Rozdział 2

197 16 0
                                    

Podróż Hogwart Expressem trwała już od dobrych kilku godzin, a Joan nudziła się, jak jeszcze nigdy. Dafne oraz Claire wyszły jakąś godzinę temu, by poszukać chłopaków, a Pansy i Hestia zasnęły (co bardzo zdziwiło Reeves, ponieważ na zewnątrz panowała okropna burza).

Joan przez pierwsze pół godziny próbowała się skupić na czytaniu podręcznika, ale zupełnie jej to nie wychodziło. Jej głowę zaprzątały myśli o nowym nauczycielu obrony oraz przypuszczenia na temat tego, co miało się wydarzyć w tym roku w Hogwarcie.

Z pewnością musiało to być coś ważnego, skoro rodzice nie chcieli, by wracali do domów na święta. Tylko pytanie, co?

- Żałuj, że z nami nie poszłaś, Jo - odezwała się rozbawiona Claire, wchodząc do przedziału. - Evan dorwał jakieś pierwszoroczne szlamy - dodała, wycierając łzy rozbawienia z kącików oczu. - Już dawno się tak nie uśmiałam.

- A te ich miny, kiedy Blaise zaczął ich straszyć pojedynkiem ze smokiem? - mruknęła Dafne, po czym obydwie znowu się zaśmiały. - Bezcenne!

Powoli do tradycji już przechodził zwyczaj Ślizgonów, by jeszcze w pociągu znaleźć jakąś naiwną grupę pierwszorocznych i przestraszyć ich do tego stopnia, by trzęśli się z nerwów aż do samej ceremonii przydziału.

- Szkoda, że nie poszłam z wami - powiedziała Joan, uśmiechając się sztucznie. Nie wiedząc czemu, nie bawiły jej takie żarty. Sądziła, że były głupie i inteligentni czarodzieje nie powinni robić takich rzeczy.

Oczywiście nie darzyła sympatią szlam czy mugolaków, ale dobrze pamiętała, jak to jest być na miejscu pierwszoroczniaka.

- Och, nic straconego. Może Evan podręczy jeszcze kogoś, gdy już dojedziemy. Drcao i Blaise z pewnością mu w tym pomogą. Będzie niezła zabawa.

- O ile Potter znowu się nie wtrąci - wtrąciła zaspana Pansy, która tyle co się obudziła przez podniesione głosy przyjaciółek.

- On naprawdę jest żywym dowodem tego, że do Hogwartu przydałaby się jakaś wstępna selekcja - oznajmiła Dafne, a pozostałe Ślizgonki jej przytaknęły. - Bycie czarodziejem to za mało, przydałby się jeszcze mózg.

- Jak możesz tak mówić o naszym Wybrańcu? Przecież on nas uratował od Same-Wiecie-Kogo! Sławcie go narody, toż to wielki Harry Potter! - rzuciła sarkastycznie Hestia, która również się obudziła. - Dlaczego Same-Wiecie-Kto nie ma żadnego następcy? Może dzięki niemu cała ta zaraza zniknęłaby z naszego świata i w końcu zapanowałby porządek.

- Chyba nie chcesz wojny, Es? - zapytała zdziwiona Joan. - Tyle czystokrwistych rodów walczyło w tej sprawie, zginęły setki, jak nie tysiące, naszych. To straszne.

- Niby tak, ale spójrz na to, że na świecie jest coraz więcej szlam, zdrajców i półkrwiaków. Jeśli kilka niewinnych zaklęć mogłoby uratować czystość naszej krwi, nie miałabym nic przeciwko temu - wyjaśniła Bulstrode, uśmiechając się delikatnie.

- Przecież nam i tak by nic nie groziło - dodała Pansy, a Joan poczuła, jak przechodzą ją dreszcze. Wyśmiewanie szlam i życzenie im śmierci to jedno, ale rozpętanie z nimi wojny było czymś zupełnie innym.

- Macie rację - zgodziła się z przyjaciółkami Reeves, a jej powieka delikatnie zadrgała, jak zawsze zresztą kiedy kłamała. - W którym przedziale są chłopaki? Chcę pogadać z Evanem.

- Oooo, czyżby ktoś wpadł ci w oko? - zaśmiała się Hestia, a razem z nią Claire i Pansy.

- Co? Nie! To Evan - odpowiedziała Reeves. - Poza tym, w życiu nie zabrałabym Dafne chłopaka - dodała, sprawiając, że policzki Greengrass lekko się zaróżowiły.

Siła Koloru Zielonego • Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz