[day 16]

248 19 23
                                    

Nie chodziło nawet o to, że Victor się stresował, bo nie stresował się. Absolutnie się nie stresował. Nie było czym się stresować. No, prawie. Próbował zaczynać rozmowę ze swoim bratem na jakikolwiek możliwy temat, chcąc przerwać napiętą ciszę, ale jedynym co ten robił było milczenie. Dosłownie, nawet na niego nie patrzył, tak jakby go nie było razem z nim.

- Przestań zachowywać się jak obrażony królewicz, bo nawet nie masz powodu, żeby nim być - warknął zirytowany przez dłużący się czas. Sytuacja była męcząca. On wiedział, że to się tak skończy. Wiedział, że wyjdzie jedno wielkie gówno, bez zbędnych dodatków, które mogłyby zmienić co nieco i dodać koloru.

Jego starszy brat parsknął niekontrolowanym śmiechem, ale nie użył żadnych słów, żeby skomentować zaistniałą sytuację. Po prostu stał tak jak wcześniej, wpatrując się w drzwi ewakuacyjne szkoły. Wiedział, że od tamtej strony wyjdzie jego najlepszy przyjaciel i aktualna sympatia Victora. Nie był pewny co powinien czuć. Na pewno nie był obrażony. No, może trochę, bo halo. Takich nowinek jak związek twojego brata z twoim najlepszym kumplem nie powinno się dowiadywać razem z całą szkołą na jakimś głupim meczu koszykówki. Tak, tak, mecz koszykówki to najważniejsze wydarzenie w życiu Jake'a. Bla bla. Eric to wszystko rozumiał najbardziej na świecie i absolutnie nie widział w tym nic złego, ale to dalej nie zmieniało jego punktu widzenia. Powinien dowiedzieć się wcześniej. Pierwszy, w szczerej rozmowie pomiędzy ich trójką, a nie przez przypadkową sytuacje. Gdyby nie mecz prawdopodobnie dalej nie byłby świadomy sytuacji.

— Victoria's Secret i jej brat! — krzyknął Jake, wychodząc ze szkoły. Udawał, że się nie stresuje i nie przejmuje. Nie było się czym przejmować. Przecież to, że może stracić swojego najlepszego przyjaciela, a jego nowa (stara) sympatia może z niego zrezygnować, mimo obietnic, które sobie dali to nic strasznego. Absolutnie.

Victor przewrócił oczami na głupi komentarz ze strony starszego chłopaka. Jednak mimo to, uśmiechnął się na sam jego widok. Eric widząc to, automatycznie zrobił to samo. Cieszył się szczęściem swojego brata. Cieszył się szczęściem swojego przyjaciela. Cieszył się ich wspólnych szczęściem. Rozczarowanie sprzed chwili się rozwiało i została tylko radość, która rozlała się po nim całym. Jake był jedyną z niewielu osób, którym Eric ufał bezgranicznie. Nie mógł opisać w słowach jak bardzo było dla niego ważne to, że ci dwaj są tak blisko siebie.

— Zamieniłeś nas rolami tak szybko? Niedawno to było Eric i jego brat. No wiesz, ta kolejność. — Parsknął cichym śmiechem, a uśmiech nie schodził mu z ust.

— Boże święty. Jesteś takim wieśniakiem. Przez dobre dwadzieścia minut stałeś ze mną. Mając przy tym grobową minę i nic nie mówiąc, tylko po to, żeby teraz parskać śmiechem? — zapytał najmłodszy z towarzystwa, patrząc się na niego że zdenerwowaniem.

— Kto używa słowa wieśniak, kiedy nie gra w Mincrafta? — zapytał Jake, patrząc się na młodszego chłopaka z głupim uśmiechem na ustach.

— Nie denerwuj mnie nawet — powiedział zirytowany, wyciągając ostrzegawczo palec w jego stronę. Jake wraz z Ericiem jednocześnie parsknęli śmiechem.

Victor pomyślał przez moment, że jego życie to jest nieśmieszny żart, który nie powinien mieć miejsca. Albo cała jego relacja z przyjacielem jego brata ma być sucharem. Nie był to końca pewny, czy ktoś to zaplanował czy przypadkowo dodał taki rozwój wydarzeń. Miał nadzieję na to drugie, bo gdyby okazało się, że ktoś planuje takie głupoty na trzeźwo i nie czysto przypadkowo to ten by się ostro zirytował.

— Nie mam nic przeciwko. Serio — powiedział po dłużącej się cieszy Eric. — Tylko jestem zawiedziony. Nie powiedzieliście mi tego osobiście. Dowiedziałem się razem z całą szkołą — dodał, patrząc raz na jednego, raz na drugiego.

— Bałem się, że będziesz miał coś przeciwko. Zazwyczaj miałeś — stwierdził ponuro Victor, a jego brat uśmiechnął się na to blado.

— To Jake. On będzie się z tobą obchodził jak z jajkiem, a z twoimi uczuciami jak z porcelaną. Jeśli mam komuś zaufać w sprawie twojego serca, to tylko jemu. Nikt inny nie będzie obchodził się z nim z taką czułością — powiedział szczerze, patrząc swojemu bratu prosto w oczy. Natomiast chłopak, o którym była mowa jedyne co był w stanie zrobić w tym momencie, to przysłuchiwać się temu z lekko uchylonymi ustami.

Nikt nigdy go nie doceniał. On nigdy nie czuł się doceniany, czy zauważany. Nie wiedział, gdzie jest jego miejsce. Co i kiedy powinien zrobić, lub co powiedzieć, jak zareagować. Wszystko było skomplikowane, ale słuchając wcześniej wypowiedzianych słów i patrząc na scenę, która się przed nim rozgrywała wiedział, że ci ludzie są bliscy jego sercu. Wiedział, że to właśnie z nimi i przy nich powinien być. Po prostu to czuł.

— I patrzcie! Oficjalnie będę rodziną z moim najlepszym przyjacielem! Same plusy — wykrzyknął uradowany Jake, a Victor parsknął śmiechem. Domyślał się, że ten miał wątpliwości i co do niego, i co do Erica, ale to ukrywał. Najlepiej jak potrafił, chociaż nie powinien. Był przecież wśród ludzi, którzy go akceptowali i pozwalali czuć co czuł, a nie to co powinien czuć, bo tak wypadało.

— Hej, bo za chwilę pomyślę, że to podstęp i tylko dlatego się ze mną umawiasz.

— Eric. Kiedy mu powiemy, że to prawda i powinien się bać, bo już za kilka dni wyskoczę z pierścionkiem, żeby przyśpieszyć proces? — zapytał i uśmiechnął się głupio. Eric natomiast jedyne co był w stanie zrobić to wybuchnąć śmiechem i spojrzeć na urażoną minę swojego brata, który się od nich oddał.

Nic dziwnego, że zrobili wyścigi do samochodu, a później objadali się pizzą do późna. To nie było też tak, że Eric akceptował to w stu procentach bez żadnego "ale". Jednak jakim bratem i przyjacielem by był, gdyby nie cieszyło go ich szczęście, które wspólnie znaleźli?

———

to nie jest dobre, ale nie chcę stać w miejscu totalnie więc macie to, a kiedyś to poprawię

um, kim jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz