Rozdział VI

26 2 4
                                    

Ocknąłem się na posadzce czułem piekący ból na nadgarstkach na których widniały skaryfikacje. Wszędzie panowała cisza a jedyne co przykuwało uwagę był blask jakiegoś przedmiotu znajdującego się na stole. 

Po chwili udało mi się wytężyć wzrok i ujrzałem kompas otwarty który zaczął wskazywać mi drogę.

 Dziś gdy to opowiadam nie wiem czemu tak to się potoczyło.

Odczuwałem potrzebę znalezienia się w Perlarose. Czułem jak brak krainy której nie znam pali mnie od środka. Ostrożnie wstałem i podniosłem przedmiot z stołu. 

Wrócił mi on siły. Świat wydawał się mieć barwy Fioletu, błękitu, zieleni. Inne kolory wyblakły. Kompas prowadził mnie przez bibliotekę, 4 różne korytarze, 1837 schodów w górę. Gdy dotarłem stałem przed drewnianą powłoką na której powierzchni wypalone były róże, zaś zamek zrobiony był z srebra pokrytego perłową warstwą. Wewnątrz był zaś klucz z pereł. Przekręciłem go ostrożnie ten zaskrzypiał i po chwili ukazał się ten cudowny świat.

Wszystko tu było cudowne śnieg delikatnie muskał moją twarz na ścianach uliczki były malunki kwiatów. Wyszedłem z uliczki i po raz pierwszy zobaczyłem takie miasteczko. Rzędy sklepików z witrynami powypełnianymi smakołykami. 

Wokół mnie było pełno ludzi uśmiechniętych i elegancko ubranych.  Światełko prowadziło mnie wzdłuż tej uliczki aż w końcu dotarłem do wysokiego domu z wieżyczką i witryną, a w niej wyroby z czarnych pereł. 

Zapukałem. 

I ponownie.

Nikt nie otwierał.

Usiadłem i oparłem się o drzwi zaczynało mi się robić chłodno a powoli zachodził zmrok. Na ulicy zaczęli pojawiać się jacyś włóczędzy w poobdzieranych łachach.

Nagle powłoka za mną się osunęła, a ja runąłem na plecy. 

Ujrzałem wtedy Edwina ubranego w koszule z wybielanego lnu a na szyi miał zawieszony naszyjnik z czarną perłą.

-Elio... witaj Książe.-powiedział.

Wstałem jak najszybciej zostałem zaproszony do jego domu. Nie był to jakiś cudowny dom było tu brudno a meble powoli próchniały. W rezydencji nic nie próchnieje od paru wieków.

-Napijesz się czegoś Elio? Koniaku, wódki, wina, rumu?-zapytał stojąc przy jakiejś szafce.

-Nie. Niewolno mi jestem za młody.-powiedziałem niepewnie na co ten odwrócił się w moją stronę.

-Nie musisz zawsze się słuchać.-powiedział to z zawadiackim uśmieszkiem i lustrował mnie wzrokiem.

-Nie chyba odmówię.-powiedziałem.

-Na pewno?-zapytał odwracając się w stronę szafki ponownie.

przez chwile Niewiedziałem co powiedzieć rozważałem wszystkie za i przeciw ale pewna myśl mnie przekonała: a co jak on się mną będzie brzydzić przez to?

-No dobrze ale łyczka wina.

-Oczywiście mój panie. - powiedział z kłaniając się i podając mi wino.

Niechciałem tego pić. 

Usiadł obok mnie trzymając swój kielich.

-To co za co wypijemy?-zapytał.

Niechciałem tego pić.

-Za nas.-wyrwało mi się na co on się delikatnie zaśmiał po czym zlustrował mnie wzrokiem.

-Więc za nas. -zderzył mój kielich ze swoim.

wypiłem.

Poczułem kwaskowaty nieprzyjemny smak oraz delikatny ziołowy aromat.

Spojrzałem na resztkę wina w kielichu. Wino było mętne i pachniało jak połączenie alkoholu z delikatnym zapachem ziół.

Dopiłem. 

-Miło mi że przyszedłeś.-powiedział Edwin.

Wtedy czułem że coś jest nie tak. Świat zaczął się rozpływać i nastał mrok.

Obudziłem się w chłodnym miejscu.

Chciałem wstać lecz byłem chyba przywiązany. Próbowałem poruszyć rękoma lecz dopiero po chwili uświadomiłem sobie coś. Miałem na sobie kajdany. 

nagle coś zaskrzypiało przede mną, a za tego czegoś wyszedł Edwin ubrany w same spodnie i trzymający świecę. Widziałem teraz jego klatkę piersiową. Na jego świetnie wyżeźbionym torsie był czerwony smok. 

-O książę się obudził. Cudownie.-powiedział uśmiechnięty.

-Edwin wypuść mnie? czemu? czemu mnie??-Niewiedziałem co myśleć. Niewiedziałem czy chce myśleć. Nic nie wiedziałem. Czułem że jestem niczym. Gorzej czułem że jestem czymś kompletnie uprzedmiotowionym że już nic nie znaczę.



Księga pomiędzy światemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz