(6)Rozdział 2 (Maya)

209 45 32
                                    

Maya

Kiedy przeglądająca Bravo Klara zaczęła się dosłownie rozpływać z zachwytu nad jednym z wokalistów US5, podeszła do nas grupka chłopaków z klasy. Dziewczyna zamknęła czasopismo i schowała je do plecaka. Odetchnęłam z ulgą, bo miałam już dość tej bezsensownej paplaniny. Po pierwsze nie przepadałam za tego typu muzyką, po drugie zaczynało mnie mdlić od wysłuchiwania wzdychań mojej rówieśniczki. Okej, Richie był niczego sobie, ale to tylko wygląd. Poza tym, Ben był praktycznie jego łatwiejszą w dostępie kopią. Ciekawe, czy Klara podkochiwała się także w nim?

- Co tam? - Felix mrugnął do siedzącej obok mnie blondynki.

- Mam ochotę na lody - oświadczyła, a po jej minie wywnioskowałam, że wcale nie chodziło o zimny deser.

- Spadajmy stąd! - Kącik ust Felixa powędrował w górę. Chłopak wyciągnął rękę do Klary i pomógł jej wstać, po czym razem zniknęli, nawet się nie żegnając.

- A ty? - zapytał mnie Ben.

- Co ja?

- Masz ochotę na lody?

Wywróciłam oczami, podnosząc się z miejsca. Poprawiłam włosy i poklepałam Bena po ramieniu, siląc się przy tym na uśmiech.

- Obawiam się, że nie masz takiego, który by mi posmakował. - Puściłam do niego oczko, pomachałam i odeszłam, nie reagując na jego głośne narzekanie i protesty.

Czasami się zastanawiałam, czy nastoletni faceci rzeczywiście myśleli wyłącznie o seksie. Nie potrzebowałam tego, a przynajmniej nie w tamtym momencie. Marzyłam o czymś prawdziwym, głębokim... i byłam pewna, że zdobycie tego graniczyło z cudem.

***

Schodząc do szatni, usłyszałam szelest i cicho wymawiane przekleństwa. W pierwszej chwili nie rozpoznałam głosu, ale kiedy podążyłam za źródłem hałasu, odkryłam, do kogo należał. Zacisnęłam pięści, zdając sobie sprawę z własnej naiwności. Przez krótki moment łudziłam się, że Ben zostawił Jace'a w spokoju, ale to byłoby zbyt piękne.

Doszło do mnie coś jeszcze. Klara nie zagadała mnie przypadkiem. Nie chciała, żebym nakryła chłopaków na szykanowaniu i nie daj Boże ich od tego powstrzymała. Poczułam złość, ale nie byłam pewna, czy bardziej wkurzałam się na Bena, czy na samą siebie.

Nie czekając, podeszłam do klęczącego na podłodze bruneta, który chował do plecaka porozrzucane książki i zeszyty. Pomogłam mu bez słowa, a kiedy skończyliśmy i Jace chciał się podnieść, spomiędzy jego ust wydobyło się ciche syknięcie.

- Coś cię boli? - zapytałam, czując się jak kompletna idiotka, ponieważ w głębi siebie wiedziałam, że przed chwilą go pobili.

- Pytanie, co mnie nie boli - zaśmiał się.

Tak, on naprawdę się zaśmiał, a ja śmiało stwierdziłam w myślach, że mi się to podoba. Dawno nie słyszałam czegoś tak prawdziwego i spontanicznego. Większość ludzi wolała udawać, pokazując innym kogoś, kim wcale nie są.

- Daj mi to - rozkazałam i nie przejmując się protestami Jace'a, chwyciłam za jego plecak.

- Nie powinnaś mi pomagać.

- A to niby dlaczego?

- To im się nie spodoba.

- No i?

Uniosłam brwi, przyglądając się mu wnikliwie. Nie chciałam go spłoszyć albo zabrzmieć nieuprzejmie. Wydawał się całkiem fajnym chłopakiem i wbrew temu, co próbowali mi wmówić Ben i jego przyjaciele, zasługiwał na szacunek. Byłam także przekonana, że z nim mogłabym być sobą, czując się przy tym swobodnie. Może tylko mi się zdawało, bo przecież praktycznie go nie znałam, ale tak właśnie czułam.

RAIN Spraw, by cienie stały się światłem(WYDANA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz