Rozdział VII

19 2 4
                                    

-wypuścić? Och tak już biegnę o szlachetny książę.-powiedział głosem przesłodzonym i toksycznym.
-Rozkazuje ci mnie wypuścić bo...-na te słowa zaśmiał się.
-Bo co? Nikt nie wie gdzie jesteś, prawda. A wracając, czemu ty? To proste, na nawet banalne. Jesteś wszechmocnym księciem.-mówił to jakby wszystko w tym było logiczne.

-i co z tego?-pytałem już niemal błagalnym głosem.

-A to szczylu że sprzedanie ciebie da mi beztroskie życie do końca moich dni gdziekolwiek ze chce.

W padł mi do głowy mały pomysł. Wyszeptałem pod nosem zaklęcie otwierający kajdany.

Z kajdan zaczęły sypać się czarne iskry a na nich pojawiły się czarne żyłki które pulsowały lecz po chwili żyłki wchłonęły się w czarny metal. Zaś wokół mnie pojawiły się małe symbole w czerwonym kolorze które wędrowały dookoła krzesła na którym siedziałem.

-Oj czyżby ktoś próbował się wydostać - powiedział przesłodzonym głosem mój oprawca. - to jest tron wykonany z Magmostralitu. - chciałem płakać.

A więc tym jestem, przedmiotem na sprzedaż?

Po poliku spłynęła mi łza.
-Żałosne, jesteś taki naiwny. Nie trzeba było nawet specjalnych starań -zmierzyłem go wzrokiem nagle na jego poliku pojawiło się rozcięcie.
-kurwa ty gnoju.-warkną po czym mi przyłożył.

Wyszedł i zamkną drzwi.

≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈≈

Po chwili. Usłyszałem za drzwiami coś się zbliża. Powłoka rozwarła się i do pomieszczenia wszedł Edwin wraz czwórką mężczyzn ubranych w czarne skórzane kostiumy z sygnaturą smoka na prawej piersi. Zaś na szyjach mieli totemiki niedźwiedzia. Edwin zawiązał mi usta. Podnieśli piedestał na którym stał tron wraz zemną jakbym nic nie ważył.

 Wynieśli mnie gdzieś z tyłu budynku. Była noc, bardzo mroczna noc. Była tam Ciemna wręcz hebanowo czarna uliczka. Co chwila mijaliśmy jakieś ciemne zaułki z których można było zobaczyć ulice którą oświetlał księżyc. Gdzie nie gdzie były śmieci, a co jakiś czas można było spotkać śpiące sieroty opatulone starymi gazetami. Za dnia wydawało mi się tu czysto i niemal jak w raju lecz teraz mam wrażenie że był to zwykły miraż. Jeszcze jedna sztuczka. 

Wreszcie dotarliśmy na jakieś molo rybackie. Szczególnie w oczy rzucał się wielki czarny statek o czerwonych żaglach na których widniał czarny smok na którego dziobie widniał smok o oczach zrobionych z czarnych pereł. Statek ten nie był po prostu jakimś tam galeonem. Był to prze dziwny galeon o wielu udoskonaleniach jakie widziałem w starych księgach o wyprawach morskich Wszechmocnego Suzerena Americo II Wszechmorskiego. To musieli być piraci.

Piraci którzy mnie nieśli, bo zapewne nimi byli odstawili mnie na ziemie. 

-Idźcie po kapitana.-powiedział Edwin

-Nie trza szczurze. -powiedział szorstkim głosem ktoś z góry.-Pakujcie go na pokład.

-Stop! najpierw moja część to ja mam więcej do stracenia.

Niewiedziałem osoby będącej kapitanem lecz mógłbym przysiąść że nie był to najszczęśliwszy człowiek jaki istniał.

-Dajcie mu co żąda.

Trzech wysokich piratów zniosło 6 skrzyń. Po czym dali oni Edwinowi pęk kluczy. Otworzył każdą z nich z osobna po czym zamykał. 

-Bieżcie se go podpowiem tylko że jakby ktoś chciał to jest on całkiem przyjemny do dymania.- roześmiał się. Gdy usłyszałem to niedokonana zrozumiałem lecz po chili po moich polikach spłynęły łzy. Zacząłem się szarpać lecz było to na nic. 

Zostałem wniesiony na Galeon.

On mnie zgwałcił. On mnie zgwałcił. Dlaczego mnie?

Zanieśli mnie oni pod pokład gdzie wreszcie zdjęto mi knebel. 

Mogłem mówić. Mogłem ale... Niechciałem. Już nie miałem siły by cokolwiek powiedzieć. 

BYŁEM PRZEDMIOTEM, ZABAWKĄ.

Pewnie straciłem już na zawsze dom.

Księga pomiędzy światemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz