Rozdział 9

155 13 1
                                    

Jakiś czasu później profesor Moody stwierdził na początku jednej z lekcji, iż rzuci na każdego z uczniów zaklęcie Imperius, by mogli poznać jego skutki i sprawdzić, jak na nie reagują.

Joan zbladła na te słowa, w głowie od razu zaczynając wyklinać nowego nauczyciela obrony przed czarną magią. Jaki profesor się tak zachowywał? To zupełnie tak, jakby McGongall rzucała po kolei na każdego ucznia zaklęcie transmutujące go w jakiś przedmiot, a później oczekiwała, iż sam się odczaruje.

Jednak tutaj sprawa miała się znacznie gorzej, ponieważ zaklęcie Imperius była zakazane nie tylko przez regulamin szkoły, ale również Ministerstwo Magii, co od razu zauważyła na głos Hermiona Granger.

- Dumbledore chce, żebyście poznali, jak człowiek się wtedy czuje - oznajmił Moody, a Joan poczuła jak ogarnia ją złość. No oczywiście, kto inny mógł wpaść na tak cudowny pomysł, jeśli nie sam dyrektor?

Joan momentalnie przypomniała sobie jeden z wpisów z dziennika cioci Aelin, gdzie ta opisywała, jak podczas jednej z walk kilku czarodziejów zostało zaczarowanych Imperiusem i walczyło przeciwko swoim bliskim. To była potężna klątwa, nie jedno z tych bezużytecznych zaklęć zmieniających żuka w guzik czy na odwrót.

- Jeśli wolisz, żebyś ktoś inny rzucił na ciebie to zaklęcie i całkowicie nad tobą zapanował, to możemy się pożegnać. Droga wolna. Możesz wyjść - dodał, wskazując na drzwi, a Ślizgoni widząc zmieszanie na twarzy Gryfonki, uśmiechnęli się pod nosami.

Granger miała się zachować zgodnie ze swoimi przekonaniami i postawić je wyżej niż widzimisię nauczyciela? Chyba wszyscy wiedzieli, że to niemożliwe, więc nikogo nie zdziwił fakt, iż dziewczyna została.

Moody po kolei wywoływał uczniów na środek, jednak każdy poddawał się zaklęciu nauczyciela, wypełniając jego różne i dziwne rozkazy.

- Jak to pokonać, Jo? - zapytała szeptem Claire, z uwagą obserwując, jak jakaś dziewczyna naśladuje wiewiórkę. Powoli zbliżała się ich kolej, a przecież żadna nie chciała się ośmieszyć przed całą klasą.

- Imperius jest bardzo specyficznym zaklęciem. Najpierw poczujesz się przyjemnie, jakbyś powoli odrywała się od rzeczywistości. A potem usłyszysz głos Moody'ego i musisz go jakoś przezwyciężyć. Nie wiem jak. Nigdy nie byłam pod wpływem tego zaklęcia - wyjaśniła Reeves, a Claire pokiwała głową.

Hestia, która teraz stała na środku klasy, uśmiechała się w ich stronę. Nie był to jednak jej typowy uśmiech, a taki głupawy; wyglądała, jakby ktoś ją czymś odurzył, co po części było prawdą. Kiedy zaczęła na polecenie Moody'ego machać rękami jak ptak skrzydłami, Blaise oraz Evan nie mogli się powstrzymać od parsknięcia śmiechem.

- Nigdy jej tego nie zapomnimy, co? - mruknął Teodor, a Dafne pokiwała mu głową w odpowiedzi. Nawet jeśli działania Bulstrode zupełnie nie zależały od niej, widok jaki mieli przed sobą, był zbyt komiczny, by zostawić go bez komentarza.

- Czekam na was. Z chęcią popatrzę, jak skaczecie jak żaby - powiedziała Claire, stając w obronie blondynki. W końcu dziewczyna nie ośmieszała się z własnej woli, a z powodu rzuconego na nią przez nauczyciela zakazanego przez Ministerstwo Magii zaklęcia. Słowa szalonooki Moody, byłoby można spokojnie zastąpić takimi frazesami, jak obłąkany czy niezrównoważony psychicznie. Chyba nawet oddałyby one lepiej charakter byłego aurora.

Gdy nadeszła kolej Joan, dziewczyna czuła, jak szybko biło jej serce. Do tej pory wszyscy ulegli zaklęciu i brązowowłosa nie miała wątpliwości, że z nią stanie się dokładnie to samo. Od zawsze grała silniejszą, niż była. Gdy przychodziło do różnych wyborów życiowych, decydowała się na tę łatwiejszą opcję, niekoniecznie dobrą. Była jednak wytrwała, więc żeby jakoś przetrwać z samą sobą, już lata temu wyznaczyła sobie cel, chciała zostać uzdrowicielką, i robiła wszystko, by go osiągnąć. Wiedziała, że gdyby nie miała tego marzenia, byłaby nikim.

- Imperio.

Joan poczuła, jak całe jej ciało się rozluźnia, a umysł wypełnia słodka, długo przez nią wyczekiwana pustka. Nagle wszystkie problemy, które kotłowały się w jej głowie (niektóre nawet latami), straciły na znaczeniu. Gdy dotarł do niej głos Alastora Moody'ego, bez słowa sprzeciwu zaczęła wykonywać jego polecenia, wiąż nie mogąc nacieszyć się ogarniającym ją uczuciem. Zapewne właśnie tak czuły się osoby uzależnione, gdy sięgały po źródło swojej choroby. Nic nie miało znaczenia, żadne problemy jej nie trapiły, bo najzwyczajniej w świcie ich nie było. Zostały zepchnięte w głąb jej podświadomości i wcale nie miała ochoty ich teraz roztrząsać.

- Następny! - krzyk nauczyciela wybudził Reeves z letargu, a ona z powrotem znalazła się w rzeczywistości. Pierwszym co poczuła, był ból. Tak bardzo nie chciała wracać do swojego życia. Nienawidziła sytuacji, gdy pozbawiano ją kontroli, jednak przypadek zaklęcia Imperio był inny. Nie musiała podejmować żadnych decyzji, nawet samodzielnie myśleć, bo ktoś kierował nią jak marionetką.

Gdy jako ostatni przed nauczycielem stanął Harry Potter, Joan wstrzymała oddech. Chłopak już kiedyś wyszedł prawie bez szwanku z użytego na nim zaklęcia niewybaczalnego. Czy był na nie odporny? Okropnie ciekawiło to Joan, która jako przyszła uzdrowicielka bardzo chciała znaleźć jakieś lekarstwo albo zabezpieczenie przed zakazanymi zaklęciami. Dzięki temu, niewątpliwie, wpisałaby się na karty historii jako jedna z najbardziej wybitnych (jeśli nie najlepsza) uzdrowicielek wszech czasów.

- Imperio.

Joan zauważyła niezdecydowanie Harry'ego. Chłopak miotał się pomiędzy stanem błogiej pustki zaklęcia oraz pełnej świadomości. Sprzeciwiał się kierującemu nim nauczycielowi, co zaraz wywołało uniesienie w klasie.

- No proszę, to jest dopiero coś! Popatrzcie na to wszyscy: Potter się nie poddał! Walczył i był już bliski zwycięstwa! No dobrze, spróbujemy jeszcze raz, a reszta niech się uważnie przygląda. Patrzcie na jego oczy, tam to zobaczycie... Bardzo dobrze, Potter, wspaniale! Ciebie nie będzie im łatwo opanować! - niemalże krzyczał uradowany Moody, na którego pochwały zarówno Hestia, jak i Claire przewróciły oczami.

Następną godzinę nauczyciel pokazywał reszcie klasy na Potterze, w jaki sposób chłopak przeciwstawiał się jego zaklęciu i wciąż go zachwalał, nawet gdy ten, kulejąc, opuścił gabinet.

- Harry Potterze, ty nasz bohaterze. Bronisz się przed zaklęciami, jak Gilderoy Lockhart przed fankami - wyrecytowała krótką rymowankę jak jakiś wiersz Dafne, powodując u swoich przyjaciół uśmiechy na twarzach.

- Harry Potterze, czego ty nie dokonasz? Mam nadzieję, że wielu rzeczy, bo szybko skonasz - rzuciła w odpowiedzi Claire, powodując jeszcze większe rozbawienie grupy.

Tymczasem w głowie Reeves rodziło się wiele pytań dotyczących tej klątwy w czasach wojny. Czy ciocia Aelin wiedziała, jak z nią walczyć? Jakie to było uczucie stanąć naprzeciw zaczarowanej ukochanej osoby i być zmuszonym z nią walczyć?

- Co z tobą, Jo? - zapytał Evan, obejmując dziewczynę ramieniem. - Źle się czujesz po zaklęciu?

- Nie, wszystko jest w porządku. Po prostu zastanawiam się, jak je przezwyciężyć - odpowiedziała, a jej powieka delikatnie zadrgała. W rzeczywistości myślała nad czymś innym, jednak widziała, że gdyby przyznała się na głos do tego, co chodziło jej po głowie, przyjaciele mogliby mieć do niej problem.

- Jak coś rozkminisz, to nam powiedz - odezwał się, robiąc jeden z tych swoich typowych uśmieszków, a Joan pokiwała głową w odpowiedzi. 

Przez resztę lekcji była jakby nieobecna i nawet nie zezłościła się na kąśliwą uwagę Hagrida dotyczącą transmutacji Draco w fretkę. Dzisiejszy dzień był dla niej istną męczarnią, a gdy przechodziła razem ze swoją grupą przez salę wejściową, okazało się, że przy schodach znajduje się ogłoszenie dotyczące Turnieju.

Za równo tydzień miały do nich przybyć delegacje z dwóch szkół, a ona w momencie przeczytania tej informacji poczuła jeszcze silniej niż wcześniej, że coś złego miało się wydarzyć w Hogwarcie.

Siła Koloru Zielonego • Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz