I tak całe wieczory spędzałyśmy razem, patrząc na niebo w obserwatorium, ucząc się w bibliotece, słuchając muzyki albo spokojnych gitarowych riffów Lily w naszym pokoju. Nie było wielkiej różnicy gdzie byłyśmy, ważne było to, co między nami zaistniało, ten komfort przebywania ze sobą, uczucie, że tak mogłoby zostać wiecznie.
Czasami spędzałyśmy też wieczory u moich znajomych, zamawialiśmy pizzę, siedzieliśmy w piątkę na podłodze w ich pokoju, otoczeni zapalonymi świeczkami, śmiejąc się, rozmawiając do późnych godzin. To był cały nasz świat. Często łapałam z brunetką kontakt wzrokowy, którego zupełnie nie potrafiłam określić. Ta ciepła fala między nami o której mówiłam - ona tam wciąż była, ale żadna z nas nie wiedziała co o niej sądzić. Nie znałyśmy tych uczuć, nie potrafiłyśmy ich zrozumieć, więc nie wiedziałyśmy też, co z nimi zrobić.
Nastała zima, zbliżały się ferie świąteczne. Chodziłyśmy na inne zajęcia, ale wieczory zazwyczaj spędzałyśmy wspólnie. Jednak kiedy zdarzało się, że mnie dotknęła, całe moje ciało było sparaliżowane, skręcało mnie od środka, gęsia skórka witała na moim ciele. Nie wiedziałam, co się dzieje ani dlaczego. Nie wiedziałam też, czy te uczucia są pozytywne.
1977
Pewnego razu, kiedy siedziałam na podłodze biblioteki, otoczona kotami, skupiona na lekturze psychologii miłości, wystraszyła mnie Lily, szturchając moje ramię. Usiadła obok mnie, jej oczy się błyszczały, uśmiech na jej twarzy był większy niż kiedykolwiek widziałam.
- Szukałam cię! - odrzekła. - Chyba nie uwierzysz. - Zdobyłam dwa bilety na koncert Queen, dzisiaj na 19:30!
- NAPRAWDĘ?! - podniosłam się szybko, zakłócając wypoczynek moich kocich towarzyszy, jednocześnie odkładając pospiesznie książkę na najbliższą półkę.
Lily z ekscytacji krzyknęła i mocno mnie przytuliła, obejmując za talię. Jej ręce były ciepłe, a włosy pachniały połączeniem wanilii i mongolii. Czułam, że mogłam się w niej rozpłynąć.
Poszłyśmy do pokoju i zaczęłyśmy się pakować. Wzięłyśmy książki, walkmana, pieniądze i mapę Londynu i pobiegłyśmy na pociąg.
W pociągu czytałyśmy pieśń o Achillesie, patrzyłyśmy przez szybę na zaśnieżone góry Anglii, znad których akurat zachodziło słońce, otaczając wszystko dookoła różowo-czerwoną poświatą, i rozmawiałyśmy o naszych marzeniach.
- Zawsze marzyłam o normalnej rodzinie i dzieciństwie, bez jedynych wspomnień związanych z kartonowymi pudłami i żegnaniem się ze znajomymi, których dopiero co poznałam. - odrzekła Lily.
- Widzisz, ja zawsze marzyłam o podróżowaniu - odparłam.
- Rzeczywiście, te wszystkie miasta były piękne. - powiedziała, po czym się zamyśliła. - Muszę kiedyś cię zabrać do Paryża. Spodoba ci się tam. - powiedziała, patrząc na mnie.
- A oprócz tego, jakie jeszcze masz marzenia?
- Zobaczyć Queen - powiedziała, po czym uświadomiła sobie że jej marzenie właśnie się spełnia, więc na jej twarzy zawitał uśmiech. - i poznać miłość mojego życia.
- Ty też się boisz że jej nie poznasz? W końcu, jakie są szanse że rzeczywiście poślubisz swoją bratnią duszę?- odparłam, patrząc jej w oczy.
Jednak nie miałam pojęcia, że miłość mojego siedzi obok mnie i jest ukryta w tych aksamitnych włosach i tym uśmiechu.
Kiedy wysiadłyśmy z pociągu, około 19:00, jedyne, co musiałyśmy zrobić to dotrzeć do Earl's Court. Przy okazji wyjęłyśmy mapę, żeby mieć pewność, że się nie zgubimy.
Dotarłyśmy na miejsce i czekałyśmy na przyjście zespołu. Kiedy po kolei zaczęli pojawić się John, Brian, Roger i Freddie, Lily z podekscytowania mocno ścisnęła mnie za rękę.
Koncert był przecudowny. Zaczęło się od Tie Your Mother Down, poprzez Somebody to Love, Killer Queen i Good-Old Fashioned Lover Boy, które były ulubionymi piosenkami dziewczyny, następnie mocniejsze Death On Two Legs, ikoniczne Bohemian Rhapsody, kończąc na Liar. Byłyśmy zachwycone, przez cały czas trzymałyśmy się za ręce, a ja nigdy w życiu tak głośno nie krzyczałam.Przyszedł czas na przerwę zimową. Lily powiedziała mi, że nie ma zamiaru wracać do rodziny, bo kolacja polega jedynie na kłótniach i zamieszaniu. Postanowiła więc zostać na ten czas w internacie.
Kiedy wigilia zbliżała się już wielkimi krokami, zostały może cztery dni, wpadłam na pomysł.
Podeszłam do ledwo działającego telefonu na końcu korytarza, wystukałam numer moich rodziców i czekałam na sygnał.
- Halo? Kto tam?
- To ja. Nie mielibyście nic przeciwko, jeśli przyjechała bym z przyjaciółką?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
CZYTASZ
i would never fall in love again until i found her...//wlw
Poesíakiedyś myślałam, że jest jak jesień.