Całą noc przetańczyć chcę tylko tylko z tobą

26 3 3
                                    

proszę nigdy nie kłam mnie c':

trochę dłuższa forma, piszę to bardziej dla siebie niż dla kogokolwiek innego, bo nie potrafię dokończyć innego, o wiele bardziej rozdzierającego serce fanfika z blackbonnetem. pewnie i tak go opublikuję, więc traktujcie to jako pewnego rozdziału rozluźnienie przed tym co nadejdzie. przygotujcie sobie herbatkę z rumem i zapraszam do czytania :3

Stede powinien uwielbiać bankiety. Przecież było tam wszystko co lubił - uroczysta atmosfera, eleganckie kreacje, dobra muzyka i tańce. Problem był w jego rodzinie. Przez nią nie czuł się tam chciany. Nikt się nie śmiał z jego anegdotek, nie zagadywał, nie słuchał. Odkąd bliżej poznawał Eda doceniał to wspaniałe uczucie bycia wysłuchiwanym i ważnym dla kogoś. Bardzo mu tego brakowało, gdy wracał do znienawidzonego domu.

Przy pojawieniu się na bankiecie podtrzymywała go obietnica, którą złożył mu Ed. Gdy Stede na jednym z ich potajemnych spotkań zwierzył mu się z tych obaw, ten odpowiedział:
- Ja to bym chciał pójść na taki bankiet, ale na pewno by mnie stamtąd wywalili. Jedyne tańce na jakie mogę sobie pozwolić, to te do muzyki z barów w porcie. W sumie to mógłbym cię tam kiedyś zabrać.
- A może poszedłbym tam z tobą, zamiast na bankiet? - spytał z nadzieją Stede.
- Wiesz... w porcie, i ogólnie w tych... moich dzielnicach - zaczął Ed, starając się delikatnie dobierać słowa. - Ludzie nie lubią takich jak ty. Wyróżniasz się, zwracasz na siebie uwagę, jesteś głośny... - gdy zobaczył coraz bardziej żednącą minę Steda szybko dodał - Ja nie mówię, że to źle! Lubię cię takiego jakim jesteś! Tylko... innym by się mogło nie spodobać. Wyglądasz jakbyś miał pieniądze, a tam ludzie bardzo potrzebują pieniędzy i mogliby... - westchnął, jak zawsze gdy zaczynał rozmowę na głębsze tematy. - Po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało. - dokończył i popatrzył na Steda czekając na jego reakcję.
Ten jednak, zawczasu uspokojony przed Eda, nie wydawał się wyjątkowo przejęty. Był zbytnio zajęty obmyślaniem planu, który zamierzał przedstawić Edowi.
- A co jeśli to ty byś przyszedł do mnie?

Dlatego gdy rodzina Steda organizowała bankiet z okazji rocznicy jego rodziców, tak się ucieszył i od razu powiadomił o tym Eda, który ucieszył się równie mocno. Oboje nie mogli się doczekać tego wieczoru, dlatego gdy w końcu nadszedł, Stede nie mógł ukryć swojego podekscytowania. Oczywiście nie uszło to uwadze jego rodziców.
- Cieszysz się na spotkanie z młodą Mary? - spytała go pogodnie matka, patrząc jak Stede ochoczo zapina guziki swojej kamizelki i wygładza ją dłońmi.
- Możliwe, że to będzie twoja przyszła żona, więc zrób na jej ojcu dobre wrażenie. Przyda nam się jego ziemia. - syknął ojciec.
No tak, rodzice nadal myśleli, że jest zainteresowany kobietami, a Stede jak na razie nie miał zamiaru wyprowadzać ich z błędu. Mimo to, czasami nachodziły go myśli, żeby porzucić rodziców, ich posiadłość i to z pozoru sielankowe życie, by u boku Eda szukać przygód.

Na razie jednak wybierał buty, które były jednocześnie szałowe i dobrze znoszące dżdżystą pogodę, która utrzymywała się od kilku dni. Ignorując ponaglające go krzyki ojca, wybrał brązowe mokasyny na lekkim obcasie, szybko wsunął je na nogi, po czym zbiegł po schodach. Zastał tam pięknie przyozdobiony salon: kwieciste girlandy, zapalone świece, błyszczące od czystości zdobienia stołu i krzeseł. Aż żal było mu opuszczać to miejsce.

Ed by tego nie przyznał, ale by mu się tu spodobało, pomyślał. Obiecał sobie, że kiedyś zabierze go na podobny bankiet.

Przysiadł na fotelu obok okna i czekał na znak od Eda. Umówili się na dziewiętnastą, bo wtedy miał się zacząć bankiet, ale on jako gospodarz, oczywiście był na nim wcześniej.

Służba właśnie zaczęła wnosić przystawki, co nasunęło Stedowi pewien pomysł. Niepostrzeżenie zakradł się do bufetu i ukradkiem wziął i wpakował sobie z niego do kieszeni dwa pięknie zdobione ciastka z fioletowym kremem. Miał nadzieję, że bardzo się nie zniszczą. Chciał je zachować dla siebie i Eda.

and they were co-capitans || our flag means deathWhere stories live. Discover now