Część 10

73 4 5
                                    

* Star *

Leżeliśmy z Bobby'm w moim pokoju na łóżku, a ja opowiadałam o wydarzeniach z mojego życia od ostatniej wizyty. Często śmiałam się z sytuacji, które jeszcze nie tak dawno nie wydawały mi się zabawne i krytykowałam głupie błędy, które popełnialiśmy z Tony'm. Palcami cały czas grzebałam przy sznurkowej bransoletce na prawym nadgarstku chłopaka.
Znaliśmy się na tyle długo, że nic to dla nas nie znaczyło. Byliśmy dla siebie jak rodzeństwo.
W pewnej chwili usiadł i spojrzał na mnie z góry z głupkowatym uśmiechem.
Bobby: Mam ochotę na gorącą czekolade. Też chcesz?
Skinęłam głową i powlekliśmy się korytarzami wprost do kuchni. Wskoczyłam na blat, wyciągnęłam z szafki dwa kubki i rozsiadłam się dyndając nogami nad podłogą. Bobby kręcił się po pomieszczeniu, szykując wszystko.
Bobby: Co cię gryzie, knypku?
Zaraz pożałował uwag na temat mojego wzrostu. Chwyciłam leżący mi pod ręką nóż i cisnęłam na tyle mocno, że wbił się w ściane, przelatując tuż przed jego nosem.
Star: Odczep się od mojego wzrostu. Już mój normalny rozmiar był irytujący. Teraz to po prostu tragedia. Nic nie mogę zrobić, bo mało co i to ciałko uszkadzam. Nawet latać nie mogę, bo zaraz się męczę. I w sumie trochę się boję.

* Tony *

Rany! Ten dom to jakiś cholerny labirynt. Od półgodziny krąże, szukając kuchni, ale jak na złość zawsze trafiam nie tam gdzie trzeba. Star, czemu cie nie ma jak jesteś potrzebna?!
- I w sumie trochę się boję.
Stanąłem jak wryty, słysząc kuzynke. W pierwszej chwili chciałem wejść, ale postanowiłem jednak poczekać. Jak ją znam, jeśli mnie zobaczy zaraz obróci wszystko w żart.
- Niby czego się boisz? Jesteś Star Stark. Jak coś ci nie pasi to robisz burde i przesz naprzód.
Tym razem to był jakiś chłopak. Nie znałem jego głosu. Oparłem się o ściane, słuchając.
Star: Chodzi o to, że Nowy York potrzebuje Iron Mana i całej naszej drużyny. Ale jeśli zostane w tej formię, będę tylko balastem. Nie potrafię już używać swoich mocy. Jakby wraz z wiekiem zabrano mi całą moją niezwykłość. A co jeśli one nie wrócą? Będę musiała odejść! Tony ma zbyt wiele na głowie, by jeszcze przejmować się moimi problemami. Zresztą i tak nie chce mu o tym mówić.
- Niby dlaczego, mała? Jesteście przecież rodziną.
Zgadzałem się z tym gościem. Kusiło mnie, by wejść tam i strzelić Star przez łeb, ale znowu zaczęła mówić.
Star: Zawsze musiał się mną zajmować. Kiedy wyniosłam się z Instytutu, mój kochany ojczulek był zbyt zajęty podróżami, by się mną zająć. Więc oddał mnie do wuja Howarda i cioci Marii. Tony zaczął mnie wtedy traktować jak siostre i w sumie ja też miałam go za brata. Potem ciocia zmarła, a moje moce wymykały się spod kontroli. Wróciłam więc tutaj. Zostawiłam go, kiedy najbardziej mnie potrzebował, rozumiesz? Nie chce mu teraz zawracać głowy moim życiem.
Poczułem irytacje i zacisnąłem pięści. Zaraz ja dam jej popalić. Dostanie w łeb raz, a porządnie i się nauczy. Nie! Uspokój się, Tony. Nie możesz tam teraz wejść. Star ma po prostu gorszy dzień. Nie możesz jej jeszcze dokładać. Lepiej będze jak dam jej ochłonąć.
- Głupia jesteś, wiesz, knypku? Ja tam myśle, że nikt nie ma ci tego za złe. A poza tym, dlaczego sądzisz, że bez mocy się nie przydasz? Jesteś geniuszem, do cholery!
Skinąłem głową, zgadzając się z tym gościem i, w nieco lepszym humorze, ruszyłem spowrotem do przydzielonego mi pokoju. Czułem, że moja głupiutka siostrzyczka jest w dobrych rękach.

* Star *

Bobby: Jesteś geniuszem, do cholery! Rusz czasem tym mózgiem, co? Myślenie nie boli.
Zmarszczyłam brwi, mierząc Bobby'ego ostrym spojrzeniem niebieskich oczu. O co mu, do loda wafla, chodzi? Nie może mówić jaśniej?
Star: Nie wiem czy taki był twój cel, ale poczułam się urażona. Nie powinieneś nazywać mnie głupią.
Chłopak złapał się za głowę z dezaprobatą.
Bobby: Na niebiosa, Star! Skup się! Mówię, że powinnaś zacząć myśleć! Wymyśl plan, zbuduj coś! Jesteś mądrzejsza od nie jednego profesora!
W sumie to... Bobby miał rację. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej pomysł wydawał się dobry. W końcu w razie czego mogę działać w zbroi jak Tony i reszta. Zaraz... Zbroja! Star, jesteś idiotką!
Star: Mam pomysł!
Bobby: Wiedziałem, że w końcu na coś wpadniesz.
Star: Macie tu gdzieś laboratorium? Głupie pytanie. Oczywiście, że macie. Mam tylko nadzieję, że będą tam wszystkie części, których potrzebuję. Inaczej będę musiała improwizować. A często z mojej improwizacji wychodzą dziwne rzeczy.
Bobby: Tak, tak, katarynko. Chodźmy, pokaże ci laboratorium.
Star: Dziękuję bardzo. I... Ej! Nie jestem katarynkom!

Kilka godzin później

Nuciłam pod nosem, krążąc po laboratorium i zbierając potrzebne części. Nieco brakowało mi tu J.A.R.V.I.S.a i jego wspaniałej pomocy. Już chyba trzy razy, coś mi tu wybuchło w twarz. Dodatkowo mój obecny rozmiar utrudniał wszelką pracę jeszcze bardziej.
Zajęta skręcaniem źródła zasilania, nawet nie zwróciłam uwagi, że drzwi za mną się otworzyły. Zorientowałam się dopiero, kiedy nowy ktoś się odezwał. I przy okazji wystarszył mnie tak, że cała moja dotychczasowa praca poszła w pizdu!
Henry: A niech mnie diabli! Starfire, to ty?
Star: Łaaaa! Doktor McCoy! Wystraszył mnie pan! I... Niechcący zniszczył mój projekt.
Henry: Przepraszam, nie wiedziałem, że tu jesteś. Kiedy ostatnio sprawdzałem, byłaś w Nowym Jorku!
Star: Ale wróciłam. Potrzebowałam pomocy z... Z tym wszystkim.
Henry: Rzeczywiście trochę się skurczyłaś.
Spojrzałam na niego wilkiem, nadal zbierając z podłogi resztki mojej pracy. Powinnam jednak wykorzystać wytrzymalsze materiały.
Henry: Nad czym teraz pracujesz?
Star: Moja obecna forma niezbyt nadaje się do walki lub jakiegokolwiek większego działania, więc uznałam, że mi się to nie podoba. Poza tym nawet, jeśli odzyskam swój rozmiar, jest szansa, że moje moce pójdą w pizdu, dlatego buduję coś, co pozwoli mi dalej funkcjonować jako Dark Angel.
Dla większych wyjaśnień wskazałam na kilkanaście kartek pełnych moich szkiców i zapisków rozrzuconych po blacie. Nie były one, co prawda zbyt czytelne dla osób postronnych, ale ważne, że w mojej głowie mają sens. Kucnęłam i zabrał się do zbierania resztek prpjektu, psiocząc pod nosem na uszkodzenia. Namęczyłam się, żeby to cholerstwo skręcić, a teraz muszę zaczynać od początku. Z ciężkim westchnieniem zabrałam się za robotę. Szczerze chciałabym odzyskać już mój rozmiar. Mały, bo mały, ale mój i Tony może się wypchać z nazywaniem mnie kurduplem.
Swoją drogą, powinnam znowu naprawić swój laptop, bo gruchot może mi się przydać.

Iron Man: Armored AdventuresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz