✧୭̥⋆*。PROLOG ୭̥⋆*。✧

332 28 116
                                    

Akurat padało. Smętnie patrzyłem jak krople deszczu wyprzedzają siebie nawzajem po powierzchni szkła, biegły prosto po szybie auta, a potem nagle się wykręcały. Taka jedna kropla przypomina moje życie, z początku jest prosto, łatwo i zadowalająco, myślisz, że możesz Wszystko, jednak w pewnym momencie życia, coś sie psuje i wychodzi nie po twojej myśli, bo przecież nie masz innego wyboru. Musisz iść tą krętą, jak i nie przyjemną dla oka drogą.

– Słonko.. rozchmurz się, nie będzie wcale tak źle..- odwróciła moją uwagę od szyby moja zmęczona rodzicielka, która właśnie piła czwartą kawę.

– Hawkins.. - mruknąłem.
– Wiem że nie chcesz tam wracać.. ja również, ale teraz jest za późno na powrót kochanie.. - powiedziała łagodnie podając mi kanapkę zawiniętą w papierze śniadaniowym.

– Dziękuję, nie jestem głodny, zjem później. - powiedziałem biorąc kanapkę od rodzicielki. Położyłem ją obok siebie na siedzeniu, i wróciłem do oglądania kropel na szybie. Staliśmy właśnie na stacji benzynowej i czekaliśmy na mojego brata, który poszedł do sklepu kupić sobie Hot dog'a.

Po kilku minutach wybiegł ze sklepu z kapturem bluzy na głowie, szybko wsiadł do samochodu, i po kilku wręcz sekundach wyruszyliśmy w dalszą drogę.

Nie chciałem wracać do Hawkins, miałem z bardzo złe wspomnienia z tego miasta, zostałem porwany w wieku 11 lat gdy wracałem do domu rowerem, skąd wracałem? Nie pamiętam.

Nie pamiętam kompletnie nic oprócz mojego porwania, czy miałem tam jakieś towarzystwo? Nie wiem. Czy dobrze mi sie tam żyło? Nie wiem. Czy żył tam z nami nasz ojciec? Nie wiem.

Moja mama również nie pamięta, brat tak samo, twierdzą że od zawsze byłem energicznym dzieckiem, i mało przebywałem w domu, z rana zawsze wychodziłem, a dokąd i z kim? Nie wiedzą.

Przestałem dopiero wychodzić gdy mnie znaleźli. W tedy zamykałem się w pokoju i z niego nie wychodziłem.

Zmieniło sie to dopiero gdy przeprowadziliśmy sie do Derry.

Tam pamiętam że miałem przyjaciół, może i tylko dwóch, ale nadal miałem z kim spędzać czas.

Przyjaźniłem sie z nie jaką Beverly Marsh i jej przyrodnią siostrą Amarylis.

Beverly to wysoka szczupła dziewczyna z kręconymi rudymi lokami, ma piękne zielone oczy, przez co wiele chłopców z podstawówki jej ulegało, Amarylis była nie jako wyjątkowa, ponieważ jej biologiczny ojciec był albonosem, a sama dziewczyna oddziedziczyla po nim urodę, ma długie cienkie białe włosy jak śnieg, i czerwone jak krew duże oczy za szkiełkami cienkich okularów, jej cera jest również biała, ale to dodaje dziewczynie uroku, nie będę kłamał, Beverly jak i Amarylis, są piękne, jednak nigdy bym sie z nimi nie umówił, Beverly kiedyś sie we mnie zadłużyła, jednak dałem jej jasno do zrozumienia, że nic z tego nie wyjdzie, dziewczyna również nie zwlekała, i szybko znalazła nową sympatię. Amarylis natomiast ma kogoś na oku, dziewczynę z jej klasy historycznej, jeżeli dobrze pamiętam ma na imię Emma.

Beverly też nie miała, ani nie ma zbytnio dobrze, jej matka umarła, i musiała mieszkać z ojcem, który też nie dawno po niej umarł, Beverly wychowywała sie z ciocią, po śmierci jej brata, czyli ojca Amarylis, biało włosa zamieszkała z nią i z ciotkat.

Tęskniłem za nimi, nie będę zaprzeczał, czułem sie komfortowo w ich towarzystwie, uwielbiałem je, nadal uwielbiam, martwi mnie to, że nasz kontakt sie pogorszy, a co gorsza urwie. Tego bym nie chciał. Oddałbym duszę za jedną z nich jeżeli byłaby potrzeba.

Kolejne godziny drogi mijały znośnie, przestało padać, szkoda, nie ruszyłem nawet kanapki która dzielnie trwała przy mnie całą drogę, w pewnym momencie drogi, mama zarządziła postój, Jonathan wyszedł jako pierwszy z auta, potem mama, a na końcu ja próbujący wygramolić sie z moim plecakiem.

ू❁do i know you? - BYLER | quwzysू❁ - ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz