poza domem miałem włączona lokalizację by ojciec wiedział, czy czasem nie siedzę na komisariacie i nie zeznaje na niego. Zero zapraszania kogokolwiek do domu, zero znajomych. Kochany tata dbał też o mój ubiór. Długie rękawy bluz oraz swetrów. Ojciec był  też wstanie nazwać mnie mordercą i pobić – oczywiście za zamkniętymi drzwiami, tak by nie wyszło że taki biznesmen jak on bije syna i żonę w domu. Matka? Nie reagowała szczerze. Chyba naprawdę była głupia, jak ojciec jej zawsze mówił.  Bo jak można nie kiwnąć palcem na cierpienie swoje, i swojego jedynego dziecka.

Tak więc, każdy wieczór piątku jak i cała sobota opierała się na strachu i bólu. Fizycznie, nawet bym to zniósł, ale ja poprostu psychicznie nie dawałem rady. Codziennie słyszałeć, jakim to okropnym się nie jest, mordercą, głupkiem. Potworem.

Myśl że ojciec zaprzestanie trochę tego wszystkiego z początkiem roku szkolnego, napełniała mnie nadzieją na dziesięć miesięcy spokoju. Ale nie moi drodzy, nie tak łatwo, szkoła prywatna, ojciec zarzuci groszem, i żadnych siniaków nagle nie ma, żadnych ran, magiczne leczenie.

Pierwsze dni nie były tak złe. Jesień i zima też spoko, zachowanie wzorowe, wzorowe oceny i moje ukochane swetrey. Gorzej za to było, gdy nadeszła wiosna, zaczęło się robić ciepło, a ja dalej jak ten debil chodziłem w swetrach. Nadeszły też zawody szkolne z lekkoatletyki, sportów grupowych, sztuk walki. A ja, sportowym świrem nie jestem. Dlatego też zapisałem się na pomaganie organizatorom podczas zawodów i unikłem tym samym męczarni, plotek i ośmieszenia mojej własnej osoby.

Pierszym dniem były biegi, skoki w dal i tak dalej. Przy każdym z biegów miałem to samo proste zadanie. Wpisanie długości biegu, klase, imie i nazwisko oraz wynik w karcie. Siedziałem sobie więc spokojnie w cieniu, w moim ulubionym, świątecznym, czerwono-białym swetrze oraz z butelką wody.

Czy te biegi mnie jak kolwiek interesowały? Nie. Czy chociaż raz na nie spojrzałem? Otóż tak, ale gdy blondyneczki zaczęły wydzierać imię słynego atlety, blondyna, syna artysty czy kim kolwiek jego ojciec jest.

Cały jego bieg na tysiąc, rozwalał mi głowę, nie od jego zdolności, ale od tych cholernych wrzasków!
No ale bieg jak to bieg się skończył, wszystko fajnie, podchodzi do mnie najpierw Hektorek, jego brat, no i nasza słyna gwiazdka. Achilles.

- Cześć... Patraklos..? Przepraszam, naprawdę nie pamiętam twojego imienia- powiedział złotowłosy z sztucznym uśmiechem.

- Patroklos- odpowiedziałem lakonicznie.- na ile biegłeś, imie i nazwisko, i klase podaj- dodałem po chwili, głupio mi było trochę za moje zachowanie szczerze, ale bałem się że ojciec się dowie że z kimś złapałem kontakt, a złego (a raczej gorszego) zakończenia tego tygodnia nie chciałem mieć. Achilles był dość miłą osobą, co potęgowało mój stres.

- Biegłem na tysiąc, jestem z drugiej a, a jak asy, haha... wiem, potężny żart, i wystarczy że wpiszesz samo Achilles, każdy sie domysli że to o mnie chodzi, i mój wynik to [...]

Zapisałem to szybko w arkuszu i powiedziałem mu szybkie ,,dziękuję, możesz iść odpocząć". Na co on miał pójść nie wiem, pod trybuny, a ten usiadł obok mnie, i zaczął sobie od tak pić wodę, patrząc na mnie jak na jakiś obrazek.

- Czemu siedzisz w swetrze?- wypalił tak o, znikąd. Zero skrępowania...

- Czemu miałbym nie siedzieć?- odpowiedziałem.

- Nie powinno odpowiadać się pytaniem na pytanie.

- Poprostu lubie ten sweter.

- Świąteczny? W środku wiosny?- zapytał skonfundowany Achilles.- Może ty masz gorączkę?

- Wtedy już bym leżał w domu z lekami- odparłem.

- Też racja. A i jeszcze dwa pytania...- Drugie zdanie Achilles już wymamrotał ledwo słyszalnie pod nosem.

- Myślałem że nie jestem na przesłuchaniu, jednak życie lubi zadziwiać- powiedziałem głośniej, by ten dobrze zrozumiał każde moje słowo.

- Och no dobra no! Żadne przesłuchanie! Pogawędka z przyszłym przyjacielem, może i chłopakiem?- powiedział i głupkowato się wyszczerzył. Co za...

Moja twarz lekko poczerwieniała już na początku rozmowy (pewnie dlatego, że jedynie z rówieśnikami gadam podczas projektów z biolki), ale teraz to wyglądałem jak czerwone ledy w moim pokoju.

- Oj nie nie ni--

- Och no! Nie bądź aż tak aspołecznym introwertakiem.- Achilles przewrócił dramatycznie oczami.

- Introwertykiem.- Poprawiłem go bez zbędnych słów.

- I idealistą...- Dłoń Achillesa poleciała na jego czoło, a głowa odchyliła się równie dramatycznie jak przekręciły się jego oczy.

- Myślę, że możesz zostać aktorem tureckiego serialu.- Zaśmiałem się.- Powodzenia w karierze kochany.

- Ależ ja ci dziękuję, będę aktorem na poziomie wyższym niż koreańska drama, a nie jakaś turecka.- Tak samo jak ja się zaśmiał i przeczesał ręka swoje złote włosy.- Jednak umiesz być miły. Dlatego też zapraszam cię jutro po szkole na kawę. Pa!- już chciałem coś powiedzieć że nie mogę, a ten już poszedł na skoki w dal.

No nie wytrzymam. Co za człowiek.

No co za człowiek, ja poprostu... a może ja nie pije kawy. I co teraz zrobisz Achilles, niech mnie nawet nie denerwuje.

I tak ładnie wyklinając postać blond włosego chłopca, zacząłem przygotowywać się na odbieranie wyników ze skoków. Kocham te robotę.

No ale oczywiście, i Achilles przyszedł podać wyniki, i znowu wypalił z nie śmiesznym w żadnym stopniu żartem: haha, słuchaj Patroklos ja to... aż sześćdziesiąt metrów skoczyłem jdjdjdjdjakxosk i osiem.

- Chyba ci w główkę przygrzało

- Oj no! Pożartować nie dasz... skoczyłem [...].

- Brawo, znów najlepszy wynik. Pogratulować.

- Właśnie! Pogratuluj mi!

- Już ci powiedziałem brawo- prychnąłem.

- Wiesz co.- I ten znów zaczął dramatyzować...

- To nawet nie jest już dramat, tylko tragikomedia

- Ou... uderzenie w serce... u-umieram

- Przestań, ludzie się na ciebie patrzą

- Na NAS sie patrzą, na najlepszą pare w szkole.- Znów się wyszczerzył.

- Boże! Karaluchilles? Kocham ten ship

- ... Jesteś okropny.

- A ty narcyzem.

- A ty idziesz ze mną na kawę.

- Nigdzie nie idę.

- Nie porwe cię... nie tera- Muszę iść- wstał i poszedł.

Moje życie to naprawdę tragikomedia, ale tak szczerze, to bez komedi w tym.
Stalker z niego jakiś. Ja mam dość na dziś, zbieram manatki i wyjeżdżam...

PatrochillesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz