Prolog

49 4 8
                                    


Rachela właśnie karmiła swoją malutką córeczkę. Mimo, że miała już dwa latka nie wymyśliła dla niej jeszcze imienia. Z każdym ze swoich dzieci tak się wahała. Urodziła dotąd dwoje, syna Ezdrasza oraz córkę Intisar. Podobało jej się tyle imion. Tak wiele z nich oznajmiało dziecku świetlaną przyszłość. Takiej chciała dla swojej dziewczynki.

Siedziała właśnie na jednej ze skrzyń pod zawieszonym między krańcami wąskiej uliczki baldachimem, który dawał przyjemny cień w upale. Poprawiła sobie chustę na twarzy. Ta chroniła jej twarz przed pyłem, który unosił się na pustyni. Jej mały skarbek siedział obok niej, bardzo zajęty kawałkiem macy. Wyglądało na to, że jej smakuje, ale Rachela wiedziała, że może tylko zgadywać. Dziecko nie mówiło zbyt wiele. Mimo, że było już duże. Po prawdzie w ogóle nie mówiło. Czasem tylko wydawało z siebie jakiś dźwięk. Nawet nie przypominało to gaworzenia. Kobieta zaczynała się niepokoić.

Nagle usłyszała odległy szum. Wzdrygnęła się. Gdy odgłos się przybliżył zrozumiała, że to co słyszy to krzyk setek osób oraz tupot wielu uciekających w popłochu nóg. Poprawiła chustę na włosach i wzięła córeczkę na ręce. Wstała ze skrzyni rozglądając się za źródłem tej nagłej paniki. Widziała jednak tylko wąskie, dosyć wysokie jasne domy z kamienia z wąskimi oknami oraz zbite z paru desek stragany na których sprzedawano jedzenie, narzędzia i naczynia. Gdzieś z boku jęczeli żebracy, płakało jakieś dziecko, a wielbłąd uwiązany przy najbliższym straganie leniwie międlił resztkę suchej trawy, którą znalazł. Niby wszystko po staremu. Niemniej coś się stało.

Te wrzaski dobiegają znad morza. Z przystani. Jej mąż, Jefte jest rybakiem, więc mieszkają przy brzegu. Tylko dlatego nie rzuciła się do ucieczki, a ostrożnie, kryjąc się między sporymi straganami, ruszyła ku przystani statków. Bardzo się bała, aczkolwiek nie miała wyjścia. Musiała dotrzeć do domu. Jej mąż bardzo nie lubił, kiedy zakupy lub przynoszenie wody zabierało jej dużo czasu. Zawsze podejrzewał ją o zdradę. Był na tym punkcie niezwykle przewrażliwiony, a ona wolała go nie drażnić. Był bardzo gniewnym i gwałtownym człowiekiem.

Kiedy jednak znalazła się na głównej ulicy, zamarła z przerażenia. Klękła, chowając się za ścianą i stawiając córeczkę na ziemi i odstawiając sagan wypełniony wodą. Tłumy obcych zbrojnych o białym ciele jak brzuch ryby wybiegali ze sporego statku o obcych jej żaglach. Byli zbrojni w proste ostrza i wielkie, kształtne tarcze. Mieli też oprócz łuków dziwną, nieznaną jej broń, z której również wystrzeliwano strzały, ale jakby poziomo. Nie miała okazji się przyjrzeć jak ona działa. Nawet nie miała zbytnio ochoty. Dość, że za pomocą tejże broni zabijali wszystkich po kolei. Siekli mieczami, rąbali toporami. Na piasek wciąż bryzgała świeża krew. Słyszała wrzaski mordowanych. Co chwila też dał się słyszeć pisk jakiejś młodej dziewczyny w długiej, lekkiej sukni i nikabie, wleczonej przez napastnika w kąt między budynkami. Racheli zaschło w ustach.

W tej chwili dostrzegła chowającego się obok niej brodatego mężczyznę, Meszaka poborcę podatków i jego zlęknioną, zawsze zapłakaną białą niewolnicę, której dał na imię Maida. Mężczyzna zauważył ją. Skłoniła mu się. Nie odpowiedział jednak. Widząc krwawe zamieszanie odważyła się zapytać.

- Wiesz panie co tutaj się dzieje?

- Widziałem Jeftego – oznajmił niespodziewanie. – Wasz dom stoi w płomieniach. Wziął dzieci na łódź i wypłynął. Prosił abym cię przeprowadził na drugi koniec miasta. Tam cię zabierze i popłyniecie do jego rodzinnego miasta, gdzie stoi dom po zmarłych niedawno krewnych Jeftego.

- Rozumiem, dziękuję dobry panie – skłoniła głowę z szacunkiem.

- Chodź więc – ponaglił i wstał, chwytając niewolnicę mocno za ramię i ciągnąc ją niezbyt delikatnie za sobą.

Dzieci Gortezji - Tom Pierwszy "Przekleństwo" - planowana korektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz