017. Poranne pocałunki

901 83 9
                                    

Heeeeeeeej <3 Giga dawno nie pisałam w perspektywie pierwszoosobowej, dlatego mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytanie i do zobaczenia 14 marca <3

Stoję z boku budynku obserwując opartego o niego Erwina Knucklesa. Wydaje się to być już tradycją, że wita mnie w ten sposób zawsze rano przed moją służbą. Praca wydaje się być jakoś łatwiejsza, gdy wiem, że zobaczę złotookiego przed nią.

Śmieje się i łapie mnie za rękę, ciągnąć do siebie. Przeczesuje moje włosy patrząc chwilę na moją twarz. A potem po prostu mnie całuję. Tak jak robi to prawie codziennie od dwóch miesięcy.

Nie wiem co się dzieje i dlaczego znowu na to pozwalamy, jednak najwidoczniej oboje nie możemy bez siebie funkcjonować. Dlatego po prostu oddajemy się przyjemności.

Czuję jak wplątuje palce w moje włosy. Ciągnie za nie lekko cicho jęcząc. Pobudza mnie to jeszcze bardziej, więc mocniej chwytam za jego nadgarstek ściskając go. Ciałem przyciskam go do zimnego muru, przez co dostaje w zamian przyjemne sapnięcie.

-Nie możemy. - Mówi pomiędzy kolejnymi cmoknięciami. Nie obchodzi mnie to w tym momencie. Mam gdzieś, że nie powinniśmy czy ktoś nas zobaczy. Po prostu nadal całuję go tak mocno, wkładając w to całego siebie.

Próbuje się wyrwać z moich objęć chcąc mnie odepchnąć. Jednak jego usta nadal skubią moje, wyraźnie nie chcąc się oddalać.

Postanawiam jednak mu to umożliwić. Powoli obniżam swoje dłonie na jego tyłek. Teraz jego ręce są wolne. Zastanawiam się czy mnie odepchnie jednak tak się nie dzieje.

Zarzuca mi je na kark przyciągając jeszcze bliżej. Nasze ciała stykają się, a krocza ocierają o siebie. Nie umiem powstrzymać jęku podniecenia, który uwalnia się z moich ust. On jeszcze bardziej pogłębia pocałunek doprowadzając mnie powoli na skraj.

To boli. Posiadanie go przed sobą. Trzymanie go. Całowanie. Bo chociaż mam go tylko fizycznie, a chciałbym też duchowo. Chce więcej. I to boli, że nie mogę.

Odpycham go w końcu dysząc. Czuje uciążliwy ucisk w spodniach i mam ochotę się rozpłakać na samą myśl o tym. Próbuje się opanować jednak widząc go z tym swoim kpiący uśmiechem nie umiem już się kontrolować. Bo chce go tak bardzo.

Czuje, że moje włosy są roztrzepane. Nie jestem pewny czy to przez wiatr czy przez jego rękę. Nie przeszkadza mi to jednak. Czuje się jeszcze lepiej.

Przez chwilę waham się co mogę dalej zrobić. Patrzę w jego złote tęczówki. Widzę to samo uczucie, które krąży we mnie. Strach.

-Grzesiu... - Mruczy cicho wyciągając dłoń. Przed chwilą nie chciał, ale teraz już jest pewny. Chce się poddać chwili. Znowu.

Ponownie wbijam się w jego usta. Moje ręce jakby całkowicie świadomie odnajdują swoje miejsce na jego pośladkach. Rozpływam się mając wrażenie, że pocałunek jest bardziej czuły, intymny. Jakbyśmy bez słów wyznawali sobie to co czujemy. Pozwalamy sobie się poznawać w inny sposób niż dotychczas. Chłonąc tą delikatność.

Ciągnie za końcówki moich włosów. Nie mogąc się powstrzymać przenoszę jedną dłoń na jego zarośnięty policzek i głaszczę go delikatnie. Wiem, że się rumieni. Chociaż tego nie widzę, jestem pewien. Zawsze to robi gdy zdobywam się na taki czuły gest.

-Muszę iść. - Szepczę. On jednak nie zwraca uwagi na te słowa nadal mnie całując. - Erwin. - Odsuwam go stanowczo od siebie. Oblizuje usta czując na nich jego brzoskwiniową pomadkę. Jest słodka, tak jak cały on.

-Wiem. Spotkamy się wieczorem? - Jego głos jest zachrypnięty. Dygocze. Ściągam z sobie bluzę i podaję mu ją. Jest zimno, a ja nie chce żeby się rozchorował.

Inadequate || Morwin // WOLNO PISANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz