IV

241 16 1
                                    

Stchórzył.

Czuł się jakby fatalnie stchórzył.

Mijał kolejny dzień, a rudowłosy wciąż milczał w sprawie Zhongliego. Myśl, że nie wziął tego wszystkiego na poważnie zżerała go od środka i infekowała każdą sekundę powolnie toczącej się egzystencji, jak jedna z najgorszych trutek Dottore.

Nie żeby już jakiejś spróbował.

Nie żeby zachowywał się po niej jak jego własny rozwydrzony kocur.

Wpatrując się w swoje odbicie w lustrze świetlówki, obracał w palcach figurkę wieży z kompletu szachów które wyciągnął na blat. Gra stała gotowa czekając na rywala, który prawdopodobnie sam jest teraz w podobnej apatii co jedenasty.

Westchnął ciężko, próbując przypomnieć sobie więcej; jak to się stało że wylądowali razem w sypialni, kto zaczął, kto kogo zdominował.

I chyba to ostatnie wprawiało go w największe zakłopotanie i wywoływało dreszcze. Postury byli podobnej, siła - choć mówimy tu o ukróconej przez brak gnosis boskiej sile - była w miarę możliwości porównywalna, gdy Childe sięgał po foul legacy. Mimo wszystko był do tego stopnia pijany, że bolało go wszystko, szczególnie jeszcze otwarta rana na brzuchu idąca w poprzek od strony lewej piersi. Któryś z nich musiał o nią niechcący zahaczyć bo przez ostatni czas, Childe nie umiał żyć bez leków przeciwbólowych bo szrama dawała się we znaki przy każdej zmianie pozycji.

Odkładając pionek na należyte miejsce na szachownicy, skierował swój wzrok na kilka kolorowych teczek z raportami.

Zajęcie się pracą jest zawsze czymś pożyteczniejszym niż siedzenie i zamartwianie się, czyż nie?

- Trzeba to przejrzeć... - jęknął boleśnie gdy wysilił się na sięgnięcie po pierwszą czerwoną z wierzchu. Okazała się ona zawierać tylko jedną kartkę z informacją o ostatnim incydencie przy bramie miasta. Świeży oddział 24-ty "podarowany" mu przez Arlecchino dał złapać się na akcji zwiadowczej i wdać w bójkę ze strażnikami Milleith.

Rudowłosy uśmiechnął się pod nosem. Skąd on to znał?

Wezwania do biura harbringera zwykle nikomu nie kojarzyły się przyjemnie. Rozmowy na temat popełnionych przewinień raczej kończyły się odpowiednią karą dla oskarżonego, bądź permanentnym wydaleniem z organizacji.

Gdy wszystkim wydawało się, że robi to z własnego czystego interesu, on dzierżąc głos dawał im tym szansę na lepsze życie. Na życie z daleka od tego wszystkiego co sam przeżył. Od tego koszmaru, którym sam się stał.

Wezwał więc cały oddział 24-ty do swojego biura, wiedząc jak miesza im tym w głowach.

Zaczął chłodno i surowo potępiając ich błędy oraz niedoszkolone umiejętności. Nie skłamałabym gdybym użyła słowa: "wyładował" się na nich z dozą ostrożności w dobieraniu słów.

Agent dowodzący przeprosił wyższego od siebie rangą harbringera. Tartaglii wydało się to podejrzane gdyż prędzej stawiali się mu, często byli od niego starsi i uważali że pozycja jedenastego wcale mu się nie należała, a tu takie zaskoczenie.

Nie miał teraz sił na wydawanie jakichkolwiek wyroków. Co prawda nie było to postępowanie godne pochwały, ale warunkowo puścił ich wolno, grożąc że następnym razem wszyscy wylecą.

Na koniec uśmiechnął się serdecznie wstając z fotela:
"Macie drugą szansę."
Oczywiście odpowiednio oznaczył na przyszłość ich nazwiska, ale zataił tę informację w dokumentach.

Od kiedy diabeł był tak łaskaw?

Otóż sam miał zatarg z Milleith i dobrze wiedział jak to się skończy, gdy drugi raz dadzą się złapać - jakie potencjalnie sam otrzyma pozwy osobiście napisane przez Ningguang.
Stwierdził, że nie było potrzeby teraz robić sobie i im dodatkowych problemów. Miał już wystarczająco dużo swoich.

***

Rozdarty między pracą a domem, rozumem a sercem nie wiedział jak podejść Zhongliego w odpowiedni sposób. Co prawda przeszło mu przez myśl, że ten przecież sam mógłby do niego zagadnąć, ale przekonanie to ulotniło się w chwili gdy zatęsknił za jego zrzędzeniem. Ajax chyba kochał go od początku ale nikt nigdy nie nauczył go jak odróżnić prawdziwą miłość od braterskiej miłości, czy silnej przyjaźni. Poprostu wysyłanie sprzecznych sygnałów z obu stron skończyło się tak a nie inaczej. Nie żałował, chciał odbudować tą relację nawet jakby szatyn stwierdził, że on sam milcząco ją zakańcza.

Przekonany o tym rudowłosy, totalnie zszargany i roztrzepany wszedł do zakładu pogrzebowego Hu Tao. Tak właściwie nie miał tam żadnego interesu. Dobrą przykrywką wydała się mu sprawa wyżej wspomnianego oddziału i dopilnowanie pochowku jego straconych członków. Niestety albo stety łączyło się to z tym że musiał skonfrontować się osobiście z-

- Jest Zhongli?

❝𝙊𝙣𝙚 𝙠𝙞𝙨𝙨❞🌶️ |Zhongchi|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz