Gdy nagie gałęzie siwizna przyprószy
Zwiastując wybicie godziny ostatniej
Zegar cichnąć zacznie, wykmknąwszy się chyłkiem
Czasowi, co płynie, nie patrząc niczego
Rok wiekiem sędziwy na oczach niezlicznych
W zadumie świat cały, po kres swój pogrąży.
W starości przybytku, majestat potęgi
Na nowo uważnym zatrzymać zezwoli
Ciąg myśli do kości przeszytych, zamilknie
Krzyk ludzki gdy w oknie czerń z bielą w harmonii
Tła wzorem dla ciszy koncertu się jawią
By śnieg co posiadłszy najlichsze ze szczelin
Dźwięków repertuar w melodię przemienił
I rychło dał wiarę szeptom koneserów
Co w niemym zachwycie słuch tak wytężyli
Wiatr dźwięczny tubalnie dąć zacznie gdzie uzna
Kurtyną ciężkości okryty, gdy zmierzcha
Ruch rzeki ustawszy, ta taflą spowita
Surową, krąg życia wpadł w impas rzekomo
Lecz niech trwogą nie śmią zawładnąć złudzenia
Więcej mrzonka trwalsza, choć i ona stopnieć musi.
CZYTASZ
Cztery pory roku
PoetryDeszcz ma to do siebie, że zmywa maski, płucze serce, a ludzie nabierają nagle wody w usta.