- 𝐵𝑎𝑐𝑘 𝑡𝑜 𝑡ℎ𝑒 𝑜𝑙𝑑 𝑔𝑎𝑟𝑏𝑎𝑔𝑒 -

28 1 0
                                    

     Jasper jechała powoli do przodu, nie wierzyła już w siebie. Najpierw zostawiła Geralta, potem Rose, co w nią wstąpiło? Dziewczyna postanowiła zrobić postój, nie dość, że było ciemno to i Dhu i ona były zmęczone. Znalazła dość przyjemne miejsce na nocleg, Jasper przywiązała swoją klacz do drzewa dość luźno, żeby mogła podejść do strumyka, który płynął nieopodal. Dziewczyna rozpaliła ognisko i oparła się o kamień, wpatrując się w księżyc, który wychylał się zza drzew. Jeszcze chwila a zacznę pisać poezje jak Jaskier... Może nawet lepsze.. Pomyślała Jasper, ta myśl wywołała uśmiech na twarzy blondwłosej, dziewczyna zamknęła oczy, aby zasnąć, co po chwili się udało. Następnego ranka, gdy otworzyła oczy, Dhu nie było nigdzie w pobliżu.
- Cholera jasna! - warknęła, zrywając się na nogi i od razu szukając śladów. - Ktoś odciął sznur.. Nie zerwał się.. - powiedziała, przyglądając się. - Są i ślady. - mruknęła, przyklękając. - Ktoś ją ciągnął na siłę. Że też nie usłyszałam.. Faktycznie zmieniam się w Jaskra. - dziewczyna lekko pokręciła głową i ruszyła za śladami.
     - Co jest z tym koniem nie tak?! - syknął mężczyzna próbujący uspokoić Dhu.
- Może dajmy jej marchew i się uspokoi? - powiedział drugi nieco młodszy.
- To klacz. Lubi cukier i jabłka. Za to nie przepada, gdy ktoś ją porywa. - powiedziała Jasper z kwaśnym wyrazem twarzy.
- A ty niby kim jesteś, żeby o tym wiedzieć? - uniósł brew jeden z aż siedmiu mężczyzn.
- To moja klacz. Podpieprzyliście mi ją. A teraz oddawać pókim cierpliwa - warknęła, mierząc wszystkich wzrokiem.
- Patrzcie! Grozi nam! - wykrzyknął teatralnie jeden mężczyzna, wyciągając broń.
- Ach.. Żałosne. - mruknęła Jasper, też wyciągając broń. Nie minęło nawet pięć minut, a wszyscy mężczyźni leżeli martwi. Inni z głowami. Inni bez. Dziewczyna pierwsze co zrobiła, to okradła wszystkie trupy z mieszków, zaraz potem podeszła do Dhu i ją rozwiązała.
- Przepraszam kochana. - Jasper pogłaskała karą klacz po pysku, a chwilę potem na nią wskoczyła.
     Tymczasem Geralt spotkał Keirę,''spotkał się" z Dzikim Gonem i zdążył dowiedzieć się, gdzie jest Tamara. W Oxenfurcie. Więc może spotka się z Jasper? Nie był tego pewien i nie mógł uwierzyć, że Jasper się kogoś bała. No tak, jej fobie przed dzikimi psami rozumiał, ale ludzi? Wiedźmin ruszył zatem do Oxenfurtu, miał nadzieje, że szybko ją znajdzie i będzie mógł kontynuować poszukiwania Cirilli. Córka barona dołączyła do "silnych przyjaciół" do wiecznego ognia, wiedźmin był dość zirytowany, ale nic nie mógł zrobić. Spróbował jeszcze dać lalkę Tamary, żeby ją "zaciągnąć" do Filipa, ale się nie udało. Teraz musiał ruszyć z powrotem do Velen i na Krzywuchowe Moczary gdzie zaprowadził go Kłobułek. Minęły około trzy dni, od kiedy Baron i Anna wyjechali w góry do znachora a Tamara z powrotem do Oxenfurtu. Wiedźmin pojechał jeszcze do kasztelu barona po informacje o jej podopiecznej. Z notatek Hendrika teraz musiał jechać do Novigradu.
     Podróż minęła dość spokojnie i szybko, jednak gdy dowiedział się, że w Novigradzie palą czarodziei dość się zmartwił. Co, jeśli Jasper została spalona? Nie, nie jest taka głupia, aby złapać się łowcą czarownic. Wiedźmin dość łatwo wtopił się w tło, przyglądał się ludziom którzy "wiwatowali" i spluwali, gdy palono dwóch nieludzi.
- Ludzie potrafią być okropni. Nie prawdaż? - zapytała kobieta w kapturze. Wiedźmin rozpoznał ten głos.
- Jasper?! - szepnął doniośle.
- Tak, teraz się zamknij. Podobno nasza Merigold jest w Novigradzie. Może coś wiedzieć na temat Ciri. - Jasper nie brzmiała jak dawniej, gdy zobaczyła zdziwioną minę wiedźmina prawie wybuchła śmiechem.
- Spokojnie, to nadal ja. - zaśmiała się, po czym zaczęła kierować się w stronę dawnego domu Triss.
- Wiesz gdzie teraz mieszka? - zapytał wiedźmin, ruszając za dziewczyną.
- Mam znajomości, nie zawracaj tym sobie główki. - dziewczyna mruknęła cicho. Gdy przybyli do starego domu Czternastej spod Sodden, nie zastali czarodziejki. Zastali zaś dwóch złodziejaszków, z którymi Geralt oczywiście zaczął się napierdalać, Jasper skrzyżowała ręce i podparła się pod ścianę, lecz gdy kątem oka zauważyła, że ktoś wchodzi, naciągnęła kaptur na głowę. Jak się okazało, gościem był Menge, Jasper z dziwnego powodu zaczęła czuć do niego pewnego rodzaju sentyment... Z trudem powstrzymała śmiech, gdy Menge jej nie zauważył, czyżby wtopiła się w tło? Wiedźmin i Jasper usłuchali złodziei. Pozadawali pytania, poszukali i znaleźli miejsce, które miało jakże dźwięczną nazwę "Zgniły Gaj". W międzyczasie Kapłan Wiecznego Ognia "pierdolił jakieś oszczerstwa"
- Masz odwagę, powtórzyć te oszczerstwa patrząc mi w oczy? - uniosła brew Jasper.
- A pewnie! Twój towarzysz to mutant! Odmieniec! Bezużyteczny relikt starych czasów, który trzeba spalić jak uschłą gałąź. - warknął Kapłan, schodząc z podwyższenia. Dziewczyna zmrużyła oczy.
- Ilu ludzi uratowałeś przed śmiercią? Przed bruxą, leszym? - syknęła Jasper, podchodząc do mężczyzny, ten nieco odsunął się do tyłu.
- To nie ma nic... - nie kontynuował, ponieważ Jasper mu przerwała.
- Zadałam Ci pytanie. Ilu? - skrzyżowała ręce na piersi. Kapłan milczał.
- Niech to wam da do myślenia. - powiedziała cicho, ruszając dalej.
- W gębie to nasz kaznodzieja mocny... ale huknąć na niego, to już ogon tuli. Chodźcie, ludzie. - Wiedźmin to jeszcze usłyszał z ust jakiegoś chłopa. Jasper miała to gdzieś, była obrzydzona zachowaniem tego Kapłana.
     Przed wejściem Jasper i Geralt musieli powiedzieć hasło "Stara locha powiła warchlaki", Jasper to nieco bawiło. - Chyba musimy sobie coś wyjaśnić, czarodziejko. - powiedział odwrócony tyłem mężczyzna, gdy Geralt i Jasper weszli do pomieszczenia. - Najwyższy czas. - mruknęła Triss. - Ja i moi ludzie poradzimy sobie bez pomocy magów, a magowie bez naszej pomocy to tylko zwierzyna łowna dla straży świątynnej. - prychnął mężczyzna, a Jasper miała te pierdoły głęboko gdzieś, wyszła, słysząc za sobą donośny szept wiedźmina, aby ta wracała.

Red death || Witcher fanfiction || inezajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz