Przez chwilę Stefan widział w ciemnościach jedynie migocące gwiazdy płomieni świec, które delikatnie ugięły swe języki pod powiewem wydanym przez otwarte drzwi. Mężczyźni weszli do pomieszczenia. We krwi Stefana buzowała adrenalina a w głowie potok myśli roztrzaskujący się o serce w którym gościł strach. Jedynie nogi rwała na przód zwykła ludzka ciekawość.
Czerń pomieszczenia zdawała się ustępować kulom świateł świec, które rosły z biegiem minut a wraz z obrazem pojawiał się zapach alkoholu zmieszanego z potem i czymś jeszcze nie do końca dającym się nazwać. Ktoś nieudolnie zaprawił szynkę? Przemknęło przez myśl Stefanowi. Zapach mieszał się dodatkowo z wilgocią ścian które w miejscach kamiennych połączeń porastał mech, tworząc wrażenie leża jakiejś górskiej bestii na szczytach gór. Temperatura zdecydowanie odbiegała od tej którą jeszcze chwilę temu mogli się rozkoszować w chacie Cieślika.
- No, tu z dawien dawniejsych cosów meśmy słyseli łodymnie z rodziny, ze tu zbójnicka kryjówka była. Kto wie a mozy i som Janosik tu kiedy bywał. - Wyrwał się z chwilowej ciszy Pan Cieślik i po chwili sam siebie skwitował. - Mozy i bywał, ale nicko nie zostawił po sobie. ani grosika, pewno łun syćko zabroł ino tym co pod Giewontem śpio.
- A wie Pan Panie Cieślik. - Zaczął Michał - Wcale bym się nie obraził jakby to była prawda. Z całą pewnością przydaliby się tu tacy rycerze, tylko cholera już dawno powinni byli się obudzić.
- Ino prowda! - Odparł z aprobatą gruby góral.
Stefan milczał. Mimo prób rozluźnienia gęstej jak smoła atmosfery przez historyjkę Cieślika. Którą z pewnością by skomentował. A jedyna myśl którą powstrzymał przed wypuszczeniem brzmiała. Gówno prawda! Nie pierwszyzną był bowiem dla niego folklor zakopiańskiej ludności. Sam swego czasu przestudiował wiele książek z podaniami ludowymi które jak twierdził są tyleż samo warte co wolność tych ludzi oraz innych mieszkańców ziem Polski. Lękowi stanowiącemu trzeciego kompana Stefana, ustąpiła konsternacja. Powiedziałem to na głos czy to jedynie moje myśli? Nie powiedział jednak ani słowa. Zdołał uświadomić sobie, że nie usłyszał swojego głosu uszami a jedynie rozbił się echem w jego umyśle, który nie był zdolny się rozproszyć. Niby wróbel na parapecie obsypanym ziarnem. Rozglądał się bacznie, czy mimo wszystko nie czeka go rychły koniec z którejś ciemnej strony. Czy nie połknie go łuna cienia.
- Wszystko w porządku Stefanie? - Spytał Michał, nie zatrzymując się. - Zamilkłeś nieco.
- Czekam, co tak bardzo muszę zobaczyć byś wprost szczerze, znów zaczął ze mną rozmawiać. - Odparował Stefan nie zbyt przyjaznym tonem.
- Nie dąsaj się, jeszcze parę kroków i wszystko będzie jasne. No, przynajmniej część.
- Łoj bo Pan, Panie Michale taki tojemicy jok som duch święty, to ino chłopa moze przestraszyć.
- Nie dąsam się Panowie. Ale wcale nie podoba mi się ani wasze zachowanie, ani pan Horvath, ani to miejsce. Do tej pory myślałem że Zakopane niesie przyjezdnym jedynie formę wypoczynku. Nie sądziłem, że wpadnę w sam środek intryg połączonych z kradzieżami i morderstwem dziecka. Bo jak mniemam, Panie Cieślik, o wszystkim Pan wie i nie ma sensu bym dalej to ukrywał. Poza tym, w mojej sytuacji chyba już nic co powiem nie wpłynie na moje dalsze losy. Wszak chcecie i mnie Panowie uciszyć raz na zawsze.
- Ha! Ha! - Roześmiali się w głos obydwaj mężczyźni.
- Myślisz że chcemy Cię zabić? Chyba miał Pan rację, Panie Cieślik, wystrychnąłem Pana Żeromskiego zanadto na dudka. - Zadrwił Michał.
- Ano, mówiłem! Pan Żeromski to jest wykładowca, naukowiec. Taki wie Pan. Akademicki. Nie zno jescy jak Pan, trudów tutejsego zyćka. Panie Stefanie! Pan się nie boi! My od Pana pomocy chcemy, bo nam Pan Michał powiedział, że Pan jesteś umysł światły.
CZYTASZ
Doktor Nałęczowski
FantasyRzecz dzieje się w Nałęczowie na przełomie XIX i XX wieku i opowiada nieznaną historię dziejów Stefana Żeromskiego