Odcinek 7

1.5K 4 0
                                    

Akcja. Światła rozbłysły. Muzyka zabrzmiała. Zaczęli przybywać pierwsi goście. Widać było, że są zaskoczeni rozmachem. Amor witał ich z uśmiechem i rozłożonymi rękoma na tarasie domu. Cora również dobiegała i ze wszystkimi się witała i obcałowywała. Podglądałam przyjazd gości, bo to akurat mogłam zobaczyć zza firanki. Marysia opowiadała mi o przybyłych osobach. Chwilę przed rozpoczęciem pojawił się znajomy Amora - fotograf, który jako jedyny mógł robić zdjęcia. Przybyli: reżyser, ekipa montażowa z filmu, aktorzy i aktorki w różnym wieku i wielu innych, których nie znała. Jedni sami, inni z osobami towarzyszącymi. No i oczywiście manager Amora z młodą dziewczyną, podkreśliłam, bo sam nie był pierwszej młodości. Można było zauważyć, że większość znała się już wcześniej. Wchodzili dalej grupami, przechadzali się po posesji między rozstawionymi bufetami szwedzkimi, a potem zasiadali do stołu.

Zapadł już zmrok, kiedy Edwin wprowadził mnie bocznym wejściem. Między krzakami cichutko próbowałam wmieszać się  w towarzystwo. Muzyka grała głośno i rytmicznie. Parkiet był pełen tańczących osób. O to, to co lubię.

Boczkiem, boczkiem i stanęłam na skraju parkietu lekko podrygując

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Boczkiem, boczkiem i stanęłam na skraju parkietu lekko podrygując. Tup, tup w miejscu - badam sytuację. Amor jeszcze mnie nie widzi. Ostrożnie wczuwam się w muzykę, obserwuję otoczenie. Patrzę, jak Cora panoszy się w naszym domu. Ustawia kelnerów i co najgorsze cały czas jest w pobliżu Amora, wciąga go do tańca na parkiecie. Bryluje w towarzystwie. Wznosi toasty za zdrowie najprzystojniejszego aktora. Jest już wstawiona. Że ja też muszę się na to patrzeć, kiedy jakaś baba próbuje odgrywać panią domu. Żeby się uspokoić rozbujałam swoje ciało w takt melodii, którą próbuję zagłuszyć swoje myśli. Zaczynam - daję ponieść się klimatowi wieczoru. To chyba się nazywa, że rozsiewam czar :). Zostałam zauważona, czuję spojrzenia, co poniektórych. Bawię się, przecież jestem w swoim domu. Stanął przede mną jakiś uśmiechnięty Latynos, który zrobił piruet zdaje się zawodowo. Na pewno jest jakimś znanym tancerzem, wnioskuję to po jego tańcu. Ale, co tam, la, la, la zabawa trwa. Na nim przećwiczyłam swoją rolę w tajemniczym uśmiechu niczym z obrazu „Mona Lisa" Leonarda Da Vinci. Kolega tancerz dzięki swoim talentom miał dar przyciągania uwagi na swoją osobę, co spowodowało, że na mnie też padł wzrok obserwujących. Próbował biedny coś ze mnie wydusić, a ja uśmiech i lekko odwracałam głowę.

Tancerz:

- Nie znasz angielskiego, czy nie chcesz ze mną rozmawiać?

Popatrzyłam mu spokojnie w oczy i Mona Lisa.

- Jednak, chyba nic nie rozumiesz.

Wróciłam na parkiet, tu czułam się najlepiej. Dalej wiłam się i falowałam ciałem, i tak podobnie, jak w Polsce zaczęło tworzyć się wokół mnie kółeczko samców. Tańczyłam niby sama, a tak jakbym z każdym tańczyła. Teraz wiedziałam, że wzbudziłam zainteresowanie ogółu. Amor obserwował z boku, stojąc w jakimś towarzystwie. Światła mrugały i pulsowały, atmosfera robiła się coraz bardziej gorętsza. Na zawieszonym wysoko telewizorze leciały teledyski hitów i tych najnowszych i tych uznawanych za standardy klasyki pop. Taniec z samcami wywołał poruszenie. Zaczęły interesować się moją osobą kobiety. W obszarze mojego rażenia tancerze zmieniali się, jedni odchodzili, inni przychodzili, jakby chcieli się przyjrzeć bliżej, czasami ktoś próbował zagadać i każdy otrzymywał tą samą reakcję. W końcu do kółeczka dołączył Amor, ale jego traktowałam tak samo, jak resztę. Samice postanowiły wziąć sprawę w swoje ręce. Cora i jakieś jej dwie koleżanki wkroczyły do kółeczka i też zaczęły się wyginać w rytm muzyki, próbując - skupić na sobie uwagę. Ja tanecznym krokiem ulotniłam się z obszaru kontrolowanego przez owe koleżanki. Wtedy przejął mnie w tańcu wysoki mężczyzna, po którym widziałam, że nie był pewien, czy go nie spławie. Ale dlaczego miałabym? Mąż zwlekał, nie wiedzieć dlaczego. Bawię się dalej. Potem był blondynek z loczkami jak aniołek. Następnie chłopak z kamienną twarzą niczym indiański wódz. Jeszcze raz zawodowy tancerz. Później facet z ogoloną na gładko głową. Był wystraszony chłopak, który poruszał się, jakby muzyka nie przeszkadzała mu w tańcu. Ciekawe doświadczenie :). I jeszcze paru mniej lub bardziej zwariowanych osobników, z których większość była zaciekawiona moim milczeniem i próbowali różnych metod by wydobyć ze mnie cokolwiek. Bawiłam się przednio. Wreszcie mąż przejął inicjatywę i wyciągając, jak zwykle dłoń i zaprosił mnie do tańca. Nie odmówiłam. I znów mogliśmy razem poszaleć na parkiecie. Szepnął:

Opowieść z lekka e...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz