Rozdział 5

123 15 0
                                    

- Powiedz mi, dlaczego musimy mieć jakiekolwiek zajęcia z Gryfonami? I to w dodatku tak bezsensowny przedmiot, jak opiekę nad magicznymi stworzeniami!

- Och, nie dołuj się, Claire. Przynajmniej mamy się z kogo ponabijać - mruknęła Hestia, wprost nie mogąc się doczekać, aż znowu będzie miała możliwość poobgadywać Gryfonów i Hagrida.

Joan również to lubiła, dlatego uśmiechnęła się szydersko na słowa przyjaciółki. Dziewczyny wspólnie czekały na chłopaków i pozostałych Ślizgonów, a kiedy ci się zjawili, ruszyli razem w stronę chatki gajowego, która stała na skraju Zakazanego Lasu.

- ... będziecie mogli je sami hodować! Możemy zrobić z tego taki mały projekcik! - wesoły głos gajowego dobiegł do uczniów domu Salazara, a ich na twarzach pojawiło się obrzydzenie, gdy tylko zauważyli o czym mówił Hagrid.

Były to sklątki tylnowybuchowe, co Joan rozpoznała po pierwszym pojrzeniu na magiczne zwierzęta. Wyglądały jak zdeformowane, pozbawione skorup homary, okropnie blade i oślizgłe, z mnóstwem nóżek sterczących w dziwnym miejscach.

- A niby po co mielibyśmy je hodować? - zapytał Draco. - No, co one robią? Jaki jest z nich pożytek?

Joan zdziwiła się pytaniem Malfoya. Blondyn zwykle nie udzielał się na lekcjach, a jego głos był słyszalny tylko wtedy, gdy z kogoś kpił. To samo tyczyło się pozostałej części paczki przyjaciół, oprócz Reeves, która prawie w ogóle nie odzywała się na lekcjach.

Brązowowłosa nawet gdy znała odpowiedź na zadane pytanie, milczała, by mieć święty spokój. I tak miała jedne z najlepszych ocen w szkole, a to wszystko z powodu wielu godzin, jakie poświęcała na naukę.

- To będzie na następnej lekcji, Malfoy. Dzisiaj będziemy je tylko karmić. Popróbujcie podawać im różne rzeczy... bo, cholibka, ja ich jeszcze nigdy nie hodowałem, więc nie wiem, co one żrą...

Joan niemalże parsknęła śmiechem na te słowa. W Hogwarcie, zaiste, panował wysoki poziom edukacji.

Gryfoni jako pierwsi zabrali się za karmienie sklątek, a chwilę po nich, z ogromną niechęcią zrobili to również Ślizgoni.

- Nie rozumiem, po co to robimy. To niebezpieczne. Gdyby komuś coś się stało, on nawet nie wiedziałby co zrobić, by pomóc - odezwała się Hestia, a Joan jej przytaknęła. Niestety w Hogwarcie stawiano własne sympatie wyżej niżeli bezpieczeństwo i dobre wykształcenie, dlatego Reeves jeśli chciała zostać kiedyś uzdrowicielką (a właściwie ordynatorką oddziału urazów pozaklęciowych), musiała się uczyć sama.

Jakiś czas później kilkoro uczniów zaczęło piszczeć i emocjonować się, ponieważ sklątki korzystały ze swoich przystosowań do przetrwania w magicznym świecie i patrzyły ich, w ten sposób się broniąc. Lavender Brown z przerażeniem zaczęła nawet coś piszczeć o wyrastających żądłach.

- Teraz już rozumiem dlaczego próbujemy utrzymać je przy życiu - zaczął ironicznym tonem głosu Draco, a jego przyjaciele od razu unieśli na niego wzrok. - Kto by nie chciał mieć zwierzątek, które parzą, żądlą i gryzą?

- Może i nie są śliczne, ale to nie znaczy, że są bezużyteczne - odezwała się przemądrzale Granger. - Smocza krew ma niezwykłą magiczną moc, ale chyba nie chciałbyś trzymać w domu smoka, prawda?

- Jak ta szlama śmie się do ciebie zwracać? - powiedział Teodor, gdy Gryfonka cieszyła się ze swojego małego zwycięstwa. Draco odburknął mu coś pod nosem, a kilka minut po zakończeniu lekcji, w drodze na obiad, zaczął swój wywód na temat tego, że ludzie z brudną krwią nie powinni mieć prawa głosu, a już szczególnie nie powinno im się pozwalać odzywać do kogokolwiek z takich rodzin jak on.

- Wy teraz macie wróżbiarstwo, prawda? - zapytała Joan, gdy wszyscy usiedli już przy stole.

- Tak. Zobaczymy się dopiero na kolacji? - odpowiedziała Hestia, a Reeves pokiwała twierdząco głową i nałożyła sobie na talerz porcję warzyw. Już od małego bardzo lubiła jeść wszelkiego rodzaju sałatki, co raczej było dość niespotykane wśród dzieci.

- Naprawdę nie rozumiem dlaczego ty i Evan wolicie chodzić na numerologię. Trelawney zadaje zdecydowanie mniej prac domowych, a można jeszcze powymyślać w tych zadaniach co się chce.

- Dlatego te zajęcia są bezwartościowe - odpowiedział Evan, zaskakując Joan swoimi słowami. Nigdy w sumie nie rozmawiała z nim o powodach, jakie sprawiły, że zdecydował się na numerologię. Sądziła, że po prostu chciał zachować się inaczej niż wszyscy.

- Ale za to bardzo zabawne. Żebyście widzieli minę Pottera, jak Trelawney przepowiedziała mu rok temu śmierć albo reszty tych zdrajców, gdy mówiła im, że ktoś z ich rodziny jest chory czy ich zrani. Naprawdę świetnie się tam bawię - oświadczyła Dafne, a Claire parsknęła śmiechem na jej słowa.

- O, tak. Strzeżcie się, moje wewnętrzne oko mi przepowiada, że kiedyś wszyscy umrzemy - rzuciła czarnowłosa, dziwnie gestykulując rękoma i powodując śmiech z rozbawienia u swoich przyjaciół.

Gdy Joan i Evan skończyli jeść, obydwoje ruszyli na zajęcia, po których, o dziwo, nie mieli nic na zadanie domowe. Profesor Septima Vector słynęła z wymagającego podejścia do swojego przedmiotu i zadawania ton prac domowych. Reeves jednak bardzo się to podobało, bo w końcu miała jakiś zajmujący ją przedmiot. Evan natomiast nie narzekał, szczególnie, że i tak bardzo często spisywał zadania od Joan.

- Jak było na wróżbiarstwie? - zapytała Joan, gdy razem z Salvadorem znalazła resztę ich przyjaciół w drodze na kolację.

- Zaraz ci opowiem, ale poczekaj. Draco znalazł perełkę na Weasleya i będzie się z czego pośmiać - oświadczyła Claire i trzymając Reeves pod ramię, ruszyła razem z dziewczyną za tłumem.

- Weasley! Hej, Weasley! - krzyknął Malfoy, zauważając rudowłosego wraz jego najlepszymi przyjaciółmi.

- Co? - burknął Ron, patrząc na blondyna ze złością.

Oczywiście obok rudowłosego znajdowali się jego najlepsi przyjaciele; znienawidzona przez Joan Harmiona Granger - wścibska oraz przemądrzała szlama, oraz Harry Potter - znienawidzony, tym razem, przez Dracona Malfoya "wybraniec".

- Piszą o twoim tacie, Weasley - oznajmił Ślizgon, machając egzemplarzem Proroka Codziennego, którego, jak Joan założyła, dostał rano wraz z pocztą. - Posłuchaj!

Draco zaczął czytać na głos artykuł, nie ukrywając swojej kpiny w stosunku do rodziny Rona. Szczególną drwiną obdarzył błąd redakcji, która zmieniła imię ojca rudowłosego z Artura na Arnold.

- Jest i zdjęcie, Weasley! Zdjęcie twoich rodziców przed ich domem... jeśli to można nazwać domem! Twoja matka mogłaby zrzucić parę kilo, nie uważasz? - zapytał rozbawiony blondyn, powodując śmiech u swoich przyjaciół.

Dookoła zebrała się spora grupka uczniów, z których część również parsknęła śmiechem.

- Wypchaj się, Malfoy - zabrał głos Wybraniec, na co Claire przewróciła oczami. - Daj spokój, Ron...

- Ach tak, przecież ty, Potter, mieszkałeś u nich w lecie, prawda? - odezwał się ponownie Draco, nie zamierzając odpuścić. - To może ty mi powiesz, czy jego matka naprawdę jest taka gruba, czy tylko tak wyszli na tym zdjęciu?

- Znasz swoją matkę, Malfoy, prawda? - odezwał się Harry. - Ma minę, jakby jej ktoś podsunął łajno pod nos... Czy ona zawsze ma taki wyraz twarzy, czy może tylko wtedy, kiedy jesteś w pobliżu?

- Nie waż się obrażać mojej matki, Potter - burknął obrażony Draco. Jego, podobnie jak Claire, niewyobrażalnie denerwowały jakiekolwiek przytyki, uwagi czy nieprzychylne komentarze.

- To nie otwieraj tej swojej parszywej gęby - powiedział okularnik i nie poświęcając blondynowi ani jednej sekundy więcej, odwrócił się.

Wszystko stało się tak szybko, że Joan nawet zdążyła zareagować. Draco wyciągnął różdżkę, rzucił jakieś zaklęcie, a ktoś odpowiedział mu pięknym za nadobne i chwilę później w miejscu, gdzie wcześniej stał jasnowłosy chłopak, znajdowała się biała fretka.

Siła Koloru Zielonego • Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz