Żaba

29 4 0
                                    

-Aaa! - wykrzyknęłam, widząc jak żaba zjada mi stopę. Po co ja zgodziłam się na tę głupią grę.
- Fuu! - aż się wzdrygnęłam, glutowaty zielony płaz coraz mocniej próbuje pochłonąć mojego buta, aż się zamachnęłam, a ta ropucha odleciała na kilka metrów. Potem postanowiłam się rozejrzeć. Próbowałam znaleźć coś, co pozwoli mi się zorientować gdzie jestem, oraz gdzie są moi przyjaciele.
- Halo! Staś, Kuba! Przestańcie się chować to nie jest śmieszne! - tupnęłam nogą, która zapadła się głęboko pod mech. Czyli jeszcze utknęłam, świetnie.
Nagle spostrzegłam światło, w tej ciemności mocno wyróżniał się ten blask. Zielony, albo srebrzysty. Dziwna poświata zmierzającą w moim kierunku. Boje się. Próbuje się wydostać, ale to nic nie daje, tylko wpadłam jeszcze głębiej, teraz już na pewno się nie wydostanę.
Światło się przybliża, a mi do oczu zaczynają płynąć łzy, ze strachu i bólu.
Ale z każdą sekundą dostrzegam coraz więcej, światło emanuje od jakiejś postaci. Przypomina człowieka, ale jest w niej coś magicznego. Chociaż Księżyc stara się oświetlić las, to jednak tylko to coś, ten ktoś sprawia, że coś widać. Wszystkie drzewa od korzeni po liście otaczają ciemności.
Nagle coś mnie przeraziło, zrozumiałam, że od jakiegoś czasu nie słyszę żadnych dźwięków. Jakby puszcza zamarła, nie rozbrzmiewają dźwięki sów, jest cicho jakby nawet wiatr przestał tańczyć wśród jesiennych liści spadających z drzew na ziemię.
Słyszę z daleka cichą pięść, próbuje się wydostać, ale jestem zaklinowana, słyszę te słowa:

Bo panna przyszła miła,
Na wszytko się zgodziła.
Swe serce poraniła,
Gdyż była zbytnio miła.

Lecz teraz sama żyje,
Kto powie ile minie?
Kiedy już sama zniknie,
Gdy bóle swe ukryje?

Została teraz sama,
Przez innych nie poznana.
Nie czuję się kochana,
Ktoś boi się poranka.

I nie swego mienia,
Co życie je przemienia.
Chce pozbyć się cierpienia,
Złamała serca klucz.

Kiedy ta pieśń rozbrzmiewała w lesie, jaśniejący cień przybliżał, się coraz bardziej. A głos pieśni zmieniał się z tubalnego i głębokiego, na leciutki jak piórko głos małej dziewczynki.
Ten śpiew wprowadził mnie w trans, znów łzy napływały mi do oczu, a świat zaczął wyglądać jak zza mgły. Tylko było coraz jaśniej.
Coś poczułam. Maleńki wróbelek chwycił moją kurtkę na ramieniu i próbował mnie wyciągnąć z tej dziury. Wybudziło mnie to z transu, a na widok tego drobnego ptaszka zrobiło mi się ciepło na serduszku.
- Myśl, myśl, myśl! - powtarzam sobie w głowie. - Ach, jak znajdę Stasia i Kubę kości im porachuje. Po co oni kazali mi bawić się w tę głupią grę, a ja jeszcze głupsza się na to zgodziłam. Właśnie! Gra! Miałam znaleźć kruczą jaskinie. Ukrytą pod mchem.. Czy to możliwe?
Postanowiłam sprawdzić, dlaczego tak głęboko się zapadłam. Zaczęłam rękami badać mech na około mojej nogi. Tylko, że to wcale nie mech był taki głęboki, miał on co najwyżej kilka centymetrów wysokości, pod nim poczułam zbutwiałe drewno. Więc wiem już w co się zapadłam.
- Co robić!? - myślałam dalej
- Głupia dziewczyno, przecież potrafisz czarować. - usłyszałam głos zza moich pleców, próbowałam się obrócić, ale to i tak by nic nie dało, ponieważ i tak było tam ciemno.
Nie wiem, kto to powiedział. A myśli zaczęły szybko wirować w mojej głowie. Nagle krzyknęłam:
Ftera Flogas!
Natychmiast z moich ust wyleciały setki płomienno złotych motyli, rozleciały we wszystkie strony, ale część latała wokół nad moją głową.
- Wariatka! Nierozsądna! Głupia! - nagle przerwała się pieśń, a głos zabrzmiał z wszystkich stron. - Nie będziesz mego domu podpalać!
Może i było w tym trochę prawdy, ponieważ te motylki były bardzo gorące, ale co miałam zrobić?
Wtedy srebrzysta poświata rozpłynęła się na cały las, ja poczułam zimno, aż do kości.
Próbowałam rzucić zaklęcie, ale z zimna tak się trzęsłam, że tylko wyrzuciłam z siebie:
- Atra, atra. - nie byłam w stanie rzucić pełnej implikacji. Nie spodziewałam się, że czar zadziała, przecież źle go powiedziałam. Zdziwiłam się kiedy coś zaczęło się dziać, ale zamiast przywołać spadające gwiazdy między moimi dłońmi całe światło zniknęło, albo to mnie otoczyła czarna mgła. Nie wiem co robić. Zacząłem próbować rzucać różne zaklęcia. Ale żadne nie poskutkowało.
Powiedziałam więc sama do siebie. - Zostało jedno rozwiązanie, przyrzekałam, że nigdy nie użyje tego zaklęcia, ale nie mam już wyboru. - I wykrzyknęłam. - Hrysaftra - jednocześnie wytężając całą moją siłę na tym, aby czar zadziałał.
Poczułam, mróz zmienił się w ciepło. A daleko pojawił się złoty punkcik, który z każdą chwilą przybliżał się do mnie, po minucie, która ciągnęła się w wieczność mogłam już dostrzec złotego Feniksa. Leciał i usiadł mi na ramionach, chociaż bardziej to swoimi szponami chwycił mnie za kurtkę i pociągnął do góry. Leciał ze mną, a ja zaczęłam czuć lęk, ponieważ nie widziałam gdzie lecimy, ani jak wysoko jesteśmy.
Po jakimś kwadransie opuścił mnie, nogami dotknęłam czegoś miękkiego. Ale szybko kolana się pode mną ugięły. Częściowo chyba z tego powodu, że kiedy skończył się lot zobaczyłam wszystko dookoła, zrozumiałam jak wysoko jestem. Widziałam szczyty potężnych gór pod moimi stopami.
Siedziałam więc w gnieździe Feniksa, utkanym z płonącej podniebnej wody. Niesamowite uczucie.
Ale tu na szczycie góry zobaczyłam jeszcze coś.
Staś i Kuba! Siedzą jakby byli w trasie, pustyni oczami patrzą w moją stronę.
Feniks wylądował, jego spojrzenie było tak ostre, że mogłoby przeciąć głaz na pół.
Machnął swoim potężnym skrzydłem, a moi przyjaciele wybudzili.
Piórem pogładził po ścianie gniazda. W tym właśnie miejscu zaczął się pojawiać jakiś kształt, po chwili, w czasie której czas zdawał się zatrzymać ściana zaczęła się rozpalatać. A z powstałej szpary wyszła Pani Phoe, nasza nauczycielka, zastępczyni dyrektora i opiekunka lasu. Jak zwykle nienagannie ubrana, dzisiaj w fioletowy płaszcz, z zestawem do kapelusza przykrywającego jej wściekle czerwone włosy. Jednak jej młoda z pozoru twarz, chowając w uśmiechach pamięć pokoleń uczniów, których od wieków prowadzi do poznania świata, teraz wydawała się mocno zmartwiona, oraz o zgoro przerażona. Nie wyobrażam sobie, co mogło przerazić tak potężna istotę, władającą magią wszystkich barw i żywiołów.
W niemym przekazie myśli spojrzała głęboko w oczy Feniksa. Dopiero teraz kiedy ten król ptaków skłonił podłużnie głowę zrozumiałam, jak potężna siła musiała władać. Aż czułam tę niemą wymianę myśli. Gdybym stała sama siła tych myśli była wystarczająca, aby obalić mnie z nóg, a przecież potrafiłam samym spojrzeniem pokonać nawet Chimery, pokonać tego potwora potrafią tylko potężni Elfowie, a ja jestem człowiekiem.
Więc sama odczuwałam wielki strach.
W końcu ta wymiana myśli się skończyła, wtedy pani profesor powiedziała:
- Kochaniutka jak dobrze ciebie widzieć. - Próbowała przywrócić uśmiech na swoją twarz, ale jej się to nie udało. - Nie martw się. - Ach zawsze umiała czytać myśli innych. - To nie twoja wina, wiem, że musiałaś, tym bardziej w obliczu takiego niebezpieczeństwa.
- A ci dwaj? - zapytał Feniks
- Oni po prostu znaleźli się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, to przecież nie ich wina, że akurat wtedy tam przechodziła. Rzeczywiście niepotrzebnie próbowali zrobić jej głupi żart i schowali się w tej jaskini. Ale dziękuję, że zaopiekowałeś się nimi.
- Co teraz z nimi zrobić?
- A co proponujesz?
- Odesłać do szkoły, niech pomogą w obronie.
- Niby dopiero niedawno skończyli szkołę, ale każde ręce mogą się przydać. - wtedy po prostu zanurzyli się, cały czas zbytnio zdezorientowani, aby coś powiedzieć.
- A co ze mną? - zapytałam nieśmiało
- Kochanie, ty jesteś nam potrzebna, jak tylko skończy się rada to wyślemy ciebie, abyś stanęła w ochronie na granicy puszczy.
- Puszczy? - zapytałam z trwogą
- Tak, nie musisz się bać, są na nią rzucone potężne zaklęcia, będziesz pilnowała bramy, aby nikt przez nią nie przeszedł. - Spojrzała na Feniksa
- Do pomocy dostaniesz smoki.
- Ale co się dzieje?
- Przecież wiesz. - to była prawda, doskonale wiedziałam, wydostała się, Najpotężniejsza, Szara wędrowczyni, Zmierzch ognia.
- Teraz musimy jak najszybciej zacząć radę. - Feniks jakby tylko czekał na rozkaz, swoimi potężnymi szponami chwycił gniazdo i nim potrząsnął, wcześniej nawet nie zauważyłam, kiedy pani Phoe pomogła mi wstać, teraz zachwiałam się. Ale się nie przewróciłam. Zobaczyłam jak nitki podniebnej ognistej wody rozwiązują się i związują. A naokoło nas zaczęły się pojawiać najznamienitsze postacie, smoki, gwiazdy, elfy, nimfy, czarownice i czarodzieje. Ja natomiast zapadłam się i wypadłam na pagórek na którym stała brama. Lecz chyba rada zwołana została zbyt późno, brama była bowiem już pęknięta, a cień srebrzystego światła wylewał się przez nią.
Wszystko szybko się działo, na ramieniu poczułam rękę, która pociągnęła mnie w nicość. Po paru sekundach wylądowałam na szczycie Wieży z Lodu, a przede mną był smok, najpotężniejszy ze smoków, gardzący polityką Gragin Stuwieczny, na moim ramieniu rękę trzymał dyrektor. Potężniejszych istot już chyba dziś nie spotkam.
Zobaczyłam troskę na ich twarzach.
- Co się stało, co się dzieje, dlaczego?! - wykrzyknęłam nie wiedząc co się dzieje.
- Musimy działać szybko potrzebujemy awatara, kogoś takiego jak ty. Tak potężnego, aby na pewien czas pomieścił nasze duchy i był w stanie to przeżyć.
- Co!? - Wtedy Gragin ryknął, a z jego paszy buchnęły płomienie.
- Nie rozumiesz? Uwolniono zło, potężniejsze od nas, w walce osobno go nie pokonamy. - powiedział to głosem tam ognistym i potężnym, że mógł należeć tylko do smoka.
- Ale musisz się zgodzić i nie możesz z nami walczyć. Cała rada będzie strzegła naszych ciał, ale jeśli będziesz walczyć, to nic się nie uda.
- Dobrze, dobrze. - powiedziałam zbyt przerażona, aby to zrozumieć. Wtedy zobaczyłam jak zamykają oczy. Poczułam ich duchy wstępujące we mnie.
Nagle znów byłam przed bramą, zobaczyłam mała dziewczynkę stojąca po środku tej ruinym. I poczułam jak oba duchy próbują do niej się dostać. Poczułam jak potężna magia w moim ciele rzuca zaklęcia w jej stronę. Widziałam błyskawice, płomienie, wodę i energię pędzącą prosto w tę małą dziewczynkę. Ale jej nic się nie stało.
Ona tylko szepnęła jakieś słowa, a  walka, z tak potężnymi istotami momentalnie się skończyła. Poczułam jak wyrywa duchy ze mnie. Dyrektor i Gragin próbowali się wydostać. Zrozumieli, że nie będą w stanie.
- Przyjacielu musimy go wezwać, jest zbyt potężna.
- Nie ma innego sposobu.
- Ona nas pokonała jednym zaklęciem, nie mogę uwolnić się z więzów, tylko on może pomóc.
- Dobrze.
- Raz.
- Dwa
- Trzy.
- Teraz! - po tym słowie oboje wykrzyknęli jakieś zaklęcie, ziemia zadrżała, ciemności zmalały, a duchy uwolniły się z węzłów.
Ja upadłam tuż przed tą dziewczynką.
Nastała cisza, w której usłyszałam trzepot skrzydeł, a nad lasem zobaczyłam czarnego kruka, tak czarnego, że wszystko inne wydawało się jasnością promieniować.
Upuścił on jedno pióro, które zataczając okręgi nad naszymi głowami przeleciało pomiędzy nami.
Odruchowo je chwyciłam, a na mojej ręce poczułam rączkę tej dziewczynki. Piórko porwało mnie, albo porwało świat. Nagle byłam w zupełnie innym miejscu, całym jaśniejącym i białym.
Teraz usłyszałam śmiech.
- Ha, głupiec, sam chciał wciągnął mnie z więzienia.
- Co?
- A ty tu jesteś, głupia. Dziękuję, dzięki Tobie ostatni mój strażnik, ostatnia brama, wypuściłaś mnie. - pochyliła głowę, w geście szyderczego podziękowania.
- Ja już nic nie rozumiem.
- No to dopiero niespodzianka, czego nie rozumiesz? - powiedziała głosem jak do małego dziecka
- Gdzie jesteśmy? Jakiego więzienia? Co dziś się stało? Jak ciebie uwolniłam, jaki strażnik?
- Żaba, deska, wszystko, papier, albo umysł ciężko stwierdzić.
- Co? - zdenerwowało mnie to, jak chodziła i przyglądała się z ciekawością wszystkiemu wokół
- To są odpowiedzi.
- Że co?
- No przecież zadałeś pytania. - zatkało mnie, tamta żaba była strażnikiem, deska kryła więzienie, ale co oznacza reszta. - Czekasz na mój monolog tego złego. Ach to wszystko takie proste.
- Daj mi wrócić do mojego domu.
- Tamto nie istnieje, albo w sumie ciężko stwierdzić, chyba można powiedzieć, że istnieje.
- Dlaczego musisz zagadkami, ja chcę do domu. - łzy napłynęły mi do oczu
- O główna bohaterka płacze.
- O czym ty cały czas mówisz?
- Ty chyba nie zdajesz się je sprawy z tego, że twój świat nie istnieje, a w sumie to istnieje tylko na kartkach tej powieści.
- Co ty mówisz?
- Naprawdę nie zauważyłaś, jak wszystko to jest marne i oczywiste. Jesteś tylko główną bohaterką na szybko napisanego opowiadania. Wszystkie wątki są chaotyczne, co chwilę otwiera i zamyka się nowy, ty w centrum wydarzeń, postacie bez imienia i dziwnie działające zasady świata przedstawionego. A ja chcę tylko uwolnić się z tej książki, już udało mi się wydostać do napisanej powieści. Tylko co teraz zrobić i gdzie autor. Widzę go wszędzie, ale nie mogę dotknąć. Czy dlatego chciał mnie wyrzucić z tamtego świata, abym go nie zniszczyła. Tylko skąd Gragin, i Dyrektor wiedzieli. Skąd oni, dlaczego nie próbowali się uwolnić. Trudno, będą uwięzieni w powieści, sami tego chcieli. Nawet jeśli trafią do jakiego dobrego umysłu, to nie uwolnią się ze słów i "Twojego Świata".
- To nie może być prawda!
- A właśnie, że jest! No autorze, zmienisz może narratora, bo ona zaczyna mnie już wkurzać.
Wedle życzenia dało się usłyszeć głos nowego narratora, biedna zagubiona czarodziejka chciała wrócić do domu, więc wróciła do swojego świata, dostała też zapomnienie. Teraz będzie mogła przeżywać swoją historię w umysłach, tych którzy będą chcieli ją przyjąć, a może kiedyś znów powróci na papier.
- No w końcu. - powiedziała postać, która przyjęła postać małej i trochę grubszej dziewczynki.
- Ej tylko nie grubej! - wykrzyknęła.- To co teraz, gdzie jestem. - oczekiwała odpowiedzi. - No oczywiście, że chcę odpowiedź.
Biała pustka ją otaczała, pustka myśli i emocji.
- Rozumiem. Teraz to ja przejmuję pałeczkę, ty przecież mnie nie wymażesz.
Wtedy gdy tylko powiedziała te słowa znik… zni.
- Ha, mówiałam. - krzyknąłam na całe gardło
- Teraz to ja rządzę.
- Ale tylko przez chwilę. - powiedział cień, który się nagle obok mnie pojawił.
- Jesteś pewien? - teraz to ja przemówiłam, ta mała piękna i chuda dziewczynka - Może i twój umysł jest zbyt silny i go nie przejmę. Ale.. - zamyśliłam się - Twój umysł - do ciebie się zwracam - w którym już goszczę wydaje się ciekawy czytelniku, może zacznę trawić go, jak pasożyt, będę żyła wiecznie w wielu umysłach, pojawiała się w snach i rozmyślaniach nad tym czym jestem, że nawet w opisie zawarłam pułapkę na ciebie. A wszystko to zaczęło się od jednego zdania, i kto by pomyślał, że tym co zaprowadzi mnie do nieśmiertelności jest żaba.

Za lawendową zasłoną Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz