✨6✨

29 1 0
                                    

Był poniedziałek. Cholerny, parszywy poniedziałek. Kinga nigdy ich nie lubiła, ale ten był wyjątkowo nieznośny. Może to kwestia pogody, a może tego, że znów mało spała. Nie miała pojęcia.
Dochodziła siedemnasta, a ona właśnie wracała do domu.
Mimo, że minęło pół roku, w żaden sposób nie mogła się pozbierać. Nie wierzyła, że on to zrobił.
Wszystko powoli ją dobijało, ale nie miała swojego wsparcia. Jasna cholera, oni zawsze byli swoim wsparciem, poszliby za sobą w ogień. I nagle koniec. Urwało się. Pół roku egzystowania, bo normalnym życiem nazwać się tego nie dało.
Niby mu wybaczyła, ale nie była tego do końca pewna. Kochała go, to pewne. Mimo wszystko ona nie potrafiła przestać. Po prostu nie. Przeżyła z nim naprawdę wspaniały czas i w żaden sposób nie mogła tego przekreślić czy wymazać. Kochała go do szaleństwa.
Właśnie, szaleństwo. To było właściwe słowo, by oddać stan Kingi. To znaczy przez pierwsze trzy tygodnie, bo potem była kompletna pustka, przeplatana płaczem, który słyszeli sąsiedzi.
Dziewczyna weszła do mieszkania, zdjęła buty i płaszcz, po czym poszła na górę. Za oknem właśnie zaczynało padać. Blondynka podeszła do komody i wysunęła pierwszą szufladę. Wyjęła z niej pudełko z zasuszonymi różami.
-Ostatnie -mruknęła do siebie i momentalnie poczuła pieczenie pod powiekami.
Po chwili odłożyła kwiaty na miejsce i wyciągnęła białą kopertę z jej adresem. Znała treść tego listu na pamięć.
Droga Kiniu!
Chciałem Ci to powiedzieć od dawna, ale nie mam odwagi,
Liczę, że nie obrazisz się za taką formę, wybacz, jestem chyba zbyt tchórzliwy,
By zrobić to osobiście.
Jesteś najcudowniejszym,co mnie w życiu spotkało.
Sprawiasz, że mam dla kogo się uśmiechać.
Kocham Cię, Kinia! Najbardziej na świecie!
R.
Kinia. Nikt poza nim jej tak nie nazywał. I nigdy nie nazwie.
-Cholera, znowu te łzy.-warknęła.
Dziewczyna powoli oparła się o ścianę i zaczęła się osuwać w dół. Tym razem płacz był bezgłośny. Nie miała już siły. Kompletnie. Czarne smugi zaczęły pokrywać jej twarz. Siedemnasty raz w tym tygodniu.
Zaczynało się ściemniać, a deszcz nie ustawał. Kinga usnęła, zmęczona płaczem.
Ostatnio był to jedyny sposób, żeby w ogóle spała.
Dziewczyna przebudziła się około trzeciej w nocy. Jak się później okazało, już na dobre.
Pół godziny później postanowiła się przejść. Dobrze wiedziała, że samotny spacer w nocy nie jest zbyt rozsądny, ale było jej to zupełnie obojętne.
Blondynka wyszła z mieszkania i ruszyła przed siebie. Dobrze wiedziała, gdzie chce iść.
Stara brama cmentarza zaskrzypiała podczas otwierania. Nogi same zaprowadziły ją na miejsce. Usiadła na ławce i zamknęła oczy. Spod rzęs wypłynęły kolejne strugi łez.
-Ty idioto cholerny, czemu to zrobiłeś?! Dlaczego?! Powiedz, odezwij się do ciężkiej cholery! Słyszysz?! Odpowiedz mi! Słyszysz, durniu?! Tęsknię za tobą! Wiesz, dupku?! Tęsknię! Wróć do mnie! Słyszysz?! Wracaj!

Codzienność-wieczność «one-shoty»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz