3. Skrzypce

47 0 0
                                    

Przez szczelinę, gdzieś między deskami w starej, ciemnobrązowej okiennicy, wśliznęła się do środka struga światła i przecięła zaciemnione ciężkimi zasłonami pomieszczenie. Mimo czystości i porządku o który uprzednio, z pewnością zadbała gospodyni, drobinki kurzu wirowały podbijane ciepłym powietrzem w snopie światła, ścigając się i wesoło podrygując w górę i w dół. W drewnianym pomieszczeniu pachniało dymem i świerkową żywicą która już dawno zastygła wśród desek podłogi i sufitu. Ściany wykonane z solidnych, grubo ciosanych pni, lały się pionowo niczym falujące morze, a ciężkie brunatne zasłony skrywały za swymi plecami pajęczyny misternie utkanych firanek. Jedynymi meblami w pokoju była rzeźbiona stara, trzydrzwiowa szafa, duże aczkolwiek skromne łóżko zalane fałdami grubej pościeli i kołder wypełnionych owczą wełną i stolik nocny na którego blacie stał świecznik z nadpaloną do połowy, białą świecą. Na przeciw łóżka, na żeliwnych zawiasach, kutych na kształt rozwiniętych liści wisiały drzwi. A nad drzwiami niewielki krzyż z przybitym metalowym Jezusem Chrystusem. Poza stróżką przenikającą przez okiennice i ciężkie zasłony, za nieznaczne, dodatkowe źródło światła mogłaby być uznana poświata wpływająca spod drzwi wraz z zapachem smażonych na maśle jajek, świeżego chleba i ciepłego mleka. Może to właśnie one sprawiły że Stefan Żeromski, wbity w otchłań góralskich, haftowanych poduszek delikatnie się przebudził. Na tyle żeby zdać sobie sprawę że spał, lecz jeszcze nie na tyle że już nie śpi. 

Schody za drzwiami pokoju zdawały się czekać właśnie na niego. Gdy tylko niezdarnie spróbował podnieść powiekę, zaskrzypiały. Ktoś wchodził na górę. Ciężkie kroki stawiane były niezgrabnie przez co podeszwy butów tłukły mocno o stare drewno. Dźwięk narastał a za chwilę nasilił się o kolejne kroki i kolejne. Jedne podążające za pierwszymi, następne za poprzednimi. Wnioskując po ostatnich, czwartych, które były szybkie i sugerowały niewielkie stopy właściciela można było zapewnić że należą do kobiety. Co za tym idzie trzy poprzednie pary nóg musiały należeć do mężczyzn.
- Pan da mu się wyspać! On do góralskiej gorzałki nieprzywykły. Na litość boską!
- Za to morderca, Panie Górski. Nie śpi! - Dało się usłyszeć głosy mężczyzn nasilające się z każdym kolejnym skrzypieniem schodów. Które raz skrzeczały, raz skrzypiały, a chwilami można było to nawet nazwać trzeszczeniem. Stefan uniósł powieki wbijając oczy w ciemny świerkowy sufit, jeszcze przez moment słuchając nieznośnego, świdrującego w głąb uszu dźwięku wydawanego przez schody. Za chwilę wsparł się na dłoniach i podsunął do zagłówka tak by usiąść w miarę wygodnie. Ziewnął głęboko i w tym momencie zatrzeszczały żeliwne, kute zawiasy. Drzwi otworzyły się z cichym, jednostajnym piskiem. Do środka wpadł wysoki wąsaty mężczyzna, za nim Michał Górski, Gazda Cieślik i jego żona Anna.

- Panie Żeromski! Jest Pan tu? - odezwał się jakby z ulgą i zaskoczeniem, które wyrównały wyczuwalne wcześniej, w głosie mężczyzny z pokaźnymi wąsami oznaki niecierpliwości.

- Wybacz Stefanie, próbowałem. Tego Pana zatrzymać, jednak nie byłem w stanie pohamować jego poczucia misji. - powiedział Michał Górski opierając dłoń na klamce.

 Stefan przetarł zaspane oczy i spróbował skoncentrować wzrok najpierw na wąsatym mężczyźnie, a gdy to się nie udało na Michale. Nagła sytuacja wprowadziła go w lekkie zmieszanie i poczucie osaczenia. W prawdzie nie był nagi, ale zwykła ludzka przyzwoitość nakazywałaby choć odrobinę poszanowania prywatności. W akcie obronnym zdążył zmarszczyć tylko swe czoło, gdyż jeszcze nie wiedział kto i w jakim celu zakłóca jego poranek.

W pokoju było wciąż ciemno, zasłony nadal spoczywały w całej swej wadze na jedynym oknie.
- Panowie, proszę. - Chrząknęła zza pleców mężczyzn stojąca jeszcze na schodach gaździna.
- Dojcie ze no się chłopu łodzioć psynojmniej. Na dole juz jojka cekają, kawy ino się napijecie. 

Doktor NałęczowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz