One-shot

226 15 0
                                    

Takie małe przeprosiny za długą nieobecność.

Pierwszy dzień nowego życia.

&Starfire&
Stałam na korytarzu Akademii Jutra, razem z Tony'm i Rhodey'm. James patrzył to na mnie, to na mojego kuzyna, jakbyś mieli zaraz zrobić coś głupiego. My za to spoglądaliśmy to na niego, na siebie nawzajem, na plany lekcji, na tłum uczniów i na szafki. I tak w kółko. W końcu spojrzeliśmy sobie w oczy i przez chwile prowadziliśmy niemą dyskusje. Westchnęłam, przenosząc wzrok na przyjaciela.
Star: Ta szkoła jest dziwna.
Rhodey: Nie dramatyzuj, Star. Przyzwyczaicie się.
Przez chwile skojarzył mi się z przeztraszonym czarnym królikiem. Zagryzłam wargi, by powstrzymać śmiech, i wspiełam się na palce, sięgając do plecaka Tony'ego. Kuzyn najwidoczniej to zauważył, bo mnie odsunął. Wściekła tupnęłam nogą jak obrażone dziecko, czym sprowokowałam ich śmiechy. Może to nie było najmądrzejsze posunięcie. W końcu mam zaledwie 1,45 m wzrostu.
Star: Daj mi coś słodkiego.
Tony: Masz chyba batona w torbie.
Star: Właśnie nie. Już nie.
Tony przewrócił oczami i potarmosił mi włosy. Potem spojrzał na mój plan lekcji.
Tony: Co masz teraz?
Star: Biologie. A wy?
Tony: WOS.
Szlag! Dlaczego nie mamy lekcji razem?! Mamrocząc po nosem, zarzuciłam plecak na ramie i ruszyłam przed siebie.
Tony: Ej, Star!
Obruciłam się i chwyciłam coś czym we mnie rzucił. Spojrzałam na mojego ulubionego batona, leżącego w dłoni.
Tony: Tylko nikogo nie pobij!
Zasalutowałam.
Star: Ta jest, szefie! Dzieki.
Ruszyłam do klasy i nagle stanęłam na środku korytarza. Tylko gdzie ja powinnam iść. Spojrzałam na kartke. Sala numer 3. Ok. Spojrzałam na drzwi najbliższej klasy. Trójka. Ha! Jestem genialna. Nie żeby to było coś nowego. Weszłam do klasy i podeszłam do nauczyciela. Starszy, łysy mężczyzna z widocznym brzuszkiem spojrzał na mnie niechętnie.
- Zgubiłaś się? To nie jest podstawówka.
Zacisnełam zęby i powstrzymałam się od wybicia mu zębów. No już Star. To nauczyciel. Nie wolno bić.
Star: Starfire Samantha Stark. Zaczynam tu nauke.
- A to ty. Tu masz podręcznik. Usiądź gdziekolwiek.
Chwyciłam książke i obruciłam się przodem do klasy. Jedyne wolne miejsce było w ostatniej ławce, obok jakieś dziewczyny. Usiadłam i oceniłam ją wzrokiem. Była niewiele wyższa ode mnie, gdzieś tak 1,50m może troche więcej. Miała krótkie, rude włosy, jasną cere przyozdobioną piegami i duże, zielone brązowe oczy. Uśmiechnęła się do mnie ciepło, co szybko odwzajemniłam.
- Hej, jestem Patricia, ale wszyscy mówią mi Pepper. Jesteś nowa? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam. Przeprowadziłaś się? Akademia Jutra nie jest taka zła, chociaż ma beznadziejną nazwe. Też kiedyś byłam tu nowa.
Przerwała, by nabrać powietrza, więc wykorzystałam okazje.
Star: Tak, jestem nowa. Starfire, ale mów mi Star. Kiedy się tu przeprowadziłaś?
Pepper: Jakieś pół roku temu. A ty od kiedy mieszkasz w Nowym Yorku?
Star: Tak właściwie to od urodzenia. Co do nazwy szkoły masz absolutną racje. Jest beznadziejna.
Pepper: Gdzie chodziłaś wcześniej do szkoły? Pewnie do jakiejś renomowanej, prywatnej szkoły z kosmicznym czesnym.
Star: Nie. Tak właściwie to mój pierwszy dzień w jakiejkolwiek szkole. Do tej pory miałam tak zwane ,,nauczanie domowe''.
Pepper: Super!
Roześmiałam się. Ona jest urocza.
Star: Nie tak super. Ominęła mnie masa rzeczy. Klasówki, wycieczki klasowe i przyjaźnie.
Pepper: Klasówek nie masz co żałować. Nic w tym fajnego. A co przyjaciół, nie wierze że nie masz nikogo.
Star: W sumie to jest Rhodey. I jeszcze oczywiście mój kochany kuzyn.
Pepper: I masz jeszcze mnie.
Okazało się, że mamy razem więcej, niż tylko tę jedną lekcje. Do lanchu nie rozstawałyśmy się na krok. Rhodey i Tony gdzieś znikneli, ale szczerze mówiąc miałam ich w nosie. Razem z moją nową przyjaciółką przemknęłyśmy na dach i rozsiadłyśmy się na zadaszeniu nad drzwiami. Wygrzebałam z torby paczke żelków i wyciągnęłam ją w strone rudej. Pokręciła przecząco głową, wgryzając się w kanapke.
Nagle drzwi pod nami otworzyły się, a do barirek podszedł mój kochany kuzyn.
Star: Gdzieś się szwendał, u licha?!
Tony podskoczył i obrucił się, a ja pomachałam mu z uśmiechem. Przez chwile przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami, a potem przeniusł wzrok na Pepper. I jakby w oboje grom trafił. Gapili się na siebie jak zaczarowani, a ja obserwowałam ich z podstępnym uśmieszkiem i przekrzywioną głową. W moim mózgu pojawił się zarys pomysłu. Co by było, gdybym ich zeswatała? W sumie Tony'ego znam jak nikt, a Patricia wydaje się wporządku. Dobrze mi się z nią rozmawia, więc nadaje się na moją szwagierke. Jeszcze Rhodey'ego trzeba zmusić do pomocy. A na razie wypadałoby ich jakoś obudzić.
Star: Tony, to Patricia alias Pepper, poznałyśmy się na biologii. Pep poznaj, to właśnie Tony, mój drogi kuzyn.
Zeskoczyłyśmy z daszku, a oni podali sobie dłoni. Zerknęłam na zegarek i ruszyłam na dół, wiedząc, że idą za mną i rozmawiają. Fajnie, że się dogadują. Beztroską wolność przerwał dzwonek, a Pepper, po krótkim pożegnaniu zniknęła nam z oczu. Zerknęłam na kuzyna i z radością stwierdziłam, że wpatruje się w miejsce, gdzie oddaliła się moja nowa przyjaciółka. Zmrużyłam przewrotnie oczy, szczerząc się drapieżnie. Stanęłam na palcach i z całej, dość nieskromnej, siły rąbnęłam go w plecy. Zachwiał się, ale utrzymał równowage.
Tony: Czego?
Star: Ślinisz się.
Tony: Wcale nie.
Wbrew temu co mówił, obtarł usta wierzchem dłoni, a ja wybuchnęłam śmiechem. Złapałam go za ramie i raźnym krokiem ruszyłam do klasy.
Star: Wiesz co, Tony?
Tony: Nie czytam ci w myślach.
Star: Mam wrażenie, że ta szkoła wcale nie będzie taka tragiczna.

Iron Man: Armored AdventuresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz