24. 28 października - Poznawanie siebie nawzajem cz. 3

79 3 1
                                    

Później, Śniadanie w Wielkiej Sali

Spostrzegawcza Lily: Dzień 44

Suma Obserwacji: 298

Obserwacja #298) Co się odwlecze, to nie uciecze... zarówno karmicznie, jak i medycznie.

Tak więc, ogólnie rzecz biorąc uważam, że opychanie się ryżem z krówek, kiedy układasz elegancko swoje czerwone róże w nowym wazonie, który przetransmutowała ci twoja przesympatyczna przyjaciółka (naprawdę trzeba powtórzyć rozdział 3!) tuż przed pójściem do łóżka to raczej niezbyt mądra decyzja. A przynajmniej, jeśli nie chcesz spędzić dobrych piętnastu minut nad ranem, klęcząc nad toaletą.

Ble.

Ugh.

Serio, karmo? Serio?

Przypuszczam, że miałam trochę szczęścia (tak, jest tu jakiś promyk) decydując się opuścić wczoraj kolację, wybierając zamiast tego zaszycie się w łóżku Grace i opowiadanie szeptem o istotnych szczegółach mojej randki do wczesnych godzin porannych (chociaż, jak wcześniej już mówiłam, pominęłam wszystkie potencjalnie niecne detale i/albo odkrycia, żeby ochronić wszystkie zamieszane osoby). Gdybym tego nie zrobiła, sytuacja mogłaby być nieco brzydsza podczas porannego tulenia się do toalety. Powinnam być wdzięczna, ale chyba to nie będzie szokiem, kiedy powiem, że - no wiecie – nie jestem wdzięczna.

Przez krótką chwilę podczas tych torsji zastanawiałam się nad kolejną wizytę u mojej najlepszej przyjaciółki Poppy Pomfrey... ale coś mi mówiło, że uzdrowicielka nie byłaby uszczęśliwiona tym pomijaniem-posiłków-i-siedzeniem-do-późna-żeby-pogadać-z-przyjaciółkami-o-chłopakach. Wiecie, biorąc pod uwagę, że kiedy ostatni raz ją widziałam nakazała mi robić właśnie całkiem odwrotnie. Więc naprawdę nie miałam innego wyboru jak pozbierać w sobie ten niezachwiany upór, który z pewnością zapewnił mi miejsce w Gryffindorze, ubrać się, wziąć się w garść i wyjść z dormitorium z lekkimi zawrotami głowy, których nie zamierzałam okazywać.

I zrobiłam tak w dość imponujący sposób.

Teraz już nie jesteś taka wszechmocna, co, karmo?

I jeśli zdołacie uwierzyć, to naprawdę nie było potem wcale gorzej. Gdy wzięłam już swoje ciało pod całkowitą kontrolę, zeszłam szybko na śniadanie, żałując, że nie mogę powstrzymać szalonego bicia serca i przytłaczającej chęci, żeby zemdleć. Choć próbowałam jak mogłam moje tętno przyspieszało im bliżej byłam Wielkiej Sali. Szokujące było to, że to nawet nie było spanikowane bicie serca. Chyba zaskoczyłam nawet samą siebie tym, jak bardzo chciałam znaleźć się na dole. Jak bardzo chciałam...

No wiecie. Zobaczyć jego.

Uwielbiam poranki po genialnych pierwszych randkach. Nawet te genialne poranki po przytulaniu toalety. Wszystko jest takie błyszczące.

Przypuszczam, że to szczęście, że mój nastrój i ogólna perspektywa na świat były wciąż tak naturalnie pozytywne, ponieważ kiedy dotarłam na dół nie miałam czasu na przygotowanie. Ledwo zeszłam po ostatnich schodach do Sali Wejściowej, kiedy zauważyłam Jamesa opierającego się o ścianę obok drzwi Wielkiej Sali. Moje serce podskoczyło na jego widok. Nie zastanawiałam się nawet, co tam robił, po prostu popędziłam przed siebie.

- Dzień dobry - zawołałam, pozwalając sobie na lekki uśmieszek, jak James obserwował moje radosne podejście z wyraźnym zdziwieniem. Nagle byłam niezmiernie wdzięczna, że spędziłam dobre dziesięć minut na płukaniu ust najmocniejszym płynem jaki znalazłam w szafce, bo nie sądzę, że zdołałabym oprzeć się pragnieniu obdarowania go szybkim pocałunkiem, kiedy tylko był wystarczająco blisko.

Commentarius [tłumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz