Rozdział 2

12 1 0
                                    

Zszedł ku nim powoli, wręcz z nutą pogardy. W nikłym świetle błyszczał jego szczerbaty, zawsze obrzydliwy uśmiech. Groźną, ogorzałą, poznaczoną zmarszczkami kwadratową twarz przecinała paskudna blizna. Cios, po którym została omal nie pozbawił mężczyzny oka. Miał zapadnięte policzki i jak to mawiał czasem Emiliano, szatański wzrok. Na jednym z potężnych, umięśnionych ramion mężczyzny widniała kolejna blizna po wyciętym kawałku skóry. Rana niezwykle brzydko się zasklepiła pozostawiając widoczny ślad. Zakheba powiedział kiedyś, że to pozostałość po tatuażu, jaki nosił, lecz nie zdradził czemu ów został wycięty. Posturę miał potężną, lecz był średniej tuszy. Przy tym ogolony był praktycznie do gołej skóry.

Panowała cisza, jak makiem zasiał. Wszyscy poza Dorianem wodzili niespokojnie wzrokiem, byle tylko nie spotkać się ze śniadym mężczyzną. O Zakhebie wiadomo było niewiele. Pochodził z Tayeny, dokładnie z Tayar-ev czyli państwa które napadło na Ziemię Świętą i zmagało się właśnie z kolejną krucjatą. Jednakże to w jaki sposób poznał Dominika oraz to w czym mu dotychczas pomagał i do czego mu jeszcze będzie potrzebny pozostawało tajemnicą. Mężczyzna usiadł ciężko na wolnym krześle między Cyprianem, a Witalisem. Tak jeden, jak i drugi nie był z tego powodu zachwycony. Zakheba zdawał się nic sobie z tego nie robić.

Iga czmychnęła cichutko na górę do robótek zaraz po tym, jak śmierdzący krwią mężczyzna zszedł na sam dół. Udało jej się pozostać niezauważoną. Niemniej teraz znów rozległy się kroki na starych, drewnianych i nieco już spróchniałych, skrzypiących schodach. Zgromadzeni pomyśleli nasamprzód, że to Dominik. Powstali więc. Jednak już po chwili, słysząc jak delikatnie stąpa nowy przybysz, zrozumieli, że się pomylili. Spoczęli więc szumnie, przysuwając krzesła z powrotem do blatu.

W idealnym momencie by zobaczyć schodzącą na sam dół młodą brunetkę. Była szczupła i dosyć niska. Miała piwne oczy, wyraziste brwi, wysokie czoło i okrągłą, dosyć bladą buzię. Spojrzała łagodnie po zgromadzonych, po czym dygnęła. Większość odpowiedziała jej skinieniem głowy. Następnie podeszła do stołu by dolać im piwa.

- Czemu kłaniasz się tej dziewce? – zapytał Zakheba Gloriana jednak na tyle głośno, aby słyszeli wszyscy. Zwłaszcza z jaką pogardą wymawia ostatnie słowo. Kobieta spojrzała na niego niemile zaskoczona.

- By okazać szacunek – oznajmił Glorian marszcząc brwi i wbijając w śniadego mężczyznę przeszywające spojrzenie.

- To iście chwalebne, drogi towarzyszu – przyznał wyniośle Oswald poprawiając perukę – Niemniej jednak powinieneś wiedzieć, że niższym stanom społecznym szacunek okazuje się w inny sposób, niż możnym.

- Szacunek! – prychnął drwiąco Zakheba – Kłaniać się będzie jakiejś kurwie!

Glorian zagryzł wściekle zęby. Dorian drgnął niespokojnie. Ksiądz Witalis zdumiał się niezmiernie, a Emiliano wystraszył kiedy to usłyszał. W oczach brunetki odbiło się oburzenie. Z głośnym stuknięciem postawiła dzbanek z piwem na stole przeszywając mężczyznę jadowitym spojrzeniem. Jednak nie zdążyła się odezwać, bo na schodach zagrzmiał równie niezadowolony głos ich przywódcy:

- Jak ty nazwałeś moją żonę?

- Żonę? – zdumiał się Oswald oglądając na kobietę, która stała przy stole z kwaśną miną i założonymi rękami.

- Nie wiedziałeś? – spytał zdziwiony Egon. – To jest pani Marlena von Hasszentr, żona Dominika z Kir, matka Izabeli i Feliksa. Pochodzi z dobrej i bogatej rodziny kupieckiej de Fellietorn. Jest mieszczanką. Można by rzec, że patrycjuszką nawet.

- Skąd ty wiesz takie rzeczy? – spytał szeptem bardzo zaskoczony Emiliano nie kryjąc podziwu.

- W moim fachu trzeba wiedzieć wszystko – odparł równie cicho kupiec.

Dzieci Gortezji - Tom Pierwszy "Przekleństwo" - planowana korektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz