V

252 20 9
                                    

Minęło kilka dni.

Archon nie miał w zwyczaju odliczać ile, ale najrozsądniejszą datą wydawał się być tydzień.

Kolejne spotkania przysparzały mu tylko pogłębienia bólu głowy który i tak był już nieznośny. Nie potrafił przywyknąć do nieustającej ciszy która od czasu gdy urwał im się kontakt, nastała w jego monotonnym życiu. Znów - jak przez ostatnie stulecia - było przewidywalnie, miarowo, wręcz nudno.

Kolejny list, kolejne bliskie delegacje na obrzeża miasta, kolejne dni unikania niepotrzebnych interakcji i bycia zauważonym.

Całą egzystencję boga przeżył pod ciągłą adrenaliną, walką i starciem ze stworami jako najsilniejszy z Siedmiu. Nigdy nie czuł się tak potrzebny jak wtedy. Guizhong była dla niego słońcem, które świeciło dla ich ludu, a on stał po stronie księżyca i toczył wojny w ich obronie. Teraz po tylu latach trochę mu tego brakowało. Brakowało mu jej uśmiechu, jej dłoni zrywających Lilie, jej złośliwej minki kiedy zrobił coś nie tak.

I wtedy zaświeciła gwiazda, równie mocno jak świeciło dawne słońce.

Pojawił się Childe.

Dosłownie.

- Ktoś do ciebie! - Hu Tao weszła do gabinetu konsultanta jak do siebie, bez pukania i zostawiając rozwarte drzwi na szerz, niczym ojciec oznajmiający przybycie ciotki.

Milcząc spojrzał na jej rozweseloną minę. 

- Kto konkretnie? - zdobył się na mruknięcie krótkiego zdania.

- Ten rudy chłoptaś taki... - zamachała rękami nad głową z konsternacją wymalowaną na twarzy.

- Childe.

- Yhym! - kiwnęła energicznie głową. - mam przekazać że - odchrząknęła teatralnie - "jedenasty ma tutaj sprawę do załatwienia." Przynajmniej tak powiedziała mi Ferrylady.

- Czemu osobiście nie przyszła mi tego powiedzieć? - brew mężczyzny poszybowała w górę. Targnęło nim jakieś dziwne przeczucie.

- Bo właśnie zajmuje go rozmową żeby tutaj nie wszedł. Słyszałam, że teraz każdy kto przyłazi to musi się u niej odmeldować. - jej wielkie oczy błysnęły zaskoczone, gdy splatała dłonie za plecami.

- Spytaj co konkretnie go tu sprowadza. - odparł po chwili zastanowienia. Wiedział, że stawia go tym w nieciekawym położeniu, ale chciał jakkolwiek dać mu do zrozumienia, że dalej nie jest gotowy żeby się z nim widzieć.

Dziewczyna zamrugała zaskoczona.
- Przecież on zawsze przychodzi bez okazji. Teraz pewnie chce pogadać bo dawno go tu nie było. Jak dla mnie to mógłby tu pracować, miałabym większy popyt- - zachichotała.

Jego spojrzenie chyba nie wydało się zbyt przekonujące, bo wyraz jej twarzy posmutniał a czerwone tęczówki wbiły spojrzenie w jego dłonie. Jak na to że w oczach Zhongliego - nie ubliżając jej - wydawała się nieco zakręcona, to była piekielnie inteligentna. Przecież miała na barkach cały pokoleniowy zakład, jak mogłoby być inaczej?

Zauważyła, że chodził przybity i najzwyczajniej w świecie musieli się pokłócić. Po części miała rację, ale nie do końca.

Zhongli z westchnieniem sięgnął po kartkę i szybko wypisał krótką wiadomość dla gościa. Zamaszyście, wręcz z ignorancją postawił kropkę nad "i" prawie łamiąc stalówkę wiecznego pióra. Zgiął kartkę w pół i podał Tao która skoczyła w jego kierunku. Natychmiast otworzyła ją i szybko przeskanowała treść wzrokiem.

❝𝙊𝙣𝙚 𝙠𝙞𝙨𝙨❞🌶️ |Zhongchi|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz