W końcu lotnisko, czekaliśmy na odlot, zostało sporo czasu więc wyszłam na zewnątrz.
Oparłam się wygodnie o ścianę i piłam swój ulubiony sok. Po lotnisku, kręciło się znacznie więcej osób niż pamiętałam.
Przyglądałam się im, oraz pracy personelu.
Wyrzuciłam, opróżnioną butelkę do kosza na śmieci, a w tedy usłyszałam cichy dźwięk. Spojrzałam na kosz, zdaje mi się czy co?
Podeszłam bliżej, aby się przyjrzeć. W śmieciach chyba coś było, gdyż się ruszały.
Zobaczyłam malutką słodką główkę, oczka i uszy. Był to malutki kotek. Biały z czarnymi, oraz pomarańczowymi łatami na grzbiecie.
Skąd on się tu wziął? Rozglądałam się dookoła. Jeśli, kto kol wiek, go tu wrzucił, to jest najgorszą osobą na świecie. Jak można, pozbyć się czegoś tak słodkiego?
- No chodź do mnie - powiedziałam do kotka i wzięłam, go ostrożnie na ręce. Był brudny i przestraszony, trząsł się jak galareta. Na pewno, jest też głodny.
Miałam ze sobą mokre chusteczki, wytarłam kociaka dokładnie. Chciałam pokazać, go chłopakom, ale kiedy, tylko weszłam na lotnisko, kazano mi wynieść tego kota z obiektu.
I co ja mam z tobą zrobić? Nie mogę, tak po prostu zostawić, ciebie na tym pustkowiu. Patrzyłam na kotka, musiałam coś wymyślić.
Weszłam do środka, kota chowałam pod bluzą, może nikt się nie skapnie.
- Gdzie, ty byłaś!? - Jak zawsze ochrzan od Kyoyi - Za raz, odlatujemy.
- Oj spokojnie, dobrze o tym wiem, już jestem - odpowiedziałam. - A co? Martwiłeś się o mnie? - spytałam chcąc, go podrażnić.
Pokazał mi pewien znak w odpowiedzi.
Wszystko, było w porządku do póki kociak nie zaczął kręcić mi się pod bluzą a ja miałam łaskotki. Zaśmiałam się nagle z niczego, chłopaki spojrzeli się na mnie.
Muszę, być ostrożniejsza...
Przeszliśmy przez bramki, na chwilę odstawiliśmy swoje torby. Ja usiadłam na ławce i patrzyłam przez wielką szybę. Wpatrując się, w to co, było za oknem, zamyśliłam się na chwilę.
Za raz...pogłaskałam się po brzuchu...Gdzie on?! Jak mogłam nie zauważyć?!
Rozglądałam się szybko na wszystkie strony, zobaczyłam kota na przeciwnej ławce...O nie...
Musiałam szybko, złapać kociaka, za nim wpakuje się Kyoyi do torby.
Widać, było tylko koniuszek ogona, kiedy podbiegłam do torby. Już miałam sięgnąć, po niego.
- Ekhem - usłyszałam za sobą, obróciłam się raz dwa. - A co ty, znowu wyprawiasz? - spytał się mnie.
- Nic...- odparłam.
- Widziałem, chciałaś grzebać w moich rzeczach? - spytał podejrzliwe Kyoya. Pokręciłam, tylko głową. - To, po cholerę pchasz tam ręce?
- Chciałam ci ją przynieść - skłamałam. - Sięgałam, po pasek.
- Sam sobie poradzę, a ty nie ruszaj moich rzeczy. - zabrał torbę i zamknął. O nie...Stanęłam mu na drodze.
- Poczekaj, muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam...jak mu powiem o kocie? Pewnie zrobił, by to samo i wyrzucił do kosza. - Masz na niej plamę, może wytrzeć? - spytałam, spojrzał na mnie, gdzieś przed siebie i znowu na mnie.
- Zachowujesz się jeszcze dziwniej, niż zwykle - Powiedział na moje zachowanie i minął.
W samolocie, zastanawiałam się jak ja to zrobię...Na pewno, jeszcze dziś rano narzekała, bym że trafiło mi się miejsce obok niego. Jednak w tej zaistniałej sytuacji musiałam, to jakoś wytrzymać i wykorzystać.
Patrzyłam przez okno i myślałam, jak ratować kota przed tym typem.
- Witam, czy coś podać? - Była to stewardesa z wózkiem, pełnym kubków do kawy, herbaty i wypchany po brzegi przekąskami.
- Czy ma pani, mleko? - Spytałam, spojrzała się na mnie zdziwiona.
Kyoya tak samo, patrzył się na mnie jak na debila.
- Myślę, że mam. Proszę, zaczekać - powiedziała i pośpiesznie odeszła.
- No, co się tak patrzysz? - spytałam go.
- Bo zachowujesz się dziwnie - odpowiedział. - Mózg ci się przegrzał na tym słońcu czy co?
- To już nie mogę napić się mleka? - Warknęłam na niego.
- Dobra, skończymy za nim się nie powstrzymam i wyrzucę ciebie z tego samolotu. - Założył sobie ręce na pierś.
- Ale...
- Zamilcz! - Powiedział stanowczo.
- Kyoya no!
- ZAMKNIJ SIE!!! - Krzyknął, zwracając tym uwagę wszystkich w samolocie, byłam już cicho.
Co za beznadziejna sytuacja...Jeszcze narobiliśmy rabanu w samolocie. Było mi głupio jak cholera.
- Przepraszam cię - Powiedziała ta stewardesa. Miała mleko, jej. I kiedy miałam po nie sięgnąć, kociak musiał, akurat teraz miauknąć. Znowu patrzyli na mnie jak na debila.
- To do mojego...- Dam radę, wszystko, dla kotka - Chłopaka... - Oparłam się o niego, był wkurwiony na maksa. - Lubi, jak tak robię. Co nie? - spojrzałam na Kyoyę, jego wzrok...
''Rozszarpie cię"
Wzięłam szybko mleko i odstawiłam na rozkładany stolik, nie warzyłam się teraz na niego patrzeć. Czułam jego wzrok na sobie.
- Dobra kurwa...Co jest grane? - Zażądał odpowiedzi.
- Nic, wszystko okej - kłamałam.
- Ta jasne, robienie z siebie debila to jedno, ale ze mnie to największy błąd w twoim życiu... - Warknął wściekły - A co to w ogóle miało być?
- Nic, zapomnij - Powiedziałam, kot znowu miauknął.
No to przegrałam...Kyoya wziął torbę, otworzył i wyciągnął zwierzaka. Spojrzał na mnie pytająco.
- Co to ma niby być? - Spytał zirytowany.
- No...To jest kot. Ma uszy, ogon i...
- HINA!!! - Wydarł się na mnie.
- No już dobra, powiem ci, ale go schowaj... - sama włożyłam kota do jego torby.
Opowiedziałam mu szczegółowo wszystko od A do Z.
Siedział...Zasłaniał sobie twarz dłonią.
- Nie wierzę w ciebie - powiedział ledwo mówiąc - A nie mogłaś, po prostu powiedzieć? Tylko odpieprzasz jakieś przedstawienie cały dzień.
- Byłam pewna, że wrzucisz, go tam gdzie był.
- Ja nie znęcam się nad zwierzętami - odpowiedział. - Do znęcania się mam ciebie, kochanie - dopowiedział chamsko.
- Spierdalaj! - Syknęłam.
- A kto miauczał? - uśmiechnął się wrednie Kyoya.
- To był kot!
- Widzisz tu jakiegoś kota? - zamknął swoją torbę. - I wypij mleczko, bo dzieci go bardzo potrzebują, smarkulo jedna.
- Jeb się - pokazałam mu środkowego palca.
Do końca lotu, kot siedział w jego torbie. Następnie, kiedy byliśmy już w wyznaczonym hotelu, ja wzorowo zaopiekowałam się kociakiem, którego nazwałam Cody.
CZYTASZ
O dziewczynie, która dosiadła mrok.
FanficHina, to zwyczajna nastolatka. Która cieszy się beztroskim życiem na wyspie ze swoją ciotką, bratem i przyjaciółmi. Jedno tylko spędza jej sen z powiek, Beyblade. Te walki w ogóle jej nie obchodzą, zaś beye mogły by nie istnieć. Wszystko przez pewne...