Rozdział III

25 2 2
                                    

Mój ojciec był dostojny, stąpał krokiem eleganckim. Ubrany w szaty czarne jak heban z złotymi elementami. Wąs jasny zakręcony. Włosy ułożone w jasną strzelistą kompozycje przełamywaną grzebieniami na wzór lauru.

Jego długi czarny płaszcz obszyty złoconym futrem był niesiony przez swych chłopców ubranych w ciasne czerwone stroje udekorowane rubinami wybijającymi im się w wszelkie części ciała. 

Ja wciąż czekając na to aż on w końcu usiądzie zacząłem się niecierpliwić.
Ojciec ustał przed swym talerzem, chrząknął. Wstałem wraz z resztą.
-Mili mi, usiądźmy. -wszyscy usiedli.


Do sali zaczęły kolejno wchodzić służki w błękitnych szatach stawiając na stole wędliny, przekąski, owoce, warzywa. Na samym końcu grupa służek ubranych w granatowe szaty z złotymi zdobieniami podała danie główne.
Jego aromat wywracał kiszki. Patrząc na to danie miało się ochotę pożreć je nie zachowując najmniejszej etykiety.


Same barwy sprawiały że stawało się głodniejszym. Dorosłym do srebrnych kielichów wlano trunek alkoholowy na trawienie zaś dzieciom podano wywar z suszonych śliwek tak mocny że wypicie dwóch czar by było samobójstwem i to wyjątkowo podłym.
Grupa służek w granatowych szatach stanęła przy każdej osobie by usługiwać w razie potrzeby.
Jedliśmy cicho, a atmosfera była sztywna jak ubite białko.

Nagle usłyszałem cichy brzdęk.
Ojciec odkłada sztućce?
-Aurelio jak sprawunki? - wstałem na dźwięk swojego imienia.
-Znaczy... Mój ojcze nauka idzie po twej myśli. - powiedziałem lekko dygając w jego stronę. Ten zmarszczył czoło.
-Cóż że jest po mej myśli?-zapytał po chwili namysł.

Zamarłem.

-Ym.... Cóż.... Mój ojcze ja... jestem pilny w .... nauce.-zacząłem czuć jak czerwień obejmuje moje poliki. 

-oj Aurelio...-powiedział lekko rozbawiony moją postawą.

Po cichu usiadłem zawstydzony. Ojciec zaczął prowadzić jakąś żywą rozmowę lecz ja byłem lekko rozproszony.

Zauważyłem jak do sali wchodzi przystojny młody chłopak ubrany w migdałowy kożuch. Na szyi miał naszyjnik z białych muszelek przypominających ziarna kawy. Jego oczy mieniły się purpurowym kolorem mieszającym się z indygo przechodzącym w coraz ciemniejszy kolor aż do źrenicy sprawiając że człowiek wpadał w jego oczy niczym w próżnie. Jego włosy brunatne opadały delikatnie na jego czoło. Podszedł aż pod nasz stół i ukląkł na jedno kolano przed mym ojcem. 

-Cóż przynosisz sługo.

-Wieść mój Wszechmocny.-powiedział poczyń wstał i położył przed mym ojcem kartę w kolorze spiżowym która była zdobiona z jednej strony perłowym grawerowaniem.

Oho coś się dzieje w świecie Perlarose.

Ojciec wstał popatrzył się niechętnie na sługę po czym machną na niego ręką. Chłopak obrócił się przy czym puścił mi oczko w momencie gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały.

Poczułem jak lekko mnie szypią poliki.

Po chwili ojciec wykonał gest ręką, a fanfary zabrzmiały. Wszyscy wstaliśmy, a ojciec został wyprowadzony w towarzystwie asysty w bliżej nie znanym mi kierunku.

Czas pójść Spać. Spokojnym krokiem wyszedłem z sali. Przeszedłem korytarzem i przypomniałem sobie o księdze. Postanowiłem się nią zająć wieczorem po kąpieli. Stawiałem kroki lekko ospale. Po chwili skręciłem w prawo. Miałem iść dalej lecz nagle drogę zagrodził mi owy wcześniej spotkany chłopak. 

-Bądź zdrów Wieczny Książe.-powiedział z zadziornym uśmiechem.

-Witaj.-odpowiedziałem lekko speszony.

-Czy jestem godzien rozmawiać z waszym wiecznym majestatem? - zapytał grzecznie lecz nuta zuchwałość.

Milczałem. lecz w mej głowie rozgrywał się prawdziwy bój.

-T..tak-powiedziałem z drżącym głosem. Po czym poczułem jak moje poliki wypełniają się amarantowymi odcieniami. Lekko spuściłem głowę. 

-Na imię mi Edwin.

Księga pomiędzy światemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz