Dzisiejszy dzień zdecydowanie nie należał do ulubionych Petera. Na początku spóźnił się na sprawdzian, później pokłócił się z MJ, następnie Flash i jego banda, a potem sprzeczka o późne wracanie do domu...
Pana Starka kochał jak swojego ojca i nigdy by nie chciał, żeby było inaczej, ale czasami jego nadopiekuńczość była wręcz przesadnia. Przynajmniej tak sądził Parker. Przecież dwudziesta pierwsza to nie była aż tak późna godzina. Fakt, potem jego pajączkowanie po mieście było bardzo długie.
Ale to, że dziś wrócił do wieży godzinę póżniej niż zwykle, wcale nie było jego winą. Jakby zjawił się w domu z krwawiącym nosem i kulejącą nogą, każdy zadawałby masę pytań, a tego nastolatek nie chciał. Jakimś cudem udało mu się prześlizgnąć na dach budynku niezauważonym. Nie chciał by ktokolwiek zobaczył jego siniaki na twarzy i rękach. Tak chłopiec spędził tam już półtorej godziny. Gdy usłyszał kroki idące w jego stronę jego skóra trochę zbladła, co było widać po dłoniach piętnastolatka.
— Peter? Szukałem cię. Co ty tutaj robisz? Czemu nie zszedłeś na obiad? — powiedział, jak się okazało, Tony. Spider-Man otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, jednak to, co się z nich wydostało było równe temu co nic.
— Mam odpowiadać w takiej samej kolejności, czy alfabetycznie? — zażartował nastolatek, grając na zwłokę. Stark już wiedział, że coś jest na rzeczy.
— Martwiłem się, że coś się stało. — odparł mężczyzna, patrząc na adoptowanego syna oskarżycielsko. Peter spuścił głowę do dołu.
— Przepraszam. Nic się nie wydarzyło — powiedział Parker, nie chcąc spojrzeć w oczy Tony'ego. Filantrop westchnął cicho i podszedł do piętnastolatka.
— Zdejmij kaptur
— Po co?
— Zdejmij — warknął nieprzyjemnie miliarder, co było błędem, bo Peter momentalnie pobiegł do windy. Ze względu na trudną przeszłość chłopaka, Stark starał się nie podnosić na niego głosu, czy chociażby zachowywać się w stosunku do niego w sposób nieodpowiedni. Pociągnął go za łokieć, a w oczach Parkera zobaczył smutek, złość i żal. Tony nigdy się nie spodziewał, że nastolatek tak na niego będzie patrzeć. Spider-Man sprytnie wykorzystał chwilę zdezorientowania starszego i ruszył do wyjścia.Znalazł się w swoim pokoju i mając łzy w oczach, usiadł na łóżku. Zdjął czarną bluzę i został tylko jego biały t-shirt. Teraz można było ujrzeć jego liczne siniaki i blizny po nacięciach, które kiedyś sobie robił. Było to po śmierci cioci May. Wtedy to go bolało najbardziej. Teraz też boli, ale to bardziej z powodu poczucia winy, które Parker nieustannie czuł. Wyjął starą żyletkę z szuflady i spojrzał na swoje ręce.
— Naprawdę było warto to robić, skoro zostały po tym tylko blizny? — chłopak przez chwilę siedział i zastanawiał się nad sensem zadanego w myślach pytania. Akurat ten moment na wejście wybrał sobie Stark.
— Peter! Co ty robisz do cholery?! — krzyknął miliarder, podbiegając do nastolatka i zabierając mu ostre narzędzie.
— J-ja... — zająknął się Parker, nie wiedząc co dokładnie powiedzieć. Jego mózg mówił jedno: „na pewno nie prawdę". Natomiast usta po prostu milczały. Tony złapał go za ramiona i schował w objęciach. Peter po raz pierwszy od wielu dni, poczuł się tak naprawdę bezpiecznie.
— Przepraszam, Pete. — szepnął filantrop i pocałował swojego dzieciaka w głowę. Delikatnie pogłaskał go po plecach, jednak po chwili spojrzał na ręce nastolatka i zorientował się, że ślady po ostrzu są niczym, w porównaniu do innych blizn i siniaków.
— Kto ci to zrobił? — spytał zaniepokojony Tony. Peter wtopił swój wzrok w podłogę.
— Przepraszam... — powiedział cicho, a miliarder popatrzył na syna z dezaprobatą.
— Nie przepraszaj za coś, za co nie jesteś winien. — powiedział już spokojniej Stark — To powiesz mi, czy nie?
W momencie kiedy Iron Man wypowiedział ostatnie zdanie, piętnastolatek uśmiechnął się w duchu. Jednak ten duchowy uśmiech został szybko zniszczony przez wspomnienie na temat niejakiego Flasha Thompsona. Parker zamknął na chwilę oczy, z których wypłynęło kilka łez. Poczuł jak ktoś go mocno przytula. Gdy dwójka się od siebie oderwała, Peter spojrzał na ścianę, a później na swoje skarpetki i westchnął.
— N-nieważne. Przepraszam panie Stark — odpowiedział po chwili ciszy. Wypowiedź nastolatka trochę zirytowała Tony'ego.
— Jak to nieważne!? I nie masz za co przepraszać, mówiłem o tym przed chwilą
— Przepra-
— Nie przepraszaj, tylko mów kto to zrobił. Ta istota, która śmie nazywać się człowiekiem, zapewne jeszcze dziś zniknie z tego świata. — rzekł Tony. Peter skrzywił się trochę na myśl o tym, co Iron Man może zrobić Thompsonowi.
— To taki jeden ze szkoły. Mówiłem, nic ważnego — odpowiedział Parker, wdychając powoli.
— Nazwisko
— Co? — spytał niezbyt elokwentnie piętnastolatek, patrząc pytająco na mentora.
— Nazwisko tego idioty — powiedział już trochę groźniej Stark.
— Nie odpuści pan, prawda? — zapytał Peter, mentalnie przygotowując się na poddanie w tej sprawie.
— Nie.
W tym momencie Spider-Man powoli wypuścił powietrze i zastanowił się na chwilę. Z jednej strony, gdyby powiedział Tony'emu, ten od razu by pobiegł do dyrektora, a Flash dałby mu w końcu spokój. Natomiast z drugiej, każdy kto znał Starka, mógł stwierdzić, że jest zupełnie nieprzewidywalny i mógłby zrobić Thompsonowi jakąś krzywdę (według Parkera było to bardzo możliwe). Peter poczuł, że miliarder się mu przypatruje już od paru minut, które poświęcił na swoje przemyślenia.
— Chciałbym wiedzieć, kto prześladuje mojego syna, Peter. I nie odpuszczę, dopóki nie powiesz mi kto to jest. — rzekł uparcie filantrop, głaszcząc Parkera po włosach. Nastolatek poczuł lekkie zażenowanie, spowodowane zachowaniem mentora. Jednocześnie towarzyszyło mu podekscytowanie związane z tym, jak Tony go nazwał.
— T-to Flash... Flash Thompson — odparł zrezygnowany Peter, a Stark uniósł brwi.
— Widzisz? Było tak trudno? — powiedział Iron Man sarkastycznie, jednak po chwili kiedy zorientował się, że to nie pomaga, objął nastolatka.
— Oprócz tych siniaków na rękach, masz coś jeszcze? I w ogóle skąd wzięły się te blizny?
— No...te blizny były po śmierci May. Wtedy...to był ciężki ciężki czas...Przepraszam, panie Stark. N-nie potrafię... — oznajmił Parker.
— Spokojnie, Pete. Powiesz wtedy, kiedy będziesz chciał. — powiedział uspokajającym tonem filantrop.
— A co do tych siniaków...Mam jeszcze parę na nogach i brzuchu, ale to nieistotne. Naprawdę, to nie pierwszy raz — stwierdził Peter, drapiąc się po szyi. Tony pokręcił głową z dezaprobatą, a w jego oczach było widać, że zaraz straci cierpliwość.
— Dobrze, ale jak znowu się coś takiego stanie, masz mnie natychmiast o tym poinformować, jasne? — zapytał miliarder.
— Jasne...i przepraszam
— Dzieciaku, to nie twoja wina. To nigdy nie będzie twoja wina...