14. 9 października - Konsekwencje Quidditcha i alkoholu

108 4 13
                                    

Czwartek, 9 października, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt

Spostrzegawcza Lily: Dzień 24

Suma Obserwacji: 153

Sny to kompletne bzdury.

Poważnie. Pomimo tego, co profesor Freeman może insynuować na Wróżbiarstwie, one nic nie oznaczają. Naprawdę nic. Nie mają żadnego znaczenia w prawdziwym świecie. Raz miałam sen, że dołączyłam do cyrku, ale nie był to normalny cyrk, tylko cyrk mrówkowy. Ale ja nie byłam mrówką. Skończyło się na tym, że podeptałam i zabiłam wszystkich moich współpracowników i widzów. A pamiętacie to z herbatą i limbo? Czy ktokolwiek to pamięta? Czy to miało z czymkolwiek związek?

Nie.

Nie miało.

Może poza przekazaniem faktu, że moje plecy są całkiem giętkie.

Ale to wszystko.

Nigdy nie brałam na poważnie moich snów, więc czemu miałabym zaczynać teraz? Nie powinnam. Totalnie nie powinnam. Bo bez względu na to, co ja... niechętnie rozważałam – ale oczywiście nadal nie jestem gotowa o tym rozmawiać – przez te ostatnie dni, nie chcę robić tego, co robiłam w tym śnie. Nie chcę. Przynajmniej nie z tą osobą, z którą to robiłam. Zdecydowanie zrobiłabym to z Amosem, ale z nikim innym.

Nie, nie, nie.

Z nikim innym.

Choć trzeba przyznać, że jestem kreatywna w moich szelmowskich puszczalskich snach. Czasami zaskakuję samą siebie.

Merlinie, może jestem Wieżową Dziwką.


Później, Śniadanie w Wielkiej Sali

Spostrzegawcza Lily: Dzień 24

Suma Obserwacji: 153

Wygląda na to, że znowu jestem sama na śniadaniu. Rzeczywiście godna to pożałowania sytuacja, choć chyba tak mi lepiej przy mojej podświadomości stwarzającej szalone i rażąco puszczalskie obrazy jakich doświadczyłam ostatniej nocy i w ogóle. Dystans od pewnych ludzi pewnie nie byłby najgorszym pomysłem. Pomimo wszystkich pozorów, nie jestem teraz całkiem samotna. Gdyby tak było, to mogłabym zawołać mojego młodego, przystojnego kolegę Thomasa Dunna ze stołu Hufflepuffu, żeby dotrzymał mi towarzystwa... ale jednak wygląda na to, że dobrze się tam bawi, wypluwając dyniowy sok z buzi jak fontanna razem z przyjaciółmi, celując w grupę dziewczyn siedzących trochę dalej przy stole.

Ach, młodociana miłość.

Czy kiedyś była taka prosta?

Tak.

I pozostałaby prosta, gdyby niektórzy ludzie trzymali swoje cholernie głupie anegdoty o ich cholernie głupich listach dla cholernie głupich siebie.

Cholernie głupi ludzie nie zasługują na jakąkolwiek sympatię od innych. Może poza przyjaźnią. Ale to wszystko. Naprawdę wszystko.

Bo tak naprawdę on nie jest tak strasznie atrakcyjny. Fizycznie lub inaczej. Nie jest.

Cóż, poza...

Nie.

Nie będę o tym gadać. Na pewno nie będę o tym gadać.


Później, Zielarstwo

Spostrzegawcza Lily: Dzień 24

Commentarius [tłumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz