Rozdział II

31 3 10
                                    

Drewniane drzwiczki od windy zamknęły się, a wewnątrz złota kratka dodatkowo zamknęła klatkę windy. Winda ruszyła szybem do góry. Zaczęła powoli lecz po chwili, już mknęła szybem do góry. W między czasie przewijały się różne obrazy. Wielkiej dżungli porośniętej wszelaką roślinnością, ocean skryty za szklaną tubą będąca częścią szybu, plaż pokrytych diamatami i złotem, karczmy przepełnionej smrodem palonego ziela i gorzały, miejsc tak kolorowych lub tak bez barwnych że żaden tekst by tego nie dał rady określić, aż w końcu winda zaczęła powoli zwalniać. w ciemność klatka otworzyła się a ciężkie kamienne drzwi rozwarły się przede mną.

Wygramoliłem się z windy i stąpając po kamiennej idealnie wyszlifowanej posadzce w odcieniu tak ciemnej zieleni że zatracała się w czerń przeszedłem pięknym lecz surowym i dostojnym korytarzem. Mijałem kolejno portrety przeróżnych osób lecz zatrzymałem się przy szczególnym. 

Był to obraz znacznie szerszy i przedstawiał on 3 osoby.
Były to trzy Kobiety:

Jedna z nich -ta z lewej- miała włosy w czekoladowym odcieniu zaś jej suknia była w odcieniu różu. Wyglądała niepozornie lecz trzymała w dłoniach sztylet z wygrawerowanymi kwiatowymi ornamentami. 

Druga zaś -ta z prawej- miała włosy które z każdej strony miały inną barwę. Jej suknia była czarna lecz z fioletowymi akcentami. Jej wzrok przeszywał człowieka i zaś uśmiech miała zadziorny. Widząc tą minę można było by mieć wrażenie że jest ona Pirackim kapitanem lub Królową piekieł. W dłoniach trzymała bukiet kwiatów zwanych "Pantofelkami matki boskiej" oraz fiolkę o srebrnych zdobieniach.

Ta trzecia -w środku- miała rude włosy które okalały jej szczery uśmiech. Jej suknia żółta uszyta z tiulu była przepasana czarnym ciężkim gorsetem. W rękach trzymała księgę która była otwarta i ukazywała napis "la trinità è insieme ovunque".

Były ponoć bardzo ważne dla mojego przodka. Stanowiły jego podporę w trudnych chwilach. Nagle coś uderzyło w posadzkę niedaleko mnie, a ja wzdrygnąłem się na ten hałas. 

-Och wielce przepraszam księcia.-zaczęła się tłumaczyć służka która właśnie potknęła się i wywróciła stalowy kufer. 

-nic się nie stało.-odpowiedziałem klękając i pomagając jej wstać.

-Dziękuje i jeszcze raz przepraszam.-mówiła zawstydzona kobieta.

Mówiąc szczerze to bardziej się przestraszyłem czy wszystko z nią dobrze niż miałem jej cokolwiek za złe. Kobieta ruszyła z kufrem szybko znikając z pola widzenia. 

Wznowiłem marsz lecz w pewnym momencie trąciłem coś nogą.

Okazało się że była to księga.

Wydawała się być stara a na jej okładce widniała wygrawerowana grafika trzech kół które łączyły się tworząc coś na wzór kwiatu. Dookoła kół były prze dziwne runy zaś w kołach trzy symbole. symbol wyglądający jak trójząb, księżyc przebity strzałą oraz kwiaty z księżycami i gwiazdą. 

Chciałem otworzyć ową księgę lecz była zamknięta przez pasek który nijak nie dawał się ani przesunąć ani usunąć. Zabrałem księgę z sobą.

Wznowiłem marsz po raz enty. nareszcie dotarłem do antracytowych drzwi którym za klamki robiły dwie figurki łasiczek powykręcanych w zabawnych pozach. 

Otworzyłem drzwi, a za nimi kryła się wielka jadalnia. 

Owa jadalnia była cała w błękitnych barwach a jej sklepienie wyglądało jak niebo w letnie popołudnie.

Na szczycie sufitu wgiętego w łuk tryumfował wielki żyrandol z diademem jako podstawą.

Filary ciągnące się od szczytu żyrandolu łączone łukami. Były w delikatnym brzoskwiniowym kolorem. Wielkie okna ukazywały widok na niekończącą się pustynie. Podłoga była kryształową mozaiką ukazującą inferys. Kwiat ducha ognia który posiada wieczną energie żywotną. Dookoła kwiatu rozciągały się stoły przykryte 3 warstwami obrusów. Wpierw najgrubszy solidny biały obrus nieprzepuszczający ni światła ni wody, drugi to cieki z wyszytymi ornamentami i wzorami kwiatowymi zaś ostatni delikatny tiulowy zwieńcza dając poczucie jakoby jadło się na chmurze. 

Jeden ze stołów był położony wyżej. Do tego stołu zmierzałem usiadłem na krześle z wyszywanymi niebieskim kwiatami mordownika przyozdobionym kobaltowymi kryształkami na ramie krzesła. 

Czekałem tam w samotność całe pięć sekund, aż nie zjawił się mój brat. 

-O Elio. Braciszku. -powiedział ciepłym choć zdradzającym swą prawdziwą naturę głosem.

-O witaj idioto. - powiedziałem oschłym tonem. 

NIELUBIE SWOJEGO BRATA. Jest wredny, głupi, parszywy, nieznośny, zgryźliwy, uciążliwy, przystojny i ma wybujałe ego.

Po chwili do nas dołączyła moja siostra, mama i czekaliśmy aż przyjdzie nasz ojciec.

Nagle usłyszałem pierwsze fanfary, potem drugie. następnie 3 odezwały się w jadalni gdy drzwi się otwierały. 

Tak oto przyszedł Wielki Suzeren.

Księga pomiędzy światemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz