część 5 (ostatnia)

1.4K 94 17
                                    

— Dostałeś go?

Harry gapił się na słowa, które pojawiły się w książce od Snape’a. Pierwsze od kilku miesięcy minionych od czasu ich rozstania. Nie miał pojęcia, co go podkusiło, żeby akurat dzisiaj do niej zajrzeć, ale szybko poszukał w swoich rzeczach jakiegoś pióra i buteleczki atramentu.

— Dostałem co?

— Miecz.

Teraz gapił się na zwięzłą odpowiedź. Wciąż było mu zimno od kąpieli w lodowatej wodzie, jednak czuł szczęście, ponieważ Ron do nich wrócił i udało im się zniszczyć jeden z horkruksów.

— Dostałem — odpisał powoli. — Jeśli to naprawdę ty, napisz, co robiliśmy na ostatnim szlabanie.

Odzew nastąpił bardzo szybko.

— Obciągnąłem ci, aż spuściłeś mi się do gardła.

— To npradę ty? — nabazgrał, gubiąc kilka liter.

— Czy ktoś inny obciągał ci na szlabanie?

Harry wyszczerzył się.

— Nikt. Ani na szlabanie, ani nigdzie indziej. — Nie mogąc przestać się uśmiechać, zaśmiał się cicho i zasłonił usta dłonią, wiedząc, że Ron i Hermiona śpią na swoich posłaniach. Potem coś sobie przypomniał. — Twój patronus to łania?

— Tak samo jak twojej matki — odpisał Snape.

— Dlaczego nie pisałeś?

— Jestem wszędzie obserwowany. Z rozkazu Czarnego Pana i przez zazdrosnych o moją pozycję. A nawet przez kilka portretów z gabinetu dyrektora.

— Czy czasem ty nim teraz nie jesteś? — zapytał Harry. Podejrzewał, że Snape poprosił o tę posadę Voldemorta, aby w jakiś sposób chronić Hogwart przed obecnością Carrowów. Raporty, które słyszał o rozdawanych przez Snape’a szlabanach, były dość jednoznaczne.

— Nie miałem innego wyboru — nadeszła odpowiedź. — Robię, co mogę, ale...

— Rozumiem — przerwał mu Harry i naprawdę tak było. Wielu ludzi oczekiwało od niego otwartej walki z Voldemortem, więc wiedział, co znaczy zawieść tłumy. — Gdzie teraz jesteś? — napisał po chwili.

— W namiocie, tak samo jak ty, ale w innej części kraju. Nie mogę długo tu zostać, jeśli nie chcę wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania.

Harry nie zazdrościł mu tego zadania: ukrywania swoich prawdziwych zamiarów przed wszystkimi. No, może z małym wyjątkiem.

— Skąd wiedziałeś, gdzie jesteśmy?

— Phineas usłyszał, jak o tym mówicie. Pracował nad tym już od kilku miesięcy, żebym mógł dać ci prawdziwy miecz.

— Dlaczego wrzuciłeś go do tej wody? — nabazgrał, otulając się mocniej kocem. — Mogłeś mi go po prostu dać.

— I stracić okazję, żeby zobaczyć, jak się rozbierasz?

Harry zacisnął usta, próbując powstrzymać śmiech. Podejrzewał, że bardziej chodziło o Rona kręcącego się pomiędzy drzewami.

— Zboczeniec — napisał.

— Przeszkadza ci?

— Nie.

Chwila przerwy. A potem:

— Muszę już iść.

Harry jeszcze mocniej wtulił się w koc, pragnąc, żeby był jakiś sposób, aby Snape’a zatrzymać. Ale grożące im niebezpieczeństwo było zbyt realne.

W międzyczasie -Snarry (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz