Rozdział 1

112 6 0
                                    

W kuchni Nory panowała gęsta cisza. Ginny siedziała niespokojnie przy stole, szybko stukając palcami w zimny kubek z kakao, podczas gdy jej matka pukała o zlew. Molly spojrzała z napięciem na zegar rodzinny, wskazówki pozostawały uparcie zatrzymane w „śmiertelnym niebezpieczeństwie", a potem na własny zegarek. — Powinni już dotrzeć do Surrey — powiedziała lekko.

Ginny nie była pewna, czy ma odpowiedzieć, ale i tak skinęła głową. - Przynajmniej zbliżać się do Guildford.

Jej matka nie wydawała się szczególnie uspokojona, ale przynajmniej próbowała się uśmiechnąć, zanim wróciła do zmywania naczyń.

— Jesteś pewna, że nie chcesz...? – Ginny zaczęła pytanie, ale Molly po prostu machnęła namydloną ręką niejasno w kierunku Ginny.

– Nie, nie, nie bądź głupia. Robienie tego w mugolski sposób jest dość terapeutyczne... Dlaczego nie opowiesz mi o swoich OWuTeMowych wyborach? Musiałaś już zdecydować.

Ginny raczej żałowała, że ​​nie mogą wrócić do pełnej niepokoju ciszy. – Eee... tak, chyba mam kilka pomysłów, ale to zależy tylko od moich wyników...

– Mam nadzieję, że się skupiłaś, Ginny – powiedziała surowo Molly, odwracając się, by spojrzeć na nią podejrzliwym wzrokiem. – Zamiast tylko biegać z Harrym po całej szkole. Może i nie wspomniałaś o niczym w swoich listach, ale Ronald na pewno to zrobił.

– To nie jest... – wtrąciła się wściekle Ginny. — Nie powinien... to i tak nie ma teraz znaczenia!

Molly podniosła rękę, by ją uciszyć. - Wiem o tym, myślisz, że nie zauważyłam, jak ciągle się dąsasz? Znam już całą historię.

– Chcesz powiedzieć, że znasz wersję Rona. Nie moją. Więc nie całą historię.

Twarz matki stała się bardziej współczująca. — No cóż, nikomu nie powiedziałaś, prawda? Nawet mi.

Podeszła i usiadła naprzeciwko Ginny, która natychmiast spojrzała prosto w dół na poobijany stół. Fred i George w wyrzeźbili w nim kiedyś swoje inicjały, a ona przesunęła palcem po szorstkich, ukośnych liniach. - Muszę wiedzieć, Ginny. Muszę wiedzieć, że kiedy Harry tu dotrze, wszystko będzie w porządku.

– Oczywiście. – Przyszła jej do głowy straszna myśl i spojrzała na matkę oskarżycielskim wzrokiem. — Nie zamierzasz go zbesztać, prawda?

Molly zacmokała i pokręciła głową. - Och, naprawdę, Ginny, znam chłopca całkiem dobrze, nie wyobrażam sobie, żeby był zadowolony z zakończenia tego waszego... ale wszyscy wiemy, że tak będzie najlepiej.

Czując dziwne poczucie zakłopotania, Ginny zacisnęła mocno usta, żeby nie drżały. Nie chciała płakać z tego powodu, nawet przed matką. Wzięła głęboki oddech, a potem powiedziała miarowym głosem: – Tak, to ma sens. Hermiona i ja próbowałyśmy rozpowszechnić plotki, że było to paskudniejsze, żeby było bardziej przekonujące, wiesz...

– Właśnie nie wiem – powiedziała radośnie mama. – Ron i Hermiona naprawdę mogli przekazać mi tylko punkt widzenia obserwatora. To od ciebie chciałabym usłyszeć o pierwszej miłości mojej córki.

Ginny zarumieniła się. – Miałam już chłopaków, mamo.

- Tak, ale mimo wszystko czeka nas jeszcze trochę czasu, więc równie dobrze możesz mi przekazać wszystko od początku do końca. Zapamiętam to sobie, kiedy będę już miała zbesztać Harry'ego.

Ginny prychnęła, a przez jej umysł przemknęła fantastyczna wizja Harry'ego kulącego się przed wściekłymi krzykami jej matki. - Och, nie rób tego! – zachichotała. – Wróci prosto do Surrey.

Napięcie i niepokój sprzed zaledwie kilku minut wydawały się ustępować, gdy się śmiały, a Ginny starannie i niewinnie opowiadała o swoim boleśnie krótkim związku. Wątpiła, by Molly we wszystko jej wierzyła, ale szczegóły nie wydawały się mieć znaczenia; po prostu rozkoszowały się możliwością rozmowy, nieprzerwanej i swobodnej. Cudownie było opowiadać o tamtych dniach, a Ginny zaczynała odczuwać nostalgię, pomimo tego, jak niedawne były. Jej matka wiedziała co powinna powiedzieć, wiedziała, kiedy się ciepło uśmiechnąć, wiedziała, kiedy zgodzić się, że coś jest strasznie romantyczne i dokładnie wiedziała, jakie pytania zadać, aby Ginny mogła opowiedzieć swoje historie bez poczucia dyskomfortu.

— Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej? – spytała Molly. – Nie rozumiem, dlaczego musiałaś ukrywać to przed własną mamą.

Ginny wzruszyła ramionami. – Nie wiem... to nie ukrywałam tego specjalnie ani nic takiego, powiedziałabym ci, gdybyśmy się spotkały, ale wtedy Dumbledore... Cóż, to już koniec, prawda? Nie wiem, dlaczego nie umieściłam tego w listach. Może wiedziałam, że to nie potrwa długo.

– Hmm. Cóż, kiedy ten nonsens się skończy, jestem pewna, że wasza dwójka będzie mogła kontynuować od miejsca, w którym się to skończyło. I tak jest praktycznie rodziną i chciałbym, żeby pewnego dnia stało się to oficjalne.

Ginny przewróciła oczami. – Mamo, serio...

– Czemu nie? To miły chłopak, a ty od dzieciństwa się w nim podkochujesz.

Wspomnienia straszliwej poezji, śpiewających krasnoludów i maślanych łokci wepchnęły się, zupełnie nieproszone, do umysłu Ginny i poczuła, jak jej policzki stają się gorące ze wstydu. — Tak, cóż, to było bardziej z powodu jego sławy, prawda? W każdym razie, kto wie, jak długo go nie będzie.

Zachowanie Molly zmieniło się dość szybko. – Och, nie słuchaj Rona – warknęła. – Ci głupi chłopcy wbili sobie do głowy, że mogą wyruszyć na wielką przygodę, nie zastanawiając się nad tym.

- Hermiona też wyjeżdża... - powiedziała chytrze Ginny.

— Co mnie bardzo dziwi, ale... — jej głos załamał się. Spojrzała na zegarek i nagle poszarzała na twarzy. — Boże, ja... nie zdawałam sobie sprawy, jak długo rozmawiałyśmy... Odwróciła się i spojrzała na tylne drzwi. - Powinni wrócić lada chwila.

Razem podeszły do zlewu i wyjrzały na podwórko poniżej. Serce Ginny zabiło gwałtownie. Zardzewiała puszka spadła niewinnie na szorstki bruk.

Cisza powróciła jak nieproszony gość, a zimne, ściśnięte uczucie w piersi przypomniało Ginny, jak bardzo się bała. – Wszystko będzie dobrze, mamo – powiedziała cicho. – To genialny plan.

- Ale ten miał być Rona! – pisnęła Molly, wybuchając płaczem. – Dlaczego go przegapił? Tonks była z nim, powinni już tu być...

Ale czas mijał dalej, a ogród Nory nadal był wyniszczająco spokojny. Krótki błysk błękitu i stary trampek spadł znikąd na ziemię. Molly westchnęła drżąco i chwyciła Ginny za ramię. - Arthur... Fred... Wyciągnęła z fartucha pomarszczony kawałek pergaminu, rozkładając go w drżących dłoniach. – Zobacz, widzisz? Widzisz? Powinni już tu być!

Ginny nie mogła tego znieść. – Chodź, mamo – powiedziała łagodnie, starając się wyrzucić z głosu własny strach. – Usiądźmy z powrotem przy stole. Świstokliki łatwo przeoczyć. Chodź...

Molly ciężko odetchnęła, próbując się uspokoić i niecierpliwie ocierając łzy. Ginny poczuła zawroty głowy. Wyobraziła sobie puste podwórko, z dziesiątkami spadających świstoklików, bezgłośnie opadających na ziemię.

– Eliksir wielosokowy też już się kończy – powiedziała Molly. – Mam nadzieję, że...

Gwałtowny trzask z zewnątrz sprawił, że podskoczyły, a Molly krzyknęła. Ginny czuła się tak, jakby też miała zaraz zacząć krzyczeć, czuła strach i rozpacz w głębi gardła i chciała się go pozbyć. Podbiegły do drzwi, Molly otworzyła je z siłą ogromnego zwierzęcia i pospiesznie zbiegły po schodach.

Stał tam Harry, wyglądający na zdezorientowanego i zestresowanego, kołysząc się lekko, i Hagrid, który dopiero podnosił się z ziemi. Ginny nigdy wcześniej nie doświadczyła zarówno tak wielkiej radości, jak i przerażenia, ale ledwo mogła opisać swoje uczucia, gdy Harry spojrzał na nią.

– Harry? Jesteś prawdziwym Harrym? Co się stało? Gdzie są inni? – zawołała jej matka.

Harry wyglądał na przerażonego, a Ginny poczuła, że ​​pragnienie krzyku znów wzrasta. Wysłuchała wyjaśnień Harry'ego, jego błagalnego i zmartwionego głosu, obserwowała, jak jej matka wciąga go do uścisku. Jej matka wpadła do domu po brandy dla Hagrida, a Ginny wykorzystała okazję, by wyjaśnić Harry'emu ich strach, cały czas starając się zachować spokój.

– Mamo! – krzyknęła, wskazując na jasne niebieskie światło. Hagrid przestał popijać brandy, Harry obrócił się, by spojrzeć na miejsce, które wskazywała, a Molly pospieszyła do przodu. Pojawili się Lupin i George, a jej chwila zachwytu nagle się skończyła, gdy zobaczyła Harry'ego, rzucającego się w ich kierunku i chwytającego George'a za nogi. Ginny była niejasno świadoma krwi i pomogła im wejść do domu, nie bardzo rozumiejąc, co robią, ale gdy tylko światło padło na jej brata, sapnęła na widok, który spotkała.

Fred i George nie będą już dłużej identyczni, tak jakby ich tożsamość została im ukradziona. Brakujące ucho George'a naznaczyło go jako indywiduum, naznaczyło go na całe życie, a złośliwy szkarłatny kolor krwi przerażająco zderzał się z jego rudymi włosami. Chciała płakać, ale nie mogła myśleć; słyszała w tle krzyki Lupina i Hagrida oraz kłótnię Harry'ego, ale nie mogła oderwać oczu od tego nieszczęścia, tej ciemnej rany. Coś się w niej obudziło i nagły spokój popchnął ją do działania. Słyszała szuranie, dochodzące z zewnątrz, ale skupiła się na pomocy matce, zatamowaniu krwawienia i oczyszczeniu rany. George był blady, każdy pieg wyróżniał się bardziej niż kiedykolwiek.

- Jak się ma? – spojrzała w górę i zobaczyła Harry'ego, marszczącego brwi ze zdruzgotaną troską.

– Nie jestem w stanie przywrócić mu ucha, bo trafiło go czarnoksięskie zaklęcie – powiedziała jej matka – Ale mogło być o wiele gorzej... żyje...

Żyje, pomyślała Ginny stanowczo, i słyszała, jak Harry się zgadza, i choć to było okropne, George przynajmniej był teraz bezpieczny.

- Wydawało mi się, że słyszałam czyjeś głosy z podwórka? – zapytała Harry'ego i poczuła kolejną falę ulgi, gdy skinął krótko głową i powiedział jej, że Hermiona i Kingsley wrócili.

– Och, jak się cieszę – szepnęła i uderzyło ją, że był tutaj, w zasięgu ręki. Zrobił ruch w jej stronę, ale spanikowane krzyki odwróciły ich uwagę w stronę kuchni, gdy jej tata i Fred wpadli, cudownie zdrowi, do pokoju. Obserwowała ich ponowne spotkanie i odetchnęła z ulgą, gdy George się obudził, choć w jej umyśle wciąż tkwił niepokój. Harry złapał jej wzrok i skinął głową w stronę drzwi.

Poszła za nim, mówiąc: – Ron i Tonks powinni już tu być. Dom ciotki Muriel jest niedaleko stąd.

Miała nadzieję, dość samolubną, że podzielał jej strach, że był tak samo zmartwiony i przestraszony jak ona. Bez zastanowienia wzięła go za rękę i był dla niej jak kotwica, kiedy weszli na podwórko, a ona spojrzała w niebo.

Wiedziała, że ​​inni też tam patrzą i czekają, ale w ich strachu i w obliczu bezmiaru gwiaździstego nieba, czuła się tak, jakby byli tam tylko ona i Harry, sami w swojej desperacji. Kiedy Ron i Tonks w końcu przybyli, zaczęła znowu czuć się bardziej normalnie, zaczęła nawet odczuwać jakieś szczęście, na krańcach jej umysłu, ponieważ z pewnością najgorsze już minęło, pozostali wkrótce tu będą, tak samo bezpieczni jak Ron. Pospieszyła z powrotem do środka, wpadając do salonu, gdzie jej rodzice i Fred wciąż siedzieli wokół George'a.

- Ron wrócił! I Tonks! Są w porządku, oboje!

Kiedy Bill i Fleur przybyli, Ginny była już prawie wesoła. To, że George stracił ucho, wydawało się nie mieć znaczenia teraz, kiedy był zajęty wymyślaniem nowego żartu na ten temat, a kiedy obserwowała, jak testral Billa zatrzymuje się na ziemi, pomyślała z radością o powodzeniu planu, o tym że Harry tu jest i wszyscy są-

– Szalonooki nie żyje.

To nie mogło być prawdą, to musiała być pomyłka. Z pewnością było to zagmatwane, wyobrażała sobie chaos, lecące zaklęcia, jak mógł być tego pewien? Szalonooki był najbardziej doświadczony, najbardziej uzdolniony, najlepiej przygotowany na taką sytuację.

Rzeczywistość tego przypadku i śmierci zdawała się uderzać w nią w tym momencie i chociaż słyszała, jak Bill mówi, wszystko, o czym mogła myśleć, to to, jak śmieszne, jak przypadkowe to było. Spojrzała na Harry'ego i żałowała, że ​​nie może go objąć; udręka i poczucie winy na jego twarzy miażdżyły jej wnętrzności.

Kiedy spoglądała wstecz na tę noc, w nadchodzących latach rzadko przypominała sobie przestraszoną kłótnię w salonie. Czasami myślała i rozumiała pragnienie Harry'ego do odejścia i frustrację jej rodziny. Często powtarzała okropne dowcipy George'a. Ale przede wszystkim pamiętała swój pierwszy smak Ognistej Whisky, na zawsze kojarzony z zaciekłością i dewastacją Alastora Moody'ego.

Własna historia |Harry Potter FANFICTION| TŁUMACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz