Niewiele się pomyliłam myśląc o tym, że ten palant znowu mnie zostawił. Przyjechał po 5 latach, zniszczył mi życie i zostawił znowu. Od tygodnia dni nie odezwał się więcej niż jednym smsem, że u niego wszystko w porządku i że kocha mnie, a ostatnie dwa dni milczał jak grób. Ale ja już nie wierzyłam w tą obłudę. Pojechał do swojej rodzinki, a mnie robił w balona. Piłam kawę w salonie, kiedy zaczął dzwonić mój telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz, ale numer był prywatny, to wzbudziło we mnie lekki strach, ale odebrałam.
-Halo? - zapytałam niepewnie.
-Cześć, Magda? - usłyszałam męski głos w telefonie, potwierdziłam, a on kontynuował - Nazywam się Walentyn. Dzwonię na prośbę Marcina. Jest w szpitalu, w Moskwie. Miał bardzo poważny wypadek. - wyznał.
-Jaki wypadek do cholery jasnej?! - krzyknęłam do telefonu i stanęłam na równe nogi - Nic mu nie jest? Co się stało? - zalewałam mężczyznę pytaniami.
-To już on sam Ci powie. Jest w stanie ciężkim, ale stabilnym. Gdy odzyskał przytomność jego pierwszymi słowami było to, aby Ciebie poinformować. - miło, ale przecież ma swoją dupę tam na miejscu.
Moim pierwszym pomysłem było to, aby pojechać tam, ale jak do cholery? Nie znałam ani adresu, ani języka, nic... Przy Marcinie zawsze czułam się taka bezpieczna, a teraz bez niego? Cholera jasna. Człowiek, który mnie tak perfidnie oszukał, a ja mimo to bałam się o niego jak cholera, przecież go kochałam nad życie. Nie wiedziałam co mam zrobić, jedyne co mi zostało to czekać.
Zalałam się łzami, bałam się tak bardzo. Co jeśli naprawdę coś mu się stanie? Wolałabym już, żeby mnie zdradzał, ale żył, był. Nie ze mną, bo zdrady bym nigdy mu nie wybaczyła, ale chciałam, żeby zwyczajnie był. Nie mogłam nawet oddzwonić pod ten numer i zapytać co z nim, bo przecież do cholery jasnej nie wyświetlił mi się! Wszystko się kumulowało i tylko się wściekałam.
Każdy kolejny dzień był dla mnie coraz gorszy. Nie wiedziałam z kim się skontaktować, co 5 minut dzwoniłam do Marcina, ale ciągle miał wyłączony telefon. Stałam w oknie i patrzyłam na ten cholerny świat, zastanawiałam się, co może dziać się z osobą, którą tak bardzo kocham, mimo, że mnie okłamuje, kiedy pod bramę podjechało auto. Wysiadł z niego Marcin. Wyleciałam z domu w kapciach i pobiegłam w jego stronę.
-Jesteś! - wtuliłam się w jego ciało, na co jęknął, dopiero wtedy zauważyłam, że ma rękę na temblaku, najpierw musiałam się nim nacieszyć, opieprzę go za chwilę.
-A gdzie indziej miałbym być? - popatrzył na mnie zdziwiony - Ubierz się i pojedziemy do mnie. Poprowadzisz? - podał mi klucze, na co tylko pokiwałam głową.
Może to i lepiej, żebym skonfrontowała go z tym co wiem, gdy będziemy sami. Przebrałam się szybko i za chwilę siedzieliśmy już w aucie. Nie mogłam się nacieszyć, że znowu mam go obok, drania.
-Najpierw Ty, czy ja? - zaczęłam od razu po przekroczeniu drzwi od jego mieszkania.
-Ale co? - albo udawał zdziwionego, albo naprawdę nie ogarniał, ale chyba nie był, aż taki głupi.
-Po cholerę tak naprawdę pojechałeś do Rosji! - krzyknęłam ze złością - Myślałeś, że się nie dowiem? Masz mnie za idiotkę? - zadawałam pytania.
-Ogarnij się, wariatko. - westchnął - Przecież powiedziałem Ci, że po dokumenty, czegoś nie rozumiesz? - podniósł na mnie głos.
-Może do Polinki i swojego syna?! - wypaliłam od razu.
-Że co? - roześmiał się - Czy Ciebie babo już do reszty pogrzało? - rozsiadł się na kanapie, a ja miałam ochotę go utłuc.
-Wyjechałeś na tyle lat i zrobiłeś dzieciaka innej, a teraz pojechałeś ich odwiedzić, bo "tęskni za tatą"? - zacytowałam jednego z maili.
-Skąd o tym wiesz? - popatrzył na mnie zdziwiony, ha! Mamy Cię!
CZYTASZ
Wróć do mnie...
RomanceKiedy dwa tygodnie przed ślubem wraca do Ciebie miłość Twojego życia, która 5 lat temu tajemniczo zaginęła cały świat przewraca się do góry nogami...