Rozdział 3

66 5 0
                                    

Ginny sortowała właśnie prezenty ślubne, kiedy do pokoju weszła wyglądająca na zawstydzoną Hermiona, a za nią podążyła pochmurna Molly. Molly uświadomiła sobie przed chwilą, że trzej uciekinierzy, jak teraz o nich myślała, wymknęli się, a sądząc po nieco przytłumionych, ale podniesionych głosach, które dobiegały z góry, można było założyć, że przyłapała ich na rozmowie.

– Możesz pomóc Ginny, ona wyjaśni Ci jak je sortować – Molly powiedziała do Hermiony chłodno. Hermiona zarumieniła się i skinęła głową, uważnie przyglądając się swoim stopom.

Na chwilę zapadła cisza, a kiedy Molly znalazła się poza zasięgiem słuchu, Hermiona jęknęła. – Och, to okropne, czuję się taka winna!

- A ja nawet Ci nie współczuję – odparła wesoło Ginny. — No, chyba że włączysz mnie do całego waszego spiskowania.

Hermiona spojrzała na nią niezręcznie, ze współczuciem i sięgnęła po prezent. - Cóż, oczywiście nie mogę powiedzieć Ci wszystkiego, o czym mówiliśmy, ale twój brat zaprzecza śmierci Moody'ego, a Harry próbował nas przekonać, żebyśmy pozwolili mu odejść na własną rękę.

Ginny prychnęła. — Oczywiście, że tak.

Spojrzała na prezent, który trzymała Hermiona; duże pudrowo niebieskie pudełko. — Czy to ten od Bletchly'ego? Połóż go przy komodzie. Jeśli nie są bliską rodziną lub bardzo dobrymi przyjaciółmi, stawiasz je tam. Te od Francuzów przy stosie prania.

Hermiona zmarszczyła brwi. – Nawet nie znam żadnych z tych ludzi.

- Zgaduj – wzruszyła ramionami Ginny. – To i tak bezsensowne zadanie, mama wymyśliła je na poczekaniu. W każdym razie, jaki był powód, dla którego próbował wyrwać się na własną rękę? Po prostu bycie szlachetnym?

– Chyba nawet nie daliśmy mu szansy na wyjaśnienie swojego powodu.

- Też powinnam była tak zrobić – powiedziała z żalem Ginny. – Co masz dla niego na urodziny?

– Fałszoskop. Równie dobrze może mu się być przydać – powiedziała ponuro. – Choć mam nadzieję, że już niedługo to wszystko się skończy. A ty?

— Cóż... właściwie chciałam zapytać cię w tej sprawie o radę.

– Och? – Hermiona uniosła brew, ostrożnie odkładając kolejny prezent. – Planujesz coś?

– Tak, ale potrzebuję twojej pomocy. – Ginny zerknęła na drzwi, żeby sprawdzić, czy nie ma w pobliżu jej braci lub, nie daj Boże, matki. – Pamiętasz, jak mówiłam, że posuwaliśmy się dość... daleko... nad jeziorem? Ale nigdy nie do końca.

Hermiona uśmiechnęła się. — Wspomniałaś o tym, tak.

Ginny czuła się dziwnie zdenerwowana. Nigdy wcześniej nie było niezręczności w tego rodzaju szczerych rozmowach z Hermioną, ale teraz poczuła niepokój. 

— No cóż, wiem, że to głupie, ale kto wie, jak długo was nie będzie i co będziecie mogli ze sobą zabrać, więc nie mogłam mu załatwić odpowiedniego prezentu, a przynajmniej niczego znaczącego... — bełkotała, wiedziała o tym, ale jej niejasne plany i nerwowe myśli wypływały z jej ust, zanim zdążała je powstrzymać. – ...i ciągle myślę o naprawdę głupich scenariuszach, w których wpada na kogoś pięknego i zdolnego do wzięcia udziału w tej śmiesznej wojnie, i chcę się upewnić, że dam mu sensowne, szczęśliwe wspomnienie, które jest zdecydowanie... no wiesz, najlepsze.

Zapadła cisza. Hermiona spojrzała na nią ostrożnie, z wahaniem. – Wiesz, że w domu będzie dużo ludzi...

– Tak, wiem, dlatego potrzebuję twojej pomocy. Musisz odwrócić uwagę Rona. Może będziesz w stanie wcielić w życie swój własny plan – powiedziała dobitnie.

Własna historia |Harry Potter FANFICTION| TŁUMACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz