ੈ✩‧₊˚ 4 ੈ✩‧₊˚

46 8 44
                                    

- Dobrze - odparł Hazard, nie zadając niepotrzebnych pytań.

- Ale, ale, chwila. Ile hrabia zapłaci? - zapytał Szumiał.

Hrabia zamyślił się na chwilę.

- Nie wiem. On nie jest wart zbyt wiele. Na dodatek jest rudy! - westchnął Armański, wpatrując się w pustą już filiżankę wódki. - Nie dałbym dwóch złotych za niego, aczkolwiek... Chyba nie mogę wam dać tyle?

- Możesz - odpowiedział Francuz.

- Nie może pan - odparł elegancko Brytyjczyk.

Hrabia wręczył Hazardowi monetę o wartości dwóch złotych, a on z zadowoleniem schował ją do kieszeni. Szumiał skrzyżował ramiona i spojrzał oczekującym wzrokiem na Armańskiego.

- Może być sakiewka złota?

Brytyjczyk wykwitnie pokręcił głową.

- Dwie sakiewki? - zaproponował niepewnie, myśląc o tym, że musi stracić trochę złota przez rudego.

- Może sześć? - odparł Szumiał.

- Oj, nie, co to to nie! Dwie albo nic. - stwierdził uparcie hrabia.

- Ależ, największy i najpotężniejszy panie hrabio Armański - zaczął wykwintnie jego pracownik - Pańskie fundusze są ogromne i chyba nie jest to problem dla pana tyle wydać?

- Nie, Szumiale, problem jest w czym innym. On. Jest. Rudy.

- Brawo, hrabio, jeszcze nie oślepłeś zupełnie - Hazard wtrącił swoje trzy grosze, jedząc kolejną kanapkę, którą nie wiadomo skąd wziął. Armański spiorunował go wzrokiem, jednak zdawał się nie zwracać na to większej uwagi.

- Oh, zdaję sobie sprawy z tego niefortunnego czynnika, dlatego poprosiłem o sześć, a nie o dwadzieścia - odparł Brytyjczyk - Zresztą, panie hrabio, skłaniałbym się nawet ku stwierdzeniu przyszły królu, czy na pozbycie się konkurencji nie powinno się przeznaczyć sporej ilości pieniędzy, żeby praca była wykonana profesjonalnie?

- Pięć i ani grosza więcej! Nawet nie ważcie się wrócić dopóki nie zabijecie księcia.

- Spoko loko - powiedział Francuz, wprawiając i Szumiała i hrabię w ogromne zdziwienie słownictwem, którego użył.

- Oczywiście, wiadomo. Wykonam moją pracę profesjonalnie, zresztą, ja zawsze wykonuję...

- Już! Wynocha! - przerwał mu zirytowany hrabia. Jego pracownicy szybko wybiegli z domu. Szumiał nie miał nawet czasu, aby sprawdzić, czy jego pistolet na pewno jest naładowany, jednak ponieważ był perfekcjonistą, to jego pistolet prawie zawsze zawsze miał pełny magazynek.

- Oj, chłopie, ależ ja się dzisiaj wzbogaciłem - powiedział dumnie Francuz, opierając się o drzewo, które jeszcze jakimś cudem rosło przed domem hrabii.

- Nie nazywaj mnie chłopem, to po pierwsze. Najlepiej mów wasza ekscelencjo. Po drugie, ja też się wzbogaciłem - odparł elegancko jego towarzysz

- Ale ja bardziej - przechwalił się Hazard.

- Z całą pewnością... - powiedział sarkastycznie i przewrócił oczami.

- Mam propozycję chłopie. Chodźmy do tawerny. Księcia zabijemy później

- Nie nazywaj mnie... - Szumiał chciał poprawić go po raz kolejny, ale uświadomił sobie, że i tak to nic nie da. - Wiesz co? Niech ci będzie. Pójdźmy do tawerny.

Pomimo, że zgodził się na propozycje Hazarda, wciąż uważał, że to dość kompromitujące, że musiał się pokazywać publicznie z kimś takim jak on! Zarzucił na głowę czarny kaptur. Nie dlatego, że bał się, że zobaczą go jak popełnia morderstwo, a dlatego, że bał się, że go ktoś zobaczy z Hazardem. To byłoby takie kompromitujące dla jego elegancji! Ale cóż. Wola hrabi to wola hrabi. Nie miał na nią wpływu. Skierowali się w stronę tawerny, jednak czekała ich dość długa droga, zwłaszcza na piechotę... A zwłaszcza w towarzystwie Hazarda, który miał tendencje zatrzymywać się co chwilę.

Let's play a (love) game |  LWGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz