Rozdział 7 - Gwiazdka

180 16 0
                                    

Alba / Anna

Dwa tygodnie później

Było Boże Narodzenie.

Jechaliśmy Rubicon'em po raz drugi z Filipem na świąteczny obiad do rodziny Filipa, tym razem w pierwszy dzień Bożego Narodzenia, a ja się denerwowałam. Bardzo.

Chociaż nie miało to żadnego, najmniejszego, racjonalnego uzasadnienia.

Przynajmniej nie takie, które mogłabym wyjawić. Komukolwiek.

Poznałam się ze wszystkimi dzieciakami i cioteczką Thelmą nieco bliżej i polubiliśmy się. Bardzo.

Dwa tygodnie przed Świętami dowiedzieliśmy się, że Johnny od pewnego czasu miał kłopoty z jakimiś starszymi kolegami, którzy wymuszali od niego pieniądze i nie przyznał się nikomu do tego, nie poskarżył się.

Ponieważ nie miał tych pieniędzy, więc je kradł.

Było to tak:

Tego dnia, kiedy zadzwoniła cioteczka Thelma, pojechaliśmy Rubicon'em pod szkołę i Filip zaparkował przecznicę dalej.

Wysiedliśmy, przeszliśmy wzdłuż ogrodzenia boiska szkoły, a Filip szedł niczym tropiciel, patrząc trochę w ziemię, a trochę dookoła, od szkoły wprost na miejsce, gdzie dzieciaki chowały się przed dorosłymi.

Jakby umiał znaleźć, albo znał takie miejsca.

Był to opuszczony, nie ogrzewany, z powybijanymi oknami budynek przy niedalekim, dawnym boisku miejskim, które nie było używane.

Rudera.

Znaleźliśmy tam w jednym z pomieszczeń Johnny'ego samego, skulonego z zimna w kącie, trzęsącego się na całym ciele tak, że wyglądało jakby miał febrę.

Filip rozmawiał z nim nieco ostro, ale jednocześnie widziałam, że martwił się o jego stan, a i Johnny to zobaczył, kiedy Filip go okrył kurtką, którą z siebie zdjął, kiedy zobaczyliśmy, w jakim był stanie.

Ukucnęłam blisko, ale nie dotykałam go. Musieli porozmawiać.

W końcu, po kilku cichych i cierpliwych pytaniach Filipa, Johnny niechętnie, ale szczerze przyznał nam się do tego, że byli w jego szkole starsi od niego chłopcy, jego koledzy ze starszych klas, którzy wymuszali od innych, młodszych dzieci pieniądze, a Johnny nie miał ich, więc zdarzyło mu się kraść.

I bał się.

Bał się przyznać.

Poszliśmy wszyscy razem do Rubicon'a i, kiedy wszyscy wsiedliśmy: Filip za kierownicą, ja obok niego, a Johnny za mną, Filip natychmiast uruchomił silnik, żeby zaczęło działać ogrzewanie, ale później wysiadł i przyciszonym głosem rozmawiał z kimś przez telefon, stojąc obok Rubicon'a na chodniku.

Ja siedziałam z Johnny'm w aucie i przez chwilę milczeliśmy. Niedługo.

Zaczęłam go lekko zagadywać o codzienne sprawy, o lekcje i inne zajęcia, o lunch, o szafkę, a kiedy porozmawiałam trochę dłużej z Johnny'm, dowiedziałam się, że te niewielkie pieniądze, które dostawał od cioteczki dla siebie na kieszonkowe i które zarabiał czasem za wyprowadzanie psów sąsiadki, oddawał koledze z klasy, który miewał inne kłopoty.

Nie naciskałam.

Rozmawialiśmy o przyziemnych, codziennych sprawach, czekając wciąż na to, żeby Filip skończył rozmawiać.

- Johnny - zagadnęłam, wyglądając przez szybę w oknie po mojej stronie - ...tam jest sklep, nie jesteś głodny?

Odwróciłam do niego głowę i zauważyłam, że chłopiec jakby skurczył się w sobie i zezował w stronę tamtego sklepu z obawą.

Alba - Nie pozwól mi odejść [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz