Środek '3

107 13 3
                                    

Rozdział nie sprawdzony

---

Ranek, pierdolony ranek. Tak bardzo nie chciałem, by noc się skończyła. Nie dam rady, wytłumaczyć się ojcu Achillesa co i czemu się stało. Nie chcę też patrzeć w oczy Achillesa. Boję się, że ujrze ten sam wzrok, co w nocy. Przybity, smutny wzrok, patrzący się wprost na mnie. Jego zielone oczy, połyskujące złotymi gwiazdkami, nie będą szczęśliwe jak każdego innego dnia, a wręcz pociemnieją, uśmiechu zapewne też nie ujrze na jego pięknej twarzy, nawet nie wiem, czy on na mnie spojrzy.

Powiedzmy sobie w prost - zjebałem. Swoim zachowaniem. Swoim wszystkim tak szczerze, zaczynam żałować, że nie zakończyłem tego, jeśli kiedykolwiek mogłem. Przecież nikt i tak by nie płakał. Nie ma osoby by za mną płakała.

Nie ma osoby, która by płakała za takiego śmiecia.

Może Hektor ma racje? Może ja naprawdę powinienem umrzeć? Jestem przecież bezwartościowy. Okropny. Brzydki. Paskudny.

Nie czułem nawet, jak słone łzy spływają po moich policzkach i tego jak łkam. Nie było na co zwrócić uwagi, od kilku lat to norma, nikt nie reagował na ból jaki przeżywałem przez to co zrobiłem, morały mnożyły mi się w głowie, męcząc mnie, a to jak ojciec się zachowywał nie pomagało. Nie chciałem poklepywania po pleckach, bo wiem, że to wszystko co zrobiłem było okropne, ale jednak chciałem usłyszeć normalną rozmowę. Taką, która nie kończyłaby się na tym, że dostawałem po twarzy od ojca.

Teraz nikogo też nie ma, by wysłuchał mojego bólu, nie ma takiej osoby na ziemi chyba, przynajmniej takiej stworzonej dla mnie.

- Patroklos, wszystko dobrze?- Usłyszałem pukanie do drzwi i delikatny głos Achillesa.

- Patroklosie, jeśli nie chcesz dziś o tym rozmawiać, to zostawmy to na lepszy dzień, nic na przymus.- Teraz odezwał się Peleus, ojciec Achillesa.

Po chwili usłyszałem jak ktoś odchodzi od drzwi, ale zaraz po tym, usłyszałem delikatne pukanie.

- Patroklos? Tu ja Achilles, mogę wejść?- zapytał, a jego głos się łamał, co było wyraźne. Bynajmniej dla mnie.

- T-tak, wchodź- odpowiedziałem, próbując zachować jakąkolwiek pewność głosu.

- Ale ty lubisz udawać pewnego siebie przedemną, co..?- zapytał się znów Achilles, próbował się zaśmiać, ale nam obu do śmiechu nie było blisko.- Możemy porozmawiać? Tak szczerze... bez żadnych kłamstw, możemy pójść na ogród, by mieć pewność, że nikt nie usłyszy nas- dodał.

- Nie mam ochoty wychodzić dzisiaj gdziekolwiek, przepraszam.

- Nie przepraszaj, nie masz za co- odparł, i wszedł do środka pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Widziałem jak nerwowo poprawia kosmyk swoich włosów, po czym podszedł do łóżka, na którym siedziałem ja. Zajął miejsce dość blisko, opierając się o ścianę głową. Widziałem dokładnie zarys jego żuchwy. Jeszcze chwilę skanowałem każdy pojedynczy centymetr jego twarzy, gdy ten nagle głośno wypuścił powietrze. - Widzę, że nie chcesz się otworzyć przedemną i moim ojcem, więc stwierdziłem, że najpierw jak ja zrobie pierwszy przed tobą, to i ty może zrobisz to samo.- Przekierowałem wzrok troche za niego, patrząc się tępo w ścianę za nim.- Więc oto prawda o mojej rodzinie, Patroklosie. Powiem wprost, nie jesteśmy szczęśliwi, nie tak jakbym chciał, tak to powiedzmy. Wiem - to wcale nie równa się z tym co ty przeżywasz, ale moja rodzina też posiada własne "Trupy w szafie". Zacznę od tego, jak moi rodzice się nienawidzą, moja matka nigdy nie chciała być z moim ojcem, a ten przez jedną impreze zniszczył jej całe życie, a ta przez swoich rodziców została zmuszona do zostania z nim. Moja mama... nigdy nie chciała być związana z macierzyństwem, odzawsze twardo stąpała po ziemi, i nie raz powiedziała mi, że ona nie będzie się rozczulać nademną. Zawsze miała za to od grórny zarys idealnego syna, którym ja nigdy nie będę. Nie chcę być prawnikiem, ani lekarzem. Nigdy też nie interesowałem się polityką, pieniędzmi i tak dalej, za to zawsze słyszałem, jaki to okropnym synem nie jestem, i jak ona bardzo żałuję, że mnie urodziła. Teraz prawie jej nie ma w domu, bo ma ważniejszą pracę, a niedawno jak łaskawie wróciła, to usłyszałem tylko, że nic nie potrafie zrobić, bo rozlałem wodę. Mój ojciec za to, przeżywa do dziś jak skrzywdził moją matkę, wiem to, bo słyszę jego płacz w każdą sobotnią noc, i podczas każdej kłótni o to z mamą. Mimo, że z wierzchu nie pokazuję, by jego życie miało jakieś wady, to je ma, ma ich wręcz za dużo, tylko dobrze je ukrywa. Czasami sam czuję się, jako winowajca za te wszystkie problemy jakie mają. Bo to pewnie moja wina ale... nic się nie dzieje bez przyczyny, tak?.. kiedyś będę miał własną rodziną, a wtedy będzie to najszczęśliwsza rodzina na świecie, obiecuję to sobie. - Achilles tu zakończył swój monolog.

Teraz już nie muszę odsłaniać kart, by dowiedzieć się co leży na sercu Achillesa.

- To chyba kolej na mnie..?- powiedziałem nie pewnie, powiedziałem? Bardziej zapytałem się jego, ten delikatnie skinął głową, dając mi prostą informację na temat tego, że on już nie będzie mówić, więc ja mogę zacząć swój monolog.- Więc... um... zacznę od tego, że mój ojciec od zawsze miał jakieś staroświeckie przekonania, na przykład uważa, że mężczyzna nie ma prawa płakać - to nie męskie, kobieta? Jedyne po co jest to do rodzenia dzieci jak jakaś krowa, no i inne głupoty. A takim jedynym przekonaniem jego było to, że kobieta podczas ślubu nie może się uśmiechnąć, bo to oznacza tyle, że jest głupio, nawet jeśli miałaby doktoraty, dla niego jest skreślona. Moja matka była kiedyś naprawdę mądrą kobietą, była na studiach lekarskich, niestety ojciec robił jej takie wyrzuty, że jest tempa i co ona tam robi, że to wszystko porzuciła. Ta rodzina to cyrk, ale wracając, jak byłem młodszy, zabiłem przypadkiem chłopca, popchąłem go, a ten upadł na kamień, rozbijając sobie głowę, ja...- Do moich oczów napływało tsunami słonych łez, a stare ranny zostały ponownie rozdrapane. Mój mózg próbował to wszystko jakoś, nie wiem, zakodować? Możliwe.- Od tej pory ojciec nazywa mnie mordercą, i ja...- Chciałem coś powiedzieć, ale brzydkie pociągnięcia nosem, dały Achillesowi do zrozumienia, że ja już nic nie wymówię, przynajmiej bez łkania między słowami.

- Spokojnie, dla mnie nigdy nie byłeś mordercą. Nigdy cię za takiego nie uważałem, mimo że pierwszego dnia w szkole już słyszałem plotki na temat tego, że kogoś zadźgałeś- rzekł spokojnie Achilles, przytulając mnie mocno.

- Ja naprawdę nie mam sił żyć- wyszeptałem.

‐--

Ilość słów: 1019

PatrochillesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz