Przed nogami Petera pojawiły się ogniste płomienie, a on stał na środku salonu. Po chwili piętnastolatek zobaczył martwe ciało jego ciotki i to, jak powoli jej buty zaczynały się palić. Chciał do niej podejść, jednak coś go powstrzymywało. Nie wiedział, że to „coś", to tak naprawdę on sam. Zorientował się, że w prawej ręce trzyma zakrwawiony nóż. Była to krew May. Peter nie mógł się ruszyć, a jedyne co czuł to coś przypominającego satysfakcję i przygnębienie. Parker miał wrażenie, iż na jego twarzy znajduje się złośliwy uśmiech. Zdecydowanie nie chciał odczuwać takich emocji i tak się zachowywać. Ale to było dosłownie silniejsze od niego.
— Jaki z ciebie bohater, skoro nie potrafisz uratować nawet własnej rodziny? Zabiłeś ją, Peter.
Nastolatek usłyszał za sobą głos pana Starka, a z jego oczu popłynęło kilka łez. Potem Parker usłyszał najgorsze słowa, jakie kiedykolwiek mogły wyjść z ust jego mentora.
— Zawiodłem się na tobie, Peter. Nie wiem dlaczego kiedyś byłem z ciebie dumny...W tym momencie pewien oszołomiony piętnastolatek, zwany również Spider-Manem, gwałtownie zerwał się do siadu. Jego oddech był nierównomierny, plecy miał spocone, dłonie były bardzo blade, a w jego głowie tkwił niemały mętlik. Spanikowany rozejrzał się po pomieszczeniu, i z ulgą stwierdził, że znajduje się w swoim pokoju, na łóżku. Niekontrolowanie zaczął drżeć. Przyciągnął swoje kolana do brzucha i oparł czoło o nie. Był w tak głębokim szoku, że nawet nie płakał. Był tak jakby w transie. Niby się obudził, ale cały czas miał zwidy. Jakby nadal tam był. Jednocześnie miał świadomość, że znajduje się w sypialni. To było okropne. Zamknął na chwilę oczy, chcąc pomyśleć o czymś przyjemnym. Jednak były to tylko chęci, ponieważ psychicznie nadal stał z nożem w ręce, patrząc na umierającą ciocię May.
— Friday, Peter śpi? — zapytał Tony, dopiero wychodząc ze swojej pracowni.
— Nie, szefie. Obudził się jedenaście minut temu. — odparła sztuczna inteligencja. Stark zmarszczył brwi.
— Co teraz robi?
— Aktualnie siedzi na łóżku. Zdaje się, iż pan Parker ma silne zawroty głowy, problem ze złapaniem tchu oraz dreszcze, zalecałabym...
Dalej Iron Man już nie słuchał. Szybko poszedł do pokoju Petera i usiadł na łóżku chłopaka. Złapał go delikatnie za ramię i pogłaskał po plecach. Nastolatek wzdrygnął się czując na sobie czyiś dotyk. Jednak kiedy zorientował się, że owa osoba jest mu znajoma, ostrożnie podniósł głowę. Miliarder ujrzał przestraszone oczy dzieciaka. Jego dzieciaka.— To moja wina...Jestem mordercą — powiedział cicho Parker, a Tony westchnął i przysunął się, by móc objąć Petera. Piętnastolatek wziął głęboki wdech i wypowiedział jedno słowo — May...
Następne trzydzieści sekund Spider-Man spędził na wpatrywaniu się tępo w ścianę. Tę niespokojną ciszę przerwał głos Starka.
— Pete? — powiedział Tony. Wydawało się, że nastolatek dopiero teraz odzyskał swoją świadomość. Wyglądał jakby się obudził z transu. Zaczął nienaturalnie szybko oddychać. — Peter? Peter! Spokojnie, wdech, wydech. Tak, dokładnie tak.
Miliarder pogłaskał chłopca po włosach. Nastolatek spuścił głowę w dół i jeszcze bardziej się skulił.
— Co się stało? — wymamrotał cicho drżącym tonem.
— Chyba ja powinienem o to zapytać — odparł mężczyzna, wzdychając cicho. Delikatnie pogłaskał Parkera po włosach.
— Śniła mi się ciocia May. Jej śmierć...To było okropne — szepnął piętnastolatek, jeszcze bardziej przytulając się do Iron Mana. — Tak jakby to ja bym ją zabił. Później byłeś ty...powiedziałeś, że to moja wina...Zresztą to i tak prawda. Z czasem zaczynam w to wierzyć.
Tony zmarszczył brwi. Co ma teraz powiedzieć?Tego bał się najbardziej. Że nie będzie wiedział co zrobić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie potrafiłby być dla Petera jak ojciec. Zresztą on? Jako ojciec? Jednak po wielu namowach Pepper, która stwierdziła, że skoro bardzo dobrze zna Petera i że on jest jedynym dzieciakiem, z którym miliarder wytrzymuje więcej czasu niż marne pięć minut, to naprawdę musi być wyjątkową osobą. A że Parker niestety trzy miesiące temu stracił ciotkę...To jego ukochana oczywiście musiała mu rozkazać, żeby adoptował Petera.— To tylko sen, Pete. Nic takiego się nie stało.
Śmierć May to nie była twoja wina. — Spider-Man słysząc te słowa trochę się uspokoił. — Zrobić ci herbatę? Albo coś do jedzenia?
— Nie...Ale chyba nie dam rady zasnąć. — Nastolatek powiedział to zdanie tak cicho, że gdyby nie to, że przebywał w ramionach miliardera, mężczyzna by tego nie usłyszał. W głowie filantropa pojawił się jeden pomysł. Co prawda był bardzo zmęczony, ale czego on nie zrobi dla Petera, prawda? — Chodź, idziemy do salonu coś obejrzeć — urwał, kiedy zobaczył niezadowolony wzrok Spider-Mana, wprost mówiący: „mam jutro szkołę". Mimo to Tony uśmiechnął się złośliwie — Nie musisz jutro iść na lekcje. Doprawdy, czego ty się nauczysz z tymi głąbami?
— I tak mam beznadziejną frekwencję...
— Co to zmienia? Ja też opuszczałem te nudne zajęcia, a zobacz teraz jestem geniuszem. — odparł Stark, będąc pewnym swojego przekonania. Piętnastolatek słysząc to wywrócił oczami, jednakże wstał z łóżka i podszedł do drzwi. Kiedy miał je otwierać, odwrócił głowę i uśmiechnął się.
— Okej. Ale ja wybiorę film. — rzekł nastolatek, a Iron Man pokręcił głową z dezaprobatą. Już wiedział co to będzie. „Gwiezdne Wojny" cytował prawie na pamięć, a Peter wydawał się być z tego bardzo dumny.Po obejrzeniu tego jakże fascynującego filmu, Spider-Man zrobił się bardzo senny. Kiedy zaczynały się pojawiać napisy końcowe, jego głowa opadła na poduszkę, leżącą tuż obok niego. Filantrop westchnął widząc, że chłopak ma zamknięte oczy i wcale nie zamierza się obudzić. Wziął zielony koc, który był położony na fotelu i okrył nim nastolatka. Stwierdzając, że Parker na pewno śpi, ostrożnie wstał. Gdy już miał zamiar wyjść z pomieszczenia, Peter wymamrotał dwa słowa, których on bezwzględnie nigdy nie zapomni.
— Dobranoc, tato.